Życie za poloneza
W latach 80. ubiegłego wieku, w Polsce, w większości dużych miast znakomicie działały giełdy samochodowe. W zdecydowanej większości były to samochody używane, a dominowały te produkowane w dawnych krajach socjalistycznych. Samochód w tym czasie był swoistym obiektem marzeń. Zdarzało się, że aby zdobyć auto, mordowano jego właściciela bądź osobę, która miała gotówkę na jego zakup...
Takich nigdy nie wykrytych spraw przedstawiłem kilkanaście w telewizyjnym programie 997. Dziś chcę powrócić do najstarszej, jaką zajmowałem się w 1986 roku.
Zdarzenia mają związek z popularną wtedy w Krakowie giełdą samochodową przy placu Imbramowskim, gdzie 29 czerwca 1986 roku pojawił się znany małopolski rzemieślnik Wiesław S. Uchodził za człowieka zamożnego, nader solidnego, bezkonfliktowego. Prowadził znany w Krakowie sklep kaletniczy przy ulicy Floriańskiej. Był cenionym fachowcem w branży, a przy tym człowiekiem rodzinnym o charakterze domatora. Planował sprzedać swojego sześcioletniego poloneza, a być może wypatrzyć na giełdzie jakieś nowsze auto. Polonez był w tamtym okresie jednym z najpopularniejszych aut – obok malucha (Fiat 126p).
Na giełdę umówił się ze znajomym, który z kolei chciał sprzedać swoją dacię. 29 czerwca 1986 roku pan Wiesław wyprowadził przed dom poloneza o numerze rejestracyjnym KRF 8472. Razem z kolegą pojechali na giełdę przy placu Imbramowskim. Przyjechali dość późno, bo o godzinie 9. Na giełdzie był spory tłok i z trudem znaleźli miejsce, gdzie mogli wyeksponować swe auta. Co ważne, pan Wiesław ustawił swój pojazd obok białej lancii. Mimo wielu komunikatów w krakowskiej prasie i telewizji, nigdy nie ustalono personaliów właściciela tego auta, a byłby to niewątpliwie bardzo ważny świadek związany z wydarzeniami, które nastąpią.
Rzemieślnik wystawił za szybą cenę poloneza: 1 060 000 starych złotych, a jego kolega kwotę 740 000 zł za dacię. Polonez od razu wzbudził duże zainteresowanie. Pan Wiesław postanowił spenetrować giełdę i poznać ceny podobnych aut. Ich porównanie miało dać odpowiedź, czy czasami nie wystawił zbyt niskiej ceny. Trwało to około 15 minut. Kiedy wrócił, wymienił uwagi w sprawie poziomu cen ze swoim kolegą. Około godziny 10 przy polonezie pojawiło się dwóch mężczyzn. Kolega pana Wiesława, niestety, nie widział ich, ponieważ finalizował sprzedaż swojego samochodu. Po chwili rzemieślnik odjechał, mówiąc koledze, że już sprzedał swe auto i jest zadowolony z uzyskanej kwoty. Było to między godziną 10.20 a 10.25. Później mamy do czynienia z dość dziwną sytuacją. Około 11.30 Wiesław S. pojawił się na giełdzie ponownie. Nigdy nie ustalono, co spowodowało, że wrócił. Co dziwniejsze, nie kontaktował się z kolegą, który jeszcze był na giełdzie. Co jeszcze dziwniejsze, pan Wiesław przyjechał... swoim polonezem. Jak później ustalono, był w towarzystwie mężczyzny, którego portret pamięciowy prezentuję. Nikt go już później nie widział.
Wieczorem zaniepokojona żona zgłosiła zaginięcie męża. Rozpoczęto poszukiwania. Niestety, nie znaleziono ani pechowego właściciela poloneza, ani jego auta. 10 dni później, 8 lipca, przypadkowy przechodzień znalazł zwłoki Wiesława S. w pobliżu przejazdu kolejowego, niedaleko giełdy.