Sen nocy letniej
„Angora” na salonach warszawki.
Żadna inna pora roku nie nadaje się tak cudownie do biesiadowania w plenerze. Nawet upiorne w tym roku komary – a dokładnie pazerne komarzyce – nie są w stanie zepsuć błogiej przyjemności jedzenia i picia pod gołym niebem. Najlepiej w gronie sprawdzonych przyjaciół.
Gdy Edouard Manet namalował swoje słynne „Śniadanie na trawie”, dziewiętnastowieczna publiczność niemal padła z oburzenia. Obraz, gdzie dwaj ubrani mężczyźni siedzą w towarzystwie kompletnie nagiej kobiety, która na dodatek bezczelnie patrzy nam prosto w oczy, uznano za wyuzdany i wulgarny. Malarz tłumaczył, że w jego dziele nie chodziło o nagość, lecz jedynie o niezwykłe światło, które chciał uchwycić na zawsze. Jeśli ktokolwiek uwiecznia dzisiejsze pikniki, to raczej robiąc zdjęcia smartfonem, które potem giną już na zawsze gdzieś w czeluściach cyfrowego świata. Kto by się przecież dziś zajmował wywoływaniem setek fotografii, nie mówiąc już o wklejaniu ich do albumu. Jeśli ktokolwiek ogląda jeszcze te fotki, to tylko w mediach społecznościowych, gdzie – zbierając mniej lub więcej lajków – żyją intensywnie, ale krótko. Gdy chyba z setka, a może i więcej osób zasiadło przy długich, biesiadnych stołach w samym centrum Warszawy, smartfony od razu poszły w ruch. Kiedyś przechodziły tędy pochody pierwszomajowe, dziś przy odrobinie szczęścia można załapać się na jedyną taką kolację w roku – na placu Defilad, tuż przy wejściu do Pałacu Kultury. Na wspólne jedzenie dań, które były warszawskimi przebojami kulinarnymi minionego trzydziestolecia, zaprosiła Coca-Cola pod hasłem „Sen nocy letniej. Cudowne konstelacje”. W tle migały stołeczne neony i sączyła się przyjemna muzyka, a kelnerzy uwijali się, podając dobrze znane potrawy. Na stołach oczywiście musiał znaleźć się dobrze znany gazowany napój, który – wiem, trudno w to uwierzyć – nie był kiedyś jedynie zwykłym napojem, ale symbolem wolności i maleńką cząstką Zachodu w Polsce. Tym razem specjalnie na to spotkanie butelka zyskała oryginalną etykietę zaprojektowaną przez polskiego artystę Karola Radziszewskiego. Na początek tej wyjątkowej biesiady zaproszeni goście dostali kurczaka w cieście kokosowym – tak smakował w Warszawie początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy jak grzyby po deszczu wyrastały tu budy z chińszczyzną. O tym, co tak naprawdę – zamiast swojskich kurczaków – wrzucało się tam do woka, krążyły okrutne plotki, ale w imieniu milionów obywateli, którzy ze smakiem pochłaniali wtedy azjatyckie dania, zamilczmy dziś z godnością. W menu przygotowanym na tę sentymentalną gastronomiczną podróż przez stołeczne studio CookUp znalazła się też wietnamska zupa pho; chodziło się na nią na nieistniejący już Stadion Dziesięciolecia. Przy odrobinie wiedzy i szczęścia można tam było kupić lekko używanego kałasznikowa, można było również dobrze i niedrogo się najeść. Podczas tego powrotu do przeszłości nie zabrakło także polskiego hamburgera, czyli kajzerki z mielonym. Obok hot doga, w którym parówkę zastępował farsz z pieczarek, był w stolicy przebojem biednych lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Na deser – skoro to Warszawa – podano wuzetkę, którą nazwano kiedyś na cześć Trasy W-Z łączącej dwie części miasta. Lata mijają, a my wciąż lubimy kakaowy biszkopt przełożony bitą śmietaną. W wersji z 2019 roku wuzetka została podana w towarzystwie modnego słonego karmelu.
Wykwintnych dań jak zawsze nie zabrakło na imprezie Inauguracja Sezonu Letniego Raffaello. To już siódme takie spotkanie w ogrodach pałacu w Wilanowie. Gwiazdy i gwiazdeczki walczą o zaproszenia i szykują letnie kreacje. Można pokazać pierwszą opaleniznę i jeszcze bardziej niż zwykle odsłonić dekolt. Celebrytki zainspirowane kokosową czekoladką tym razem wyjątkowo licznie wystąpiły w białych kreacjach. Bardzo ładnie wyglądała Justyna Jeger-Nagłowska (38 l.), partnerka Borysa Szyca (40 l.). Prawie jak panna młoda, może więc pora pomyśleć o weselu? Najsmakowiciej wypadła prowadząca imprezę Agnieszka Cegielska (40 l.) w apetycznie malinowej sukience do ziemi. To na pewno nieprzypadkowy wybór koloru – przez kilka letnich miesięcy można teraz kupić Raffaello o smaku malin. Wśród gości nie zabrakło też jak zawsze chętnie fotografowanych państwa Majdanów. Małgorzata Rozenek (41 l.) ubiera się wciąż w myśl reguły: im więcej lat, tym krótsze sukienki. Już jest bardzo kuso; strach pomyśleć, co będzie, gdy szybciej niż później ta dama dobije sześćdziesiątki. Dużo zamieszania robiła wokół siebie już od wejścia popularna ponoć ostatnio autorka powieści erotycznej, z zawodu wizażystka, Blanka Lipińska (34 l.). Hałaśliwa, wytatuowana od stóp do głów, w wydekoltowanej krótkiej kiecce nie budziła jednak erotycznych skojarzeń, choć pewnie taki miała plan. Ot, jakby powiedział Szekspir: Dużo hałasu o nic.