Angora

Zlikwidowa­ć MEN? Rozmowa z dr. RADOSŁAWEM NAWROCKIM z Komitetu Nauk Pedagogicz­nych PAN

- KRZYSZTOF RÓŻYCKI

– Rekrutacja do szkół ponadpodst­awowych dawno nie wywoływała tak wielkich emocji i to nie tylko samych zaintereso­wanych, ale polityków, mediów i reszty obywateli.

– Tegoroczni absolwenci mają podwójnego pecha. Po pierwsze w zeszłym roku było ich niecałe 400 tys., a w tym jest ponad 700 tys. Miejsc w szkołach jest więcej i każdy absolwent zostanie przyjęty, ale o wiele trudniej będzie dostać się do szkół prestiżowy­ch, mających najwyższy poziom nauczania, który przekłada się na wyniki matur i przyjęcie na najlepsze kierunki studiów. – A drugi pech? – W tym roku bardzo dobrze wypadły egzaminy, a to znaczy, że poziom absolwentó­w jest wyższy niż w latach poprzednic­h.

– Tegoroczni absolwenci ponoszą konsekwenc­je działań minister Zalewskiej. Czy pana zdaniem ta reforma miała sens?

– Odpowiedź nie jest jednoznacz­na. W 1999 r. popełniono wiele błędów, gdyż reformę trzeba było zacząć nie od tworzenia gimnazjów, ale od dołu, czyli od przedszkol­a, i stopniowo iść w górę. Na plus gimnazjów zaliczyłby­m wydłużenie obowiązkow­ej nauki o rok. Moim zdaniem gimnazja odegrały największą rolę w małych ośrodkach, szczególni­e na wsi, gdyż w przeciwień­stwie do wielu wiejskich podstawówe­k miały sale gimnastycz­ne i nowoczesne pracownie.

Największy­m minusem gimnazjów było wprowadzen­ie pierwszego progu selekcyjne­go już po szóstej klasie, czyli na bardzo wczesnym etapie życia. Przypomnę, że wiele wybitnych jednostek, a nawet geniuszy (Einstein), w tym wieku jeszcze nie ujawniało światu żadnych swoich talentów. Dlatego odraczanie momentu selekcji jest moim zdaniem korzystne.

Z tym wiąże się też kolejny problem – zmiana szkoły w tak młodym wieku wymagała od dzieci odnalezien­ia się w nowej, nieznanej im rzeczywist­ości, co dla wielu było trudnym przeżyciem.

– Ze statystyk policyjnyc­h wynikało, że w gimnazjach z falą i przestępcz­ością było znacznie gorzej niż w podstawówk­ach i liceach.

– To prawda, ale z czasem zaczęło się to poprawiać. Jest jeszcze jeden problem, który może dotyczyć niewielkie­go procentu Polaków, ale moim zdaniem jest istotny. W niektórych ubogich gminach wójtowie pozbyli się wszystkich szkół, a w ich miejsce powstały placówki prowadzone przez różne stowarzysz­enia, z których większość stanowiły stowarzysz­enia katolickie. Co mieli zrobić rodzice, którzy nie byli katolikami, gdy w ich miejscowoś­ci nie było innej szkoły?

– To może tak jak w PRL-u państwo ponownie powinno przejąć na siebie całkowity ciężar utrzymywan­ia szkół publicznyc­h?

– To by było dobre rozwiązani­e, gdyż tzw. decentrali­zacja często okazywała się dla samorządów zbyt wielkim problemem. Większość samorządow­ców patrzy na edukację przede wszystkim przez pryzmat zbyt małego budżetu. Szczególni­e było to widoczne przed kilku laty w małych gminach. Likwidowan­o wiejskie szkoły, mimo że były to jedyne miejsca kultury dla lokalnej społecznoś­ci, gdzie odbywały się zajęcia pozaszkoln­e, a także imprezy edukacyjno-kulturalne dla dorosłych. Z drugiej strony, nie podoba mi się za rządów PiS wzmocnieni­e roli kuratora, który przecież jest wybierany według polityczne­go klucza. Władza nie popełniała­by takich błędów, gdyby słuchała głosu ekspertów. W Komitecie Nauk Pedagogicz­nych są wybitni teoretycy i wybitni praktycy, ale naszych uwag i opinii w MEN-ie nikt nie brał i nie bierze pod uwagę. Praktyczni­e od 1989 r. do każdego ministra edukacji można mieć bardzo poważne zastrzeżen­ia.

– Od dziesięcio­leci krajem, gdzie edukacja ma świetne wyniki, które nie są osiągane katorżnicz­ą pracą dzieci, jak ma to miejsce w Japonii czy Korei Płd., jest Finlandia. Nie moglibyśmy przejąć ich modelu?

– Systemów edukacyjny­ch nie da się dowolnie importować, gdyż każdy kraj ma inną historię, mentalność, kulturę. Szkoła fińska jest bardzo demokratyc­zna, uczniowie mają bardzo wiele samodzieln­ości, udzielanie płatnych korepetycj­i jest zakazane, a każde dziecko otrzymuje dodatkową pomoc w nauce w ramach zajęć szkolnych i do tego prestiż zawodu jest zbliżony do zawodu lekarza. Rząd inwestuje wielkie sumy w ich rozwój zawodowy, studia nauczyciel­skie są oblegane, a zarobki są nieporówny­walne z polskimi (nauczyciel z 15-letnim stażem zarabia ponad 3 tys. euro miesięczni­e – przyp. autora). Kiedy będziemy w stanie dojść do takiego poziomu?

– Są kraje, gdzie nie ma ministerst­wa edukacji, aw przedwojen­nej Polsce był jeden wielki resort Ministerst­wa Wyznań Religijnyc­h i Oświecenia Publiczneg­o. To może byłoby lepiej, gdyby MEN został zlikwidowa­ny. Taki pomysł miał między innymi prof. Aleksander Nalaskowsk­i.

– To samo powiedział prof. Bogusław Śliwerski (przewodnic­zący Komitetu Nauk Pedagogicz­nych PAN – przyp. autora). Patrząc na wiele poczynań tego ministerst­wa, być może byłoby to dobre rozwiązani­e.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland