Adams w „Orbicie”
„Wszystko, co robię, robię dla ciebie” – czy to nie jest idealny tytuł dla miłosnej ballady? Tak prawdopodobnie myślał Bryan Adams, kiedy ją tworzył – razem z Michaelem Kamenem i Robertem Langem – na potrzeby filmu „Robin Hood: Książę złodziei” (1991). Piosenka znalazła się też na jego szóstym albumie zatytułowanym „Waking Up The Neighbours”.
Utwór „(Everything I Do) I Do It For You” – bo tak brzmi jego oryginalny tytuł – dotarł do pierwszego miejsca list przebojów w kilkunastu krajach i był nominowany do Oscara. Ma powodzenie również w Polsce, o czym Adams mógł się przekonać, kiedy wykonał go 22 czerwca podczas koncertu we wrocławskiej hali „Orbita”. Niemal wszyscy, którzy przyszli na spotkanie z kanadyjskim 59-letnim rockmanem, śpiewali razem z nim. Publiczność znała nie tylko melodię, ale cały tekst. Bohater wieczoru był pod wrażeniem. Ale nie tylko tej piosence towarzyszyły chóralne śpiewy widzów. Okazuje się, że twórczość Adamsa, który jest na scenie 39 lat – w 1980 roku ukazał się jego debiutancki album (bez tytułu, oznaczony jedynie nazwiskiem wykonawcy) – ma u nas wielu sympatyków. W złożonym z 29 utworów programie koncertu nie było piosenki, której nie można było po pierwszych taktach rozpoznać. Same hity!
Na początek „Ultimate Love”, utwór z wydanej dwa lata temu składanki Adamsa zatytułowanej „Ultimate”. Ta sama piosenka otwierała jego poprzednią światową trasę. Po niej dwa starsze hity: „Can’t Stop This Thing We Started” i „Run to You”. Przed czwartym utworem piosenkarz przywitał się z publicznością. „Good evening, Wrocław!” – powiedział. Wymowa nazwy miasta sprawiła mu trudność, więc później, poza paroma „dziękuję” po polsku, mówił wyłącznie po angielsku. „Mam na imię Bryan i będę dla was dzisiaj śpiewał. To tournée nazywa się «Shine A Light» z powodu następnej piosenki!”. Wtedy zaprezentował tytułową kompozycję z tegorocznego albumu. Mimo że od premiery płyty minęły zaledwie cztery miesiące, to utwór „Shine A Light” widzowie też śpiewali razem z Adamsem. Później były już niemal wyłącznie starsze kompozycje, wszystkie doskonale publiczności znane.
„Następną piosenkę nagrałem w duecie ze wspaniałą Tiną Turner” – zapowiedział Adams utwór „It’s Only Love”. Piosenkarki jednak nie było we Wrocławiu, więc w partiach wokalnych musiał ją zastąpić Keith Scott, gitarzysta z zespołu akompaniującego Adamsowi. Jest on z piosenkarzem od wczesnych lat jego kariery i całkiem dobrze radzi sobie z grą na sześciu strunach. Miał we Wrocławiu kilka efektownych solówek. W roli wokalisty też się sprawdził.
W programie występu nie zabrakło kompozycji „Summer Of ’69”, która z Adamsem mocno się kojarzy. Utwór zadebiutował na longplayu „Reckless” (1984), a traktuje o młodzieńczych latach artysty. Adams śpiewa, że pierwszą gitarę kupił w sklepie dyskontowym i opisuje historię swojego pierwszego zespołu: „Jimmy zrezygnował (rzeczywiście muzyk o takim imieniu grał na perkusji, jednak rzucił rock dla sprzedaży dywanów), a Jody się ożenił (ten z kolei nadal pracuje z piosenkarzem, ale nie jako muzyk, tylko pełni funkcję kierownika tras koncertowych)”. Dalej Adams opisuje swoje młodzieńcze podboje miłosne: „Spędzałem wieczory w samochodowym kinie i tam ją poznałem”. „To były najlepsze czasy mojego życia” – słyszymy w refrenie. Piosenkarz twierdzi, że piosenka mówi o sprawach, które rzeczywiście się wydarzyły, ale ma ona również przenośne znaczenie: „Namalowałem tym utworem obraz mojego życia, ale to zarazem metafora młodości niemal każdego. Tekst jest słodko-gorzki. Traktuje o utracie niewinności”.
Po „Summer Of 69” przyszła kolej na utwory „Here I Am” i „When You’re Gone”. Wtedy piosenkarz zamienił gitarę elektryczną, na której grał od początku koncertu, na akustyczną. Rozpoczął się łagodniejszy fragment występu, którego zwieńczeniem był wspomniany filmowy hit „(Everything I Do) I Do It For You”. Po nim znów wrócił dynamiczny rock, choć z krótką przerwą na oddech dzięki balladzie „I’ll Always Be Right There”.
„Zapalcie światła! Chcę wszystkich zobaczyć – powiedział Adams do techników. – Wyglądacie pięknie!” – piosenkarz skomplementował widzów, kiedy reflektory oświetliły halę. Później zdradził, że ma na koncie blisko 140 piosenek i że śpiewa na koncertach tylko te, które pamięta. „Pomóżcie mi! – krzyknął błagalnym głosem. – Jeśli chcecie, żebym zaprezentował jakąś inną moją piosenkę, to powiedzcie jej tytuł”. W odpowiedzi na apel piosenkarza widzowie rzucili kilka propozycji, a Adams wykonał cztery wytypowane utwory. Nie wszystkie w pełnej wersji i z całym zespołem, ale sprawnie. Była wśród nich kompozycja „Have You Ever Really Loved A Woman?”, znana z filmu „Don Juan DeMarco” (1995), z którą artysta (razem z pozostałymi autorami, którymi są Michael Kamen i Robert Lange) kandydował do Nagrody Akademii Filmowej. Było zatem we Wrocławiu muzycznie i filmowo. Jedynie zabrakło okazji do podziwiania jeszcze jednej artystycznej pasji Adamsa, którą jest fotografowanie.
Piosenkarz zaczął zabawę ze zdjęciami pod koniec ubiegłego wieku, kiedy fotografował siebie na okładki płyt. Spory rozgłos zdobyła jego seria zdjęć królowej Elżbiety. Na jednym z nich siedzi ona przy oknie, a obok niej stoją zabłocone kalosze. Królowa się śmieje. Podobno po tym, jak zapytała Adamsa, czy kalosze zostaną ze zdjęcia wycięte, a on zaprzeczył. Sądziła, że Adams żartuje, a tymczasem kalosze rzeczywiście zostały.
W 2012 roku miał premierę album „Exposed” z najciekawszymi fotografiami piosenkarza. Adams ma też w dorobku serię zdjęć z bezdomnymi oraz z kalekami wojennymi. Ich reprodukcje dostępne są w albumach „Homeless” („Bezdomni”) i „Wounded” („Ranni”).
Na zakończenie części zasadniczej koncertu był przebój „Brand New Day”, a po długich gromkich brawach Adams zaśpiewał pięć piosenek na bis. Wśród nich tradycyjną irlandzką kompozycję „Whiskey In The Jar”. Na finał przypomniał kolejny ekranowy hit, czyli „All For Love” – utwór, który na napisach końcowych filmu „Trzej muszkieterowie” śpiewali z nim Rod Stewart i Sting.