Film, którego boi się władza
Reżyser Patryk Vega: – Namawiano mnie do przesunięcia premiery po wyborach
– Namawiano mnie do przesunięcia premiery na po wyborach i składano różne intratne propozycje. Komunikowano mi wprost, że ten film uderzy w określone frakcje polityczne i może mieć wpływ na wynik wyborów – mówi Patryk Vega. Jego „Polityka” wejdzie do kin 6 września, miesiąc przed powszechnym głosowaniem do parlamentu.
Najbardziej kasowy polski reżyser, który trzykrotnie zapewnił swoim produkcjom ponad 2-milionową widownię, do tej pory opowiadał o służbach specjalnych, mafii, lekarzach. Jednak politykę omijał. – Wydawała mi się jedynym światem brudniejszym od show-biznesu – wyznał w rozmowie z Onetem. – Ale nie ma dziś bardziej kontrowersyjnego tematu, który tak dzieliłby Polaków i potrafił skłócać całe rodziny. Dlatego (...) chcę pokazać polityków takimi, jakimi naprawdę są. Na co dzień widzimy pewną fasadę, obserwujemy to, co oni kreują na potrzeby mediów. Według Vegi politycy po kilku latach u władzy zmieniają się w socjopatów. – Kiedy codziennie okłamuje się tysiące ludzi, nie da się wrócić do domu i żyć normalnie. Reżyser twierdzi, że realizował film w ścisłej tajemnicy, pod zupełnie innym tytułem, lecz sekretu nie udało się utrzymać. – Scenariusz został przechwycony, a ja kilkukrotnie spotkałem się z próbami nacisku. Wszystkie sceny „Polityki” są już nakręcone, teraz trwa montaż. W Tokio, żeby nic nie zakłóciło premiery.
Nie jesteście aniołami
Pierwszy wywiad, jakiego reżyser udzielił Onetowi, był sensacją, lecz wkrótce okazało się, że to zaledwie skromny początek wielkiej kampanii reklamowej, która ostrego tempa i żywszych rumieńców nabrała dopiero za sprawą... Krystyny Pawłowicz. Posłanka PiS niespodziewanie, pewnie nawet dla siebie samej, dostarczyła Vedze PR-owego paliwa, publikując na Twitterze taki oto komentarz: Kolejny reżyser po panach Sekielskich, tym razem Patryk Vega od „mocnych” filmów obyczajowych (...), już straszy, że tuż przed wyborami, we wrześniu, pokaże (...) swoją „prawdę o politykach”. Byśmy widzieli, na kogo głosować, a na kogo nie. Film ma „ustawić” wynik wyborów. Tego właśnie potrzebował Vega, żeby akcję promocyjną rozkręcić na dobre. Mistrzyni podgrzewania nastrojów trafiła na lepszego od siebie. Vega zarzucił zwiastunami Facebooka i Instagram. Najpierw zwrócił się do swojej pierwszej adwersarki: – Pani Krysiu, w odpowiedzi na pani wpis, przesyłam serdeczne pozdrowienia wraz z fragmentem mojego filmu. Z twarzy reżysera kamera przenosi się na ekran telewizora, a tam sala sejmowa. Na mównicy stoi kobieta w okularach, z włosami gładko zaczesanymi z przedziałkiem pośrodku. W uszach ma kolczyki, na szyi wzorzysty szalik. Wymachuje ręką i wrzeszczy jak bazarowa przekupka: – To jest wasz koniec! Koniec bezczelnych zdrajców, niemieckich szmat, piątych kolumn i totalistów! Wyznawców kulturowej płci, erotomanów, seksualnych patologii i politycznej poprawności. Nagle inny kobiecy głos z sali krzyczy: – Zjedz snickersa! Wściekły grymas wpełza na twarz mówczyni: – Cicho, myszko agresorko! Nie odzywaj się!
