Podzwonne dla Herodota
Rośnie napięcie między USA i Iranem.
Gdyby nie dziewięć ksiąg „Dziejów” Herodota, nie poznalibyśmy fascynującego przebiegu wojen persko-greckich. A trwały pół wieku i w swoim czasie – a był to V wiek przed naszą erą – były wojnami globalnymi. Dziś napięte stosunki między Iranem i Stanami Zjednoczonymi budzą wrażenie déjà vu związanego ze starożytnością, bo choć świat jest inny, potencjalny konflikt militarny będzie znów równie krwawy, jak globalny.
Oba państwa mają ze sobą na pieńku od dawna, głównie ze względu na irański program jądrowy, którego panicznie, acz zasadnie obawia się Izrael i czemu z zastanawiającą powściągliwością przygląda się Arabia Saudyjska, najważniejszy sojusznik Stanów na Bliskim Wschodzie. Irańską atomistykę wspierają dyskretnie niektóre państwa Unii Europejskiej (Francja, Niemcy), zaś oficjalnym adwokatem Teheranu w świecie jest Rosja. Zdeklarowanymi sojusznikami Iranu są Irak, Syria i Jemen.
Sprawę zaogniło jednostronne wypowiedzenie przez USA porozumienia z Iranem w 2018 roku. Trump domagał się pełnej renegocjacji podpisanego w 2015 roku przez prezydenta Baracka Obamę, ale postawiony pod murem rząd w Teheranie warunków Trumpa nie przyjął. Stany nałożyły więc embargo na irańską ropę, najważniejszy produkt eksportowy państwa. Początkowo niektóre kraje, m.in. Turcja i Chiny, embargo dyskretnie obchodziły, ale od maja br. embargo ma już charakter bezwzględny, a to oznacza finansowe być albo nie być Iranu. Oczywisty stał się też polityczny cel sankcji: położenie przeciwnika na łopatki i zmuszenie Iranu do rozpoczęcia negocjacji na warunkach, przyznajmy, mało partnerskich. Iran zapowiedział więc w odwecie zablokowanie cieśniny Ormuz, przez którą przechodzi cały transport morski ropy z regionu. Ubiegając wydarzenia, Amerykanie wysłali w pobliże Iranu grupę bojową lotniskowca „Abraham Lincoln” i cztery bombowce B-52, a także baterię Patriot, która miałaby osłaniać grupy zadaniowe przed uderzeniem rakietowym ze strony Iranu bądź jego sojuszników.
Problemy irańsko-amerykańskie radykalnie eskalowały w czerwcu, gdy kilka dni po zaatakowaniu w cieśninie Ormuz dwóch tankowców przewożących ropę naftową irańska obrona powietrzna zestrzeliła latający ponoć poza irańską strefą powietrzną amerykański dron naszpikowany aparaturą szpiegowską, na co prezydent Trump zareagował po swojemu: kazał zbombardować wyznaczone obiekty wojskowe w Iranie, co na szczęście ktoś mu wyperswadował na tyle wcześnie, że rozkaz wycofano. Niemniej w swej specyficznej retoryce Trump zapowiedział, że zrówna część Iranu z ziemią, jeśli jeszcze raz Irańczycy podniosą rękę na cokolwiek amerykańskiego. Aby wzmocnić swą determinację, Trump zarządził osobistą sankcję dla irańskiego przywódcy ajatollaha Alego Chamenei, blokując mu konta w zachodnich bankach. Ale ponieważ, co potwierdził prezydent Iranu Hassan Rouhani, Chamenei nie posiada żadnych pieniędzy na Zachodzie, gest Białego Domu jest śmieszny. Rouhani nazwał go „upośledzonym umysłowo”, co potwierdza, że dyplomacja amerykańska nie do końca wie, jak negocjować z potomkami Persów, by uniknąć starcia militarnego. Z satysfakcją eksponuje te mankamenty Rosja, oficjalnie oskarżając Stany Zjednoczone o celowe doprowadzenie świata do „krawędzi wojny”.
Według danych CIA, które prezydent USA przecież musi znać, Iran nie jest przeciwnikiem, którego można zlekceważyć, przestraszyć i unicestwić. Iran jest w regionie główną potęgą z półmilionową zawodową armią, mającą 350 tysięcy przygotowanych rezerwistów. W 2018 roku budżet irańskiego resortu obrony wyniósł 15,5 mld dolarów, zaś co roku państwo wydaje 4,5 proc.
swego PKB. Armia, marynarka wojenna, a przede wszystkim lotnictwo irańskie, eksploatują maszyny nie tylko europejskiej produkcji, ale także samoloty F14 i F4 Phantom. Marynarka dysponuje miniłodziami podwodnymi typu Ghadir, mające możliwość odpalenia pocisków Cruise.
Iran samodzielnie (być może z „niewielką pomocą swych przyjaciół” z Rosji) zmodyfikował rakiety balistyczne o zasięgu do dwóch tysięcy kilometrów. Podobno nie mogą przenosić głowic jądrowych, ale znając modernizacyjną pomysłowość Irańczyków, należy ten optymizm wyrażać ostrożnie. Według Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych Irańczycy zdobyli też bezzałogowy amerykański samolot RQ-170 Sentinel i wykorzystali jego technologię do produkcji własnych maszyn.
17 czerwca Iran ogłosił, że do końca czerwca przekroczy limity zapasów nisko wzbogaconego uranu, co notabene wynika z zerwania przez USA porozumienia z 2015 roku.
Zablokowanie cieśniny Ormuz przez siły irańskie może być bardziej dolegliwe dla świata niż zniszczenie irańskiej stacji radarowej czy wyrzutni rakiet przez Amerykanów. Według waszyngtońskich ekspertów z think-tanku Stratfor blokada cieśniny jest realna, bowiem potencjał irański jest spory: to jednostki do układania min, łodzie rakietowe i torpedowe, uzbrojone łodzie motorowe i przybrzeżne baterie przeciwrakietowe. Mogą razić każdy cel w cieśninie, jedynej, przez którą można wydostać się na Ocean Indyjski. (W najwęższym miejscu cieśnina ma 54 km szerokości). Sytuacja, w której Amerykanie bezlitośnie dociskają Irańczyków do ściany, może nawet sprowokować ich do ataku wyprzedzającego.
Jak relacjonują dziennikarze Associated Press, sytuacja w Zatoce Perskiej spędza sen z powiek amerykańskiemu sekretarzowi stanu Mike’owi Pompeo, który prowadzi niekończącą się dyplomację telefoniczną z wykazującymi dużą ostrożność przywódcami europejskimi i bliskowschodnimi. Wszyscy bowiem mają pełną świadomość, że potencjalny konflikt militarny nie będzie lokalny, miejscowy, rozgrywany na peryferiach świata, ale rozgorzeje w najważniejszych punktach globu. Dla Pompeo najważniejszym problemem hic et nunc jest oddalenie groźby blokady cieśniny Ormuz, bo to skutkowałoby gospodarczym ambarasem także dla Stanów (16 proc. ropy naftowej importowanej przez USA pochodzi z obszaru Zatoki Perskiej), gdyż ceny ropy poszłyby w górę i do globalnej gry weszłaby czekająca takiej okazji Rosja. Tym straszakiem, bardzo prawdopodobnym, Pompeo próbuje wywołać efekt solidarności międzynarodowej.
Brak dostaw bliskowschodniej ropy płynącej przez cieśninę Ormuz – zauważają dziennikarze AP – byłby jednak większym problemem dla krajów azjatyckich, kupujących w regionie 80 proc. ropy naftowej. Łaknące energii Chiny, Japonia, Indie i Korea Południowa są całkowicie uzależnione od dostaw z Bliskiego Wschodu. I to pośród tych państw Mike Pompeo szuka sojuszników, na wypadek gdyby groźby Teheranu miały się spełnić. – Jestem przekonany, że kiedy zobaczą ryzyko, ryzyko, jakie dotknie ich gospodarki i własnych obywateli, gdy dotknie ich oburzające zachowanie Islamskiej Republiki Iranu, dołączą do nas – powiedział Pompeo na łamach „New York Timesa”. Prezydent Chin Xi Jinping na szczycie G20 w Osace ocenił, że Bliski Wschód stanął na rozdrożu między wojną a pokojem. I zaapelował o rozpoczęcie rozmów.
Czy to działanie będzie skuteczne? Granie fobią irańską nie będzie skuteczne na dłuższą metę, zaś zapowiadane rychłe wysłanie 1000 marines w pobliże potencjalnego konfliktu tylko zwielokrotnia szanse jego wybuchu. Współczesny konflikt między Iranem i Stanami Zjednoczonymi wyraża spór świata Wschodu i świata Zachodu. Według tej samej osi zbudował swą historyczną narrację Herodot, dowodząc, że nie ma już na świecie niczego nowego. Wszystko już było. I przeminęło. Warto, by tę refleksję podzielili politycy grzeszący przekonaniem, że wszystko zaczyna się od nich i to oni konstruują świat od nowa... HENRYK MARTENKA Na podst.: NYT, AP, Strafor