Szukamy ciągu dalszego – Rzucono mnie na szerokie wody
Michał Gasz zwyciężył „Szansę na sukces”.
Interesowała go przyroda. Studiował jednak ekonomię. Z zamiłowania artysta. Piosenkarz, aktor musicalowy, kompozytor i autor tekstów. Kilkakrotnie wystąpił w „Szansie na sukces” i dwa razy wygrał. Wielokrotnie wyróżniany i nagradzany na różnych festiwalach. Od wielu lat związany z zespołem Piotra Rubika. Ale występuje też solo.
Mieszka na Śląsku, ale więcej czasu spędza w podróży, na estradzie, niż w domu. Od kwietnia rozpoczął w pełni sezon artystyczny. – W okresie jesienno-zimowym pracowałem w teatrach i dla ośrodków kultury. Sporo czasu zabierają również nagrania związane z moimi nowymi przedsięwzięciami. Na przykład wszedłem w projekt pod nazwą Filharmonia Futura w Krakowie, w ramach którego odbywają się koncerty odmienne stylistycznie, gatunkowo. Jednym z ważnych jest m.in. Rock Poezji, gdzie prezentowana jest poezja związana z polską twórczością, np. Jacka Kaczmarskiego, Edwarda Stachury, Marka Grechuty.
Uczestniczy w tym przedsięwzięciu już przeszło rok. – Zaproszono mnie do współpracy nie tylko przy Rock Poezji, ale także przy koncertach „Symphonica”, gdzie wraz z dużym składem sekcyjnym i filharmonijnym przedstawiamy projekty takich zespołów jak Metallica, AC/DC. Okraszone jest to wszystko współczesnymi aranżacjami i wizualizacjami, które ozdabiają każdy z tych utworów. Mam jeszcze kolejne koncepty. Electropop, gdzie wykonujemy utwory bardzo zbliżone do autentycznych, oryginalnych aranżacji z lat 80. XX wieku, takich artystów, jak Vangelis, Jean Michel Jarre, Depeche Mode czy Eurythmics.
Od wielu lat współpracuje też z Piotrem Rubikiem. Stało się to po udziale w świątecznej „Szansie na sukces”. – Autorka programu Elżbieta Skrętkowska zaprosiła jako gościa Piotra Rubika. Ten odcinek był jemu poświęcony. Zaśpiewałem piosenkę „Zdumienie”. Spodobała mu się moja wrażliwość i zaprosił mnie do współpracy. Był wówczas na etapie zmiany składu zespołu. Poszukiwał wykonawców. Od tamtego czasu razem pracujemy, koncertujemy i w Polsce, i za granicą, prawie w całej Europie, w USA i Kanadzie. Nagraliśmy kilka albumów i na bieżąco stworzyliśmy kilka nowych rzeczy.
Niedawno był w Kołobrzegu. Ten wyjazd związany był z autorskim projektem „Kwartet bojowy”. – Koncert zamknięty, dla jednej z firm. Ów pomysł prezentujemy w nowych, rockowych aranżacjach. Wszystkie największe przeboje gwiazd światowego rocka. Choć to świeża sprawa, często z tym projektem podróżuję po Polsce.
Od 5 lat współpracuje również z Polską Orkiestrą Muzyki Filmowej z Bydgoszczy, prowadzoną przez Przemysława Pasternaka. – Jeździmy po kraju i prezentujemy utwory filmowe, pisane dla orkiestry symfonicznej i solowych wykonawców. Koncerty najczęściej odbywają się w dużych salach, halach.
Analogiczną współpracę nawiązał z Teatrem Muzycznym im. Jana Kiepury w Warszawie. – Są tam prezentowane operetki, ale także spektakle muzyczne oraz oratoria i kantaty. Biorę udział w kantacie „Totus Tuus”; autorem muzyki jest Jakub Milewski, dyrygent, aranżer, kompozytor, a libretto napisał Jerzy Binkowski. W tym przedsięwzięciu śpiewa też Natalia Szroeder, Olga Szomańska, Edyta Krzemień, Janusz Kruciński i inni.
Niedawno uczestniczył w koncercie z okazji 60-lecia powstania miasta Karpacza. – Zaprezentowałem utwory Zbigniewa Wodeckiego, Czesława Niemena, Marka Grechuty, Wojciecha Młynarskiego, zespołu Kult. Koncert zatytułowano tak jak tytuł wielkiego przeboju: „Jesteśmy na wczasach”. Śpiewałem razem z chórem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu pod dyrekcją prof. Alana Urbanka, a także z Janem Więckowskim i artystką scen musicalowych, Judytą Wendą.
Urodził się w Knurowie. Tam chodził do szkoły średniej i podstawowej. A do Gliwic dojeżdżał do szkoły muzycznej. Mówi, że muzyką interesował się już w dzieciństwie. – Tata był ściśle związany z działalnością artystyczną i to on wszczepił we mnie to zamiłowanie.
W szkole muzycznej uczył się w klasie gitary klasycznej. – Były też dwa chóry. A później swój rozwój związałem z zespołami rockowymi, z muzyką ciężką, alternatywną. Lubiłem ten klimat i poznawałem różne projekty. Marzyłem, aby kiedyś przeistoczyć się we frontmana, grającego rockową muzykę. Komponowałem, pisałem teksty i śpiewałem.
Po maturze nie zdecydował się jednak na studia w akademii muzycznej, ale poszedł w stronę swojego hobby. – Zawsze chciałem być leśnikiem, przyrodnikiem. Fascynowała mnie przyroda. I wybrałem kierunek ściśle związany z geografią. Uczelnia ekonomiczna, ale kierunek Zarządzanie i Marketing w Turyzmie Międzynarodowym. To nie stało w sprzeczności z pasją do muzyki. Biegałem z miejsca na miejsce. Zainteresowałem się jazzem. Jeździłem na konsultacje wokalne. Już wtedy moim marzeniem było, aby stać się
uczestnikiem wielkiego przeboju telewizyjnego, jakim była „Szansa na sukces”.
Zaraz po maturze przeszedł eliminacje i dotarł do finału tego programu. Wtedy został wyróżniony. Wygrała Anna Wyszkoni. – Kiedy byłem już na studiach, po tej pierwszej „Szansie”, trafiłem do grupy laureatów tego programu. Występowaliśmy w różnych programach telewizyjnych i koncertach. Istniało niepisane prawo, że zapraszano laureatów do kolejnej edycji. I wygrałem, śpiewając piosenkę „Hanka”, Kapeli Staśka Wielanka.
Zwraca uwagę, iż najbardziej istotnym momentem w jego muzycznej drodze było zwycięstwo w programie „Szansa na sukces”, gdzie gościem była Krystyna Prońko. Zaśpiewał wtedy „Papierowe ptaki”. Kontynuacją tego triumfu było zwycięstwo całej edycji w finale w Sali Kongresowej. – I wystąpiłem na estradzie amfiteatru w koncercie Debiuty. Co istotne, nie wiem dlaczego, a co zostało zgłoszone wielu osobom, zadzwonił do mnie ktoś z produkcji Debiutów i na Festiwalu w Opolu zabroniono mi śpiewać utwór „Papierowe ptaki”. Nikt nie był w stanie wytłumaczyć, dlaczego nie mogę tego wykonać. Musiałem wybrać coś innego.
Zaśpiewał „To moje sny” – autorski, nieznany utwór. Skończyło się tylko na udziale w Festiwalu.
To był czas studiów. – Już wtedy zabierałem się do tego, aby oprócz realizowania swoich projektów rockowych i jazzowych związać się z teatrem muzycznym. Bardzo chciałem grać w musicalach. I spełniłem swoje marzenie.
Zaangażowany został m.in. do Teatru Rozrywki w Chorzowie, gdzie wystąpił w roli Tony’ego w musicalu „West Side Story”. – Ogromne, ważne wydarzenie. Występowałem w tym spektaklu przez pięć lat.
Śpiewał i studiował. Podobnie było ze współpracą z Teatrem Adama Mickiewicza w Częstochowie. – Tam wystąpiłem w świetnym spektaklu „Kram z piosenkami”, w którym grało kilkudziesięciu aktorów.
Podkreśla, że miał dużo pracy. – Starałem się angażować w różne przedsięwzięcia i tak gospodarować czasem, aby się nie nudzić. I spełniać swoją pasję. Oprócz tego pracowałem nad projektami autorskimi.
Była scena, teatry, a za chwile pojawił się zespół Piotra Rubika. Zatem roboty przybyło. – Cały czas traktowałem to, co czynię, w kategoriach przyjemności i samorozwoju, ale również zobowiązania, do którego muszę podejść bardzo dojrzale.
Jego życie wówczas to estrada i hotele. Czasem dom aktora. Życie artysty, który wciąż czegoś szuka. Co najbardziej mu odpowiadało? Teatr, estrada, telewizja? – Wszystko dawało wielką satysfakcję, gdyż pozwalało na tzw. równowagę emocjonalną. Odnajdowałem się w każdym gatunku muzycznym, w którym występowałem. Niczego nie miałem dosyć. Gdyby tak było, z pewnością bym z tego zrezygnował. RAJCZYK Trudne sądy. W dyskusjach historycznych podnosi się zarzut, że żydowskie policje porządkowe brały udział w łapankach podczas wywózek, co ma obciążać stronę żydowską częścią winy za Zagładę i poniekąd pomniejszyć rolę Niemców. Czy działania pod presją kary śmierci, pod lufami karabinów są zawsze kolaboracją? Któż z nas w piekle Zagłady, mamiony przez wyrachowanych oprawców obietnicą ocalenia bliskich, zachowywałby się inaczej? To trudne pytanie, które nie zmienia faktu, że ludność gett odnosiła się do żydowskich policjantów z niechęcią czy wrogością. Warto przypomnieć, że wedle relacji Stanisława Gombińskiego – świadka powstawania owej struktury – Służba Porządkowa w getcie warszawskim była organem pomocniczym Policji Polskiej, tzw. granatowej.
