Zamach Piłsudskiego
12 maja minęła dziewięćdziesiąta trzecia już rocznica przewrotu majowego, czyli zbrojnego zamachu stanu dokonanego przez Józefa Piłsudskiego i wiernych mu żołnierzy. Trzy lata temu, kiedy rocznica była okrągła, nie zauważyłem w żadnej z gazet nawet niewielkiej wzmianki na temat tego wydarzenia. A zasługuje ono na przypominanie, bo jest to jedna z najczarniejszych dat w historii kraju, na dodatek nieodległa i dobrze udokumentowana. O ile wprowadzenie stanu wojennego jest corocznie przypominane, o tyle zamach Piłsudskiego jest okryty niemal całkowitym milczeniem. Czyżby osoba Marszałka była aż tak święta, że nawet taką podłość, jak zamach stanu i jego konsekwencje, należy przemilczeć? A przecież był to zamach na demokrację, na prawa i wolności obywatelskie, w którego wyniku śmierć bezpośrednio poniosło niemal czterysta osób, w tym wielu cywilów. Ostateczna liczba zabitych jest trudna do ustalenia, bo podejrzewa się, że wiele osób zostało pozbawionych życia skrytobójczo już później. W dodatku zamach majowy wydał Polskę na autorytarne rządy sanacji, zakończone dopiero wybuchem drugiej wojny światowej, do której kraj nie był należycie przygotowany, również z tego powodu.
Tak się składa, że w dwóch bardzo ważnych dla historii II Rzeczypospolitej momentach historycznych premierem rządu był Wincenty Witos. Ten chłopski polityk, który był premierem trzykrotnie, miał swoistego pecha, że raz trafił na wojnę polsko-bolszewicką w jej decydującej warszawskiej fazie, drugi raz właśnie na zamach majowy Piłsudskiego. Być może nawet fakt utworzenia przez Witosa rządu był bezpośrednią przyczyną puczu, gdyż niechęć Piłsudskiego do „chłopskiego premiera” była powszechnie znana. Być może – poza różnicą klas społecznych obu polityków, z których jeden był z pochodzenia szlachcicem, a drugi chłopem – przyczyną była właśnie sytuacja z wojny polsko-bolszewickiej. Jak wspomina w swoich pamiętnikach Witos, 10 sierpnia 1920 roku Piłsudski „...wyjął z kieszeni nie zapieczętowany list i odczytał go głosem ogromnie niewyraźnym i zmienionym. Na czterech kartkach... mieściła się... umotywowana jego dymisja ze stanowiska Naczelnika Państwa”. Jednocześnie Piłsudski poprosił obecnych o zachowanie treści pisma w tajemnicy. Kiedy sytuacja na froncie się odwróciła i Piłsudski wrócił do Belwederu, Witos oddał pismo z dymisją Naczelnikowi. Zostawił sobie jednak odpis dokumentu. I właśnie ten odpis zginął w czasie wypadków majowych: tak zwani nieznani sprawcy ukradli go wraz z innymi dokumentami. Być może to, że Witos był świadkiem słabości Naczelnika w tak trudnym momencie polskiej historii, zadecydowało, że kiedy po kilku latach znów został premierem, Piłsudski zamachnął się aż na polską demokrację, w efekcie czego rząd Witosa upadł po zaledwie czterech dniach. Przebieg zamachu majowego jest na ogół znany, ze swoją dramaturgią i widowiskowością, ze słynnym spotkaniem na moście Piłsudskiego i prezydenta Wojciechowskiego, oraz wszystkim, co się później działo, a co było jawnym i siłowym zlekceważeniem konstytucji i reguł demokracji. Spiskowcy, którymi byli niemal wszyscy oficerowie Sztabu Generalnego, nie wykonywali rozkazów ministra obrony, co przy oporze części wojska wiernej rządowi przyniosło skutek w postaci – krótkotrwałej wprawdzie, ale jednak – wojny domowej.
To, co spotkało po zamachu majowym polityków opozycji, w tym zdymisjonowanego premiera Witosa, stanowi kolejny, nie wiem, czy nie jeszcze bardziej niechlubny epizod w postępowaniu Piłsudskiego. Wincenty Witos został zatrzymany w bezprawny sposób, osadzony w więzieniu w Brześciu, gdzie był traktowany przez służbę więzienną w nieludzki sposób, jak jakiś kryminalista, potem sądzony w procesie brzeskim, który był jedną wielką farsą. Wszystko to musiało się dziać za wiedzą Piłsudskiego, a właściwie z pewnością na jego polecenie. Potem były wyroki, tułaczka zagraniczna i tragiczny los chłopskiego bohatera.
Czy analizując tamte wydarzenia, nie można doszukać się pewnych analogii do dzisiejszej sceny politycznej? Czy zaciętość i mściwość w połączeniu z chęcią realizacji własnych ambicji nie może dziś prowadzić do podobnych zachowań? Polska demokracja jest nadal krucha, a chętnych do wykonywania niecnych poleceń – jak na przykład, by były premier wynosił kubły z nieczystościami w więzieniu – z pewnością też by się znalazło sporo. Może warto zatem, od czasu do czasu, i korzystając z rocznicowej okazji, przypominać tamte lata i te czarne plamy na wyidealizowanym wizerunku Piłsudskiego? Zachęcam do lektury pamiętników Wincentego Witosa. Licho nie śpi.
Pozdrawiam,