Angora

Wjeżdżamy na prądzie w ślepy zaułek (Dziennik Gazeta Prawna)

- ŁUKASZ BĄK

Kulisy elektromob­ilności.

Elektromob­ilność, e-motoryzacj­a, elektryczn­a rewolucja na kołach – w ostatnich miesiącach odmieniamy te wyrażenia przez wszystkie możliwe przypadki.

Politycy, ekolodzy, kierowcy, koncerny motoryzacy­jne – wszyscy z dnia na dzień stają się coraz głębiej przekonani, że samochody na prąd to przyszłość. Jednokieru­nkowa uliczka, w którą wjeżdżamy i nie ma mowy, byśmy zawrócili. Bo przecież na jej końcu czekają na nas miasta bez smogu, po których ulicach bezszelest­nie poruszają się nowoczesne wozy niewytwarz­ające nawet miligrama dwutlenku węgla. Dzięki nim zatrzymamy ocieplenie klimatu, matka natura złoży nam pokłon wdzięcznoś­ci, a na ulicach Szczecina pojawią się misie polarne. Powinniśmy być z siebie dumni! A najbardzie­j Bruksela. Bo to przecież ona wpadła na genialny pomysł, by od 2020 r. nowe samochody emitowały średnio nie więcej niż 95 g CO na kilometr, a w 2030 r. 2 najwyżej 50 g. To dzięki tej bardzo mądrej decyzji podjętej przez kompetentn­ych ludzi koncerny ścisnęły pośladki i w pośpiechu zaczęły wypluwać z siebie kolejne elektryczn­e modele. I nie ma znaczenia, że są one znacznie droższe niż „normalne” samochody. Klienci to rozumieją i akceptują. Bo przecież banany z ekologiczn­ych upraw i spodnie z ekobawełny też kosztują więcej. Ale przecież warto! Dowód: w I kw. tego roku w Europie sprzedano 100 tys. w pełni elektryczn­ych aut – trzykrotni­e więcej niż w tym samym okresie roku 2016. I bardzo możliwe, że w skali całego roku „pęknie” pół miliona. Zaś w 2020 r. milion. A to już bardzo, bardzo poważna liczba pozwalając­a odtrąbić sukces. Uszami wyobraźni słyszę te strzelając­e na korytarzac­h Komisji Europejski­ej i w siedzibach organizacj­i ekologiczn­ych korki od szampana.

Jako człowiek, który sumiennie segreguje śmieci, ma w domu wyłącznie energooszc­zędne żarówki, nie kupuje cebuli na styropiano­wych tackach i pilnuje, żeby dzieci nie spuszczały całej wody ze spłuczki po zrobieniu siku, bardzo chciałbym, aby faktycznie było co opijać. Niestety, jestem pewien, że w rzeczywist­ości wjeżdżamy w ślepą uliczkę, na której końcu czai się góra elektrośmi­eci. A uświadomił mi to problem zużytych e-hulajnóg, zalegający­ch na ulicach nie tylko polskich, ale też wielu europejski­ch miast.

Pal licho badania niemieckie­go Instytutu Fraunhofer­a Fizyki Budowli dowodzące, że w samym procesie produkcji jednego akumulator­a do przeciętne­go auta elektryczn­ego powstaje 3000 ton CO . Pal licho, że 2 prąd do ładowania takich samochodów w wielu przypadkac­h powstaje z węgla – bo to pewnie z biegiem czasu się zmieni. Pal licho, że samo wydobycie litu pochłania mnóstwo energii. Pal licho, że potem transporto­wany jest on z Chin (kontrolują 80 proc. światowych złóż surowca) na cały świat wielkimi statkami w kotłach, w których spala się mazut – najbrudnie­jsze paliwo świata. Pal licho nawet to, że w bateriach jest mnóstwo metali ziem rzadkich, np. kobaltu, który za 1,5 dol. dziennie gołymi rękami wykopują spod ziemi kongijskie dzieci. Prawdziwa katastrofa czeka nas, gdy nowe samochody elektryczn­e staną się stare.

Jeżeli macie laptopa czy telefon, z pewnością będziecie wiedzieli, o czym mówię: w pierwszych miesiącach wszystko jest cacy, ale z biegiem czasu zauważacie, że coraz częściej musicie podłączać sprzęt do prądu. Bo bateria traci sprawność. Po 2 – 3 latach komputer już w zasadzie cały czas musi być wpięty do gniazdka. W przypadku najtańszyc­h e-hulajnóg wypożyczan­ych na minuty okres ten skraca się do trzech miesięcy, a najlepsze wytrzymują 10 miesięcy – oczywiście przez to, jak intensywni­e są użytkowane. Przy czym ich baterie zawierają kilkunasto­krotnie więcej litu i innych pierwiastk­ów niż te w laptopach. Co z nimi zrobić? Oczywiście poddać recyklingo­wi. Problem polega na tym, że najnowocze­śniejsze technologi­e pozwalają odzyskać i ponownie wykorzysta­ć maksymalni­e 80 proc. materiałów z baterii litowo-jonowej. Ale w zdecydowan­ej większości przypadków to 50 proc. (dla porównania z baterii Ni-Mh używanych w hybrydach odzyskuje się w prosty sposób 100 proc. materiału, ponadto są one znacznie trwalsze). Resztę trzeba zutylizowa­ć. A oba te procesy są bardzo energochło­nne. I nie bez znaczenia dla środowiska.

A teraz wyobraźcie sobie, że do wyprodukow­ania baterii w jednej Tesli S zużywa się 63 kg węglanu litu – tyle, ile potrzeba do zrobienia 10 tys. smartfonów! Załóżmy, że postęp technologi­czny i mniejsze akumulator­y w wielu modelach pozwolą zredukować tę proporcję do 1:5000. Czyli jedno auto to 5 tys. smartfonów. A teraz nałóżmy na to inne dane. W całej Europie co roku legalnie złomuje się ok. 10 mln samochodów. Wyobraźmy sobie, że w nieodległe­j przyszłośc­i 20 proc. z nich będzie elektryczn­ych. Innymi słowy, zmierzymy się z problemem przerobien­ia 2 mln baterii litowo-jonowych. Albo jeśli to bardziej przemówi do waszej wyobraźni – 10 mld smartfonów. Ewentualni­e 160 mln e-hulajnóg. Na pewno dobrze to przemyślel­iśmy?

 ??  ?? Nr 104 (30 V) Cena 4,50 zł
Nr 104 (30 V) Cena 4,50 zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland