Książki, bez których bylibyśmy inni
Księga umarłych, Ewangeliarz Henryka Lwa, Elementy, Alicja w krainie czarów, Baśnie braci Grimm, Mały Książę...
Tradycja pisania książek o książkach jest długa i obfita. Niemal każde pokolenie Czytelników stworzyło własne listy ważności, lokując na nich tytuły, bez których nie sposób byłoby wyobrazić sobie swoich czasów. Co ciekawe, inne tytuły kreowały listy czasów renesansu, inne epoki oświecenia. Jeszcze inne konstytuowały estetykę romantyczną, a zupełnie odmienne kojarzyły się wyłącznie ze współczesnością. Istniały jednak książki, które zajmując poczesne miejsca w rankingach istotności jakichś czasów, nie przemijały z nimi. Trwały, będąc uznawanymi przez kolejne generacje, tworząc kanon tytułów, bez których obejść nie mogła się nie tylko epoka czy dwie, ale cała cywilizacja. Kanony tworzyły narody, kanony układali zakochani w książkach bibliofile, dla których walorem była nie tylko treść, ale i estetyka księgi: jej typografia, rodzaj papieru czy oprawa. Porównanie dorobku człowieka w zakresie edycji dzieł stało się kolejnym kryterium selekcji tytułów. Piękno książki stawało się substytutem jej przesłania.
„Kochać książkę – pisze w przedmowie James Naughtie – to zyskać przyjaciela, którego chce się zachować pomimo wszelkich przeciwności. Wszyscy mamy książki z dzieciństwa, które otwierają się same, jak można się spodziewać, w ulubionych miejscach, czy powieści, które czytamy tak często, że ich grzbiety wymagają naprawy. A w czasach, gdy książka elektroniczna otworzyła nowy rozdział w tej długiej historii, wielu czytelników ponownie odkryło estetyczną moc wspaniałej książki, która jest jednocześnie wspaniałym przedmiotem. Z wielu radości, jakie zapewniają, ta jedna nigdy nie blaknie”.
Michael Collins, autor starannie wydanego albumu, jest zakonnikiem, absolwentem Papieskiego Instytutu Archeologicznego w Rzymie, znawcą edytorstwa, bibliofilem, do tego mistrzem kaligrafii. Ten zbiór zawodowych zalet odcisnął specyficzne piętno na subiektywnym wyborze dzieł, które zmieniły świat. Na liście tytułów znalazły się i takie, które z perspektywy innej niż anglocentryczna, zdać się mogą obce lub nieznaczące, jednak dla kultury europejskiej odegrały ważną rolę. Można z ich rolą polemizować, jednak nie można ich pominąć. Collins (i jego współautorzy) nadali albumowi jednorodną konstrukcję, dzieląc dzieje książek na pięć odcinków: od trzeciego tysiąclecia do początków X wieku po Chrystusie; od 1000 roku do roku 1449; od 1450 do 1649; od 1650 do 1899 oraz książki, które ukazały się po roku 1900. Znajdujemy tu nazwiska kanoniczne, jak Dante, Szekspir, Cervantes czy Linneusz, ale także nazwiska z czasów nowszych, bez których nie obejdzie się żaden ranking ani wykład akademicki: Dickens, Darwin, Whitman, de Beauvoir.
Noty poświęcone księgom zawierają podstawowe i ciekawe informacje, choć nie tworzą typowej noty bibliologicznej. Każda rozkładówka zawiera kilka reprodukcji layoutu, fotografię detalu, daje wyobrażenie o kolorystyce poszczególnych kart. W perskim „Kanonie medycznym” napisanym w 1025 roku przez Ibn Sinę, czyli słynnego Awicennę, znajdujemy spisaną właściwie całą wiedzę medyczną człowieka. Omówione zostały wszystkie znane choroby, a także propozycje leków pomocnych w terapii. Warto przyjrzeć się katalogowi leków z ks. V, które Awicenna ściągnął także z arabskich, indyjskich i greckich źródeł. Ibn Sina okazuje się doktorem... nowoczesnym, dochodząc do wniosku, że np. „gruźlica jest chorobą zakaźną, wykazując, że emocje człowieka wpływają na jego zdrowie fizyczne, albo dowodząc, że nerwy przewodzą zarówno ból, jak i sygnały do mięśni, by się kurczyły”. Nie ma żadnych wątpliwości, że „Al-Kanun fi at-tabib” jest księgą, której znajomość zmieniła świat. Ciekawe, że w przypadku książek zmiana świata odbywa się zawsze na... lepsze.
Prawem autora jest wybór najcenniejszych tytułów osadzonych w jego kręgu kultury i języka. Stąd przewaga dzieł anglojęzycznych, także takich, które dla tożsamości kulturowej Polaka czy Bułgara nie mają znaczenia, jak „Domesday Book”, najstarszy kataster angielski pochodzący z XI wieku. Proporcja listy nie zostaje zachwiana, choć wiele dzieł, szczególnie sprzed wieku XVI, można w naszym kręgu kulturowym uznać za dość egzotyczne. Michael Collins w swym wyborze uwzględnia tytuły o doniosłym, historycznym znaczeniu. Takim dziełem jest niewątpliwie Biblia Gutenberga z 1445 roku, która notabene dwukrotnie rewolucjonizowała cywilizację europejską. Pierwszy raz, gdy moguncki drukarz zastosował w procesie druku ruchome czcionki umożliwiające uzyskiwanie nieskończonej liczby odbitek (dość powiedzieć, że w ciągu dwóch pokoleń, do końca XV wieku, po Europie krążyły miliony książek), drugi, gdy ukazała się – w tej samej technologii – Biblia Lutra tłumaczona na język niemiecki, stając się motorem zmian XVI-wiecznego języka niemieckiego. Poznajemy w artykuliku poświęconym Biblii Gutenberga charakter zdobień kart, bo wydrukowane strony zdobiono potem iluminacjami, by upodobnić je do dużo cenniejszych manuskryptów, przy czym bogactwo zdobień zależało wyłącznie od zasobności nabywcy. Dowiadujemy się, że Gutenberg wynalazł farbę drukarską, która świetnie pokrywała papier, ale również, że zaprojektował uniwersalne czcionki, zwane dziś teksturą i szwabachą. Duża ilustracja pokazuje, jak łamane były kolumny Biblii oraz jakie stosowano inicjały i kolory.
W 1665 roku ukazało się w Londynie pionierskie działo Roberta Hooka „Mikrografia”, poświęcone światu widocznemu tylko pod mikroskopem. Hook był kuratorem eksperymentów w Royal Society i zasłużył się w wielu dziedzinach nauki. Badał pod mikroskopem owady, drobnoustroje i komórki roślinne, precyzyjnie je opisując i rysując. Precyzja