Za moment przełomowy uważa udział w „Szansie na sukces”. A potem udział w zespole Piotra Rubika. – Rzucono mnie na szerokie wody. Musiałem sobie z tym poradzić i określić swój cel.
Później, jak wspomina, trochę się zmieniło. Poznał bowiem wspaniałą kobietę, Gosię. – To było w Teatrze w Chorzowie. I jesteśmy razem do dzisiaj. A z nami dwie córki – Hania, lat 7 i Maja, 2,5. Wcześniej żyłem bardzo beztrosko i długo uczyłem się bycia odpowiedzialnym rodzicem. I to się udało. A bardzo tego chciałem. Muszę teraz umiejętnie dzielić czas – na ten dla rodziny i ten na pracę artystyczną.
Dodaje, że jego zdaniem trzeba się wyszaleć. – Chwytałem dzień, a teraz przystopowałem. Ale do tego dojrzewałem i ujarzmiłem swoje beztroskie pląsy. Choć było trudno, ale bardzo chciałem pomagać żonie w prowadzeniu domu i wychowaniu dzieci.
W pełni do pracy wrócił po trzech latach. – Wtedy wszystko się jakby wykrystalizowało, udało się wiele spraw pogodzić. Oczywiście dzięki wyrozumiałości mojej żony. Zostałem tatusiem z doskoku i właściwie jest tak do dzisiaj. Każdą wolną chwilę staram się jednak spędzać z rodziną.
Nawiązał współpracę z różnymi orkiestrami symfonicznymi, otrzymał propozycje występów telewizyjnych i koncertów. Cały czas pisał i komponował. – Wszystkie te swoje prace zachowałem dla siebie. I wierzę, że niebawem ujrzą światło dzienne. Muszę je tylko zebrać w całość. I jak sądzę, powstaną z tego dwie płyty długogrające.
Wierzy, że uda się to zrobić w ciągu trzech lat. – Muszę jednak ograniczyć delikatnie moją pracę zewnętrzną i poświęcić się głównie solowemu projektowi.
Poza bieżącą pracą został zaproszony do udziału w jubileuszu 55-lecia Czerwono-Czarnych. – I zacząłem z nimi występować. W oryginalnym składzie śpiewałem piosenki Macieja Kosowskiego i Michaja Burana. Projekt został powtórzony. Wróciliśmy razem świętować i niedawno zagraliśmy w Gdańsku na 60-lecie Big Bitu. Zagramy również we wrześniu w Krakowie.
Podkreśla, że bardzo chciałby skupić się na jednym z projektów autorskich, który współtworzy z przyjaciółmi. – Jest to zespół ShaleyesH. W 2013 roku byliśmy laureatami Antyfestu Antyradia. A potem festiwalu czasopisma „Machina”. Prezentujemy muzykę alternatywną, gatunek zwany grunge, rock progresywny. Dość często gramy koncerty. Właśnie wróciliśmy z koncertu w Lublińcu. Publiczność dopisała.
Innym projektem, choć w tym samym składzie osobowym, jest Kwartet Bojowy. – Gramy wiele koncertów. Teraz przed nami długo oczekiwana, solidna trasa koncertowa.
Pytam, jakim artystą się czuje, skoro porusza się w tak szerokim spectrum muzycznym i wykonawczym. – Można nazwać mnie uniwersalnym, gdyż dotykałem różnych scen i tworów muzycznych. To doświadczenie sprawiło, że mogłem tworzyć i śpiewać w różnych gatunkach muzycznych. Zawsze staram się dobrze przygotować, poświęcam się temu w pełni.
Dodaje, że to, co wybrał dotychczas, pomoże mu też zapewne w tworzeniu autorskiej płyty solowej. – Będzie to różnorodność okraszana mądrym słowem, płyta akustyczna w enigmatycznej przestrzeni. Bardzo osobista. Moje życie muzyczne, to mój wybór. Nie miałem tzw. parcia na szkło. Nie interesowała mnie 5-minutowa, jednosezonowa kariera. Nie zależało mi na tym, aby być na gwałt w każdej rozgłośni. Cały czas się rozwijałem i rozwijam. Wciąż na swój naturalny sposób przepełniony jestem pasją. Cały czas jestem sobą. I wciąż taki będę.
Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowania „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczących tego, o czym chcielibyście przeczytać.