Iwona Bielska, filmowa Krystyna Pawłowicz, do złudzenia przypominająca pierwowzór, kontynuuje szarżę: – Zabójców dzieci i rodziców, zniewieściałych facetów w rurkach i różowych baletkach adoptujących pszczoły, drzewa i małpy politycznych szantażystów i islamu, wielbicieli kóz, satanistów! To przemówienie jest niemal dokładnym cytatem z komentarza na temat moralnej zgnilizny Europy, jaki posłanka PiS zamieściła na Twitterze w 2017 roku. Nie ustając w promocyjnych wysiłkach, Vega publikuje w internecie kolejne wideo z XIV zjazdu Klubów „Gazety Polskiej” w Spale, gdzie tym razem darmową reklamę robi mu Jarosław Kaczyński (w tej roli Andrzej Grabowski). Chwaląc dobrą sytuację Polski za rządów PiS, ostrzega swoich zwolenników, by nie dali się wciągnąć przez mechanizm wmawiania ludziom, że dzieje się coś złego i (...) za wszystkim stoi Prawo i Sprawiedliwość, a często personalnie ja. Jednym z trybów tego mechanizmu jest film „Polityka” będący hejtem, a raczej przygotowaniem do takiego hejtu. – Oczywiście nasz obóz polityczny nie składa się z aniołów – tłumaczy prezes. – Są tam grzesznicy, tylko my tych grzeszników karzemy (...). Na zło reagujemy i je eliminujemy. No, ale przecież ten film (...) ma pokazać nas (...) jako ludzi złych, zdemoralizowanych. Ludzi, którzy nie służą Polsce. Ludzi, którzy (...) dopuszczają się różnego rodzaju bezeceństw. Jeśli sam naczelnik zabiera głos, coś musi być na rzeczy. Czyżby go strach obleciał? – Dzień dobry, panie prezesie – wita się Vega w następnym wideo.
– Tak, macie się czego bać, bo jak sam pan powiedział, politycy nie są aniołami i ja to właśnie pokazuję w moim filmie.
Syn marnotrawny
W obozie władzy zapanowało nagłe, choć niezdrowe, zainteresowanie sztuką. Kto żyw, chwycił za pióro czy mikrofon i zaczął piętnować, potępiać, krytykować lub ostentacyjnie, acz niezbyt wiarygodnie, lekceważyć „Politykę” i jej twórcę. – Vega postanowił zarobić na sierotach po totalnej opozycji (...). Zobaczył, że jest spora grupa lemingów, którzy wydają pieniądze na takie wymysły – ogłosił Rafał Ziemkiewicz na antenie Telewizji Republika. A tak w ogóle to cwaniak zbijający kasę na obsłudze frustracji dość licznych przegranych. Wątek finansowy
jako główna motywacja nakręcenia filmu jest poruszany bardzo często, jakby liderzy „dobrej zmiany”, biorąc pieniądze, bo im się po prostu należą, odmawiali tego prawa artystom. Już choćby fakt, że właśnie Patryk Vega uderza w PiS, musi być dla nich przykry. Wszak to laureat ubiegłorocznej Nagrody im. Grzegorza I Wielkiego, wyróżnienia dla tych, którzy mężnie stawali w obronie prawdy w życiu publicznym, przyznawanego przez stowarzyszony z „Gazetą Polską” miesięcznik „Nowe Państwo”. U Vegi zło jest złem, a dobro dobrem. Nie ma propagandowej matrycy. Jest prawda – pisali wówczas prawicowi dziennikarze, zachwyceni jego nawróceniem na wiarę katolicką i jedynym właściwym stosunkiem do usuwania ciąży. Dziś stał się dla nich wrogiem publicznym, który przeszedł na ciemną stronę mocy. Publicysta Stanisław Janecki na portalu wPolityce.pl twierdzi, że swoim nowym filmem Vega próbuje powrócić na łono establishmentu i salonu III RP. Podpadł mu bowiem kiedyś, kręcąc „Botoks” o lekarzach dokonujących aborcji. – Nawet nie znając scenariusza, można na pewniaka obstawiać, że wszystko, co złe, głupie, podłe, estetycznie obleśne i moralnie obślizgłe będzie reprezentowane przez polityczną prawicę, czyli PiS – oznajmił Janecki. Do grona krytyków dołączył także premier. – Spójrzcie, Szanowni Państwo, na środowisko aktorów. Nie chcę wymieniać tutaj po nazwisku, ale czy większość rozumie polską rację stanu tak, jak my ją rozumiemy? No, niestety, nie za bardzo – ubolewał Mateusz Morawiecki na zjeździe Klubów „Gazety Polskiej”. Riposta Vegi była natychmiastowa: – Panie premierze, premierzy mówią swoje, a ja robię swoje. Jestem niezależny i robię filmy, które mogą się politykom nie podobać. Po czym zaatakował jeszcze jednym zwiastunem – szczupły pan w okularach przemawia słowami Morawieckiego pochodzącymi z nagrań w restauracji „Sowa i Przyjaciele”: – Ludzi nie trzeba słuchać, tylko trzeba im obiecać, czego oczekują, a potem wygasić te oczekiwania.
Tajemnice alkowy
Podczas gdy prawica dwoi się i troi w próżnych wysiłkach obrzydzenia ludowi niewygodnego filmu, Patryk Vega publikuje w sieci coraz to nowe jego fragmenty. Zbigniew Zamachowski w sutannie rozmawia przez telefon: – Od bezdomnego dostałem, tak im powiedz. No, przyjechał bezdomny i dał mi dwa samochody. Pan Stanisław. Z Warszawy. A potem wziął i umarł. Rozwiewając ewentualne wątpliwości co do pierwowzoru postaci, reżyser pozdrawia ojca dyrektora. A w następnym wideo pyta: – Kochani, czy rozpoznajecie tych dwóch panów? Na ekranie plac Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Przed Grobem Nieznanego Żołnierza siwowłosy polityk z bródką przypina medal młodzieńcowi w garniturze. – Gratuluję – mówi, po czym akcja przenosi się do jakiegoś wnętrza. Ten sam młody człowiek z głupią miną przygląda się temu samemu politykowi, który głaszcze jego obnażoną nogę i mówi: – Masz pięknie wyrzeźbioną łydkę. Kolejna scena – obaj mężczyźni tańczą przytuleni, starszy odchyla młodemu głowę do pocałunku. Stop-klatka. Publikowane w prasie fotosy z planu pokazują jeszcze więcej – nagi tors polityka wpatrującego się w swojego pupila, pupil na łóżku w szlafroczku z prezentem w torbie Chanel oraz wspólne wciąganie nosem białego proszku. Intymna relacja filmowych sobowtórów Antoniego Macierewicza (Janusz Chabior) i Bartłomieja Misiewicza (Antoni Królikowski) to dotąd najmocniejszy akcent kampanii reklamowej Vegi. Reżyser uprzedza, że w filmie będzie więcej momentów homoerotycznych, ale seks hetero też się pojawi. Autentyczny Antoni Macierewicz, nagabywany telefonicznie przez dziennikarza Wirtualnej Polski, nie wygłosił żadnego oświadczenia. – Dziękuję, że pan do mnie zadzwonił. Niezwykle się cieszę, że pan do mnie zadzwonił. Jest mi niezmiernie przyjemnie. Do widzenia – powiedział i od razu się rozłączył. Natomiast Andrzej Lew-Mirski, pełnomocnik byłego ministra, oznajmił: – Nie widzieliśmy jeszcze nagrania, ale jeśli się okaże, że narusza dobra osobiste mojego klienta, to rozważymy kroki prawne. Twórca ma prawo mieć własne wizje, ludzie mają dziwaczne pomysły. Może też być tak, że ktoś tego reżysera próbuje zmanipulować, podając mu nieprawdziwe informacje. Bardziej kategorycznie zareagował reprezentujący Bartłomieja Misiewicza mecenas Luka Szaranowicz: – Prywatnie uważam, że jeżeli osoby są już skojarzone i nie budzi wątpliwości, że chodzi o mojego klienta oraz ministra Antoniego Macierewicza, to producent i reżyser filmu nie ucieknie od odpowiedzialności.
Zbieranie materiału do scenariusza trwało 18 miesięcy. Wielu ciekawostek dostarczyli sami politycy, przede wszystkim ci, którzy popadli w niełaskę i musieli opