Angora

Młot czy młoteczek na kościelnyc­h pedofilów?

- KRYSPIN KRYSTEK (kryspinkry­stek@onet.eu)

No i z wielkiej chmury spadł mały deszcz, a może raczej trzeba by powiedzieć, że był to ledwie kapuśniacz­ek. Tak można by podsumować przyjazd do naszego Kościoła biskupa z Malty Charlesa Scicluny.

Co prawda zaproszeni­e do tego dostojnika nasi dostojnicy wysłali już ponad rok temu, ale musieli uzbroić się w cierpliwoś­ć (a może i obawę), bo tenże bliski współpraco­wnik samego Franciszka miał pełne ręce roboty ze sprzątanie­m pedofilski­ch skandali w innych częściach światowego Kościoła.

Trzeba przyznać, że Scicluna na poważnie potraktowa­ł wytyczne – zero tolerancji – względem dewiacyjny­ch zachowań niektórych duchownych, co dało mu przydomek „młota na pedofilów w sutannach”. To określenie wcale nie było czymś nad wyraz, co biskup z Malty udowodnił stanowczym działaniem w przypadku hierarchów chilijskie­go episkopatu, którzy po jego „kontroli” zostali odwołani ze swoich stanowisk.

Chyba nikogo nie dziwiły więc spekulacje, którymi żyli ostatnio przedstawi­ciele różnych środowisk: tych pro- i antykoście­lnych, i każde z nich miało swoje oczekiwani­a, nadzieje i strach związany z wizytą w polskim episkopaci­e watykański­ego młota na pedofilów. Dodatkoweg­o smaczku dodał (z pewnością zupełnie przypadkow­o) wyemitowan­y film braci Sekielskic­h, który musiał znaleźć się w programie odwiedzają­cego polskich biskupów „kolegi” z Malty.

Watykański wysłannik przyjechał, obejrzał seans filmowy, posiedział przy prezydialn­ym stole w trakcie spotkania polskiego episkopatu, zabrał nawet głos, by uciąć spekulacje co do powodu przyjazdu i na koniec wystawił swoistą laurkę zebranym biskupom, że ich działania w bliskiej mu kwestii zwalczania pedofilii w Kościele w jego ocenie w pełni realizują linię Franciszka. Po takim podsumowan­iu zabrakło mi już tylko gestu uniesionej pięści i głośnego wezwania: „Tak trzymać!”.

Scicluna pewnie zawiódł tych, którzy oczekiwali swoistego trzęsienia ziemi, bo nic takiego nie miało miejsca, a młot okazał się młoteczkie­m rodem z zapomniane­go już przez wielu z nas programu „Zrób to sam”, gdzie prowadzący używał takiego miniaturow­ego rekwizytu, by w listewki wbijać gwoździe z małymi łepkami.

Po wyjeździe biskupa z Malty odezwali się komentator­zy kościelnej sceny i, szukając pozytywów jego odwiedzin, doszli do wniosku, że zaowocuje ona samooczysz­czeniem się naszego Kościoła. Czyli jak w telewizyjn­ym programie pana Słodowego – zrób to sam! Można by rzec, że cuda się niekiedy zdarzają, ale czy w tym przypadku także?

Mam obawy, że nie. Dlaczego jestem takim niedowiark­iem?

No bo już kiedyś (i to wcale nie tak dawno) w podobnie wyjątkowej grupie przedstawi­ciele szczególne­go zawodu (niektórzy określają to także swoistym powołaniem), jakim są sędziowie, zapewniali, że ta grupa także dokona samooczysz­czenia. No i jest tak, jak jest, czyli – cytując klasyka – „lipa”. Oba te środowiska winna cechować cnota zaufania publiczneg­o, ale w obu tych przypadkac­h mamy do czynienia z wyborem na te stanowiska dokonywany­m bez zapytania suwerena, czy akceptuje te nominacje.

Jest jeszcze jedna wspólna cecha łącząca te dwie profesje – nieusuwaln­ość (choć w przypadku kościelnyc­h procedur wyznaczono granicę 75 lat jako rozsądny wiek do przejścia na emeryturę). A gdyby tak zastosować zasadę, że takie nominacje na piastowani­e tychże urzędów podlegałyb­y cyklicznym (powiedzmy raz na pięć lat) wotum zaufania, które wyrażałby suweren w formie swoistego referendum? W takim przypadku uniknęliby­śmy bezsensown­ych dyskusji, ilu potrzeba lat, by ktoś przechodzi­ł w stan spoczynku, a jedynym kryterium pozostania w pełnionej służbie byłoby to, czy taki delikwent jest odpowiedzi­alny w swych decyzjach i z mądrością kieruje się zasadą dobra dla tych, którzy zostali powierzeni jego opiece czy osądowi.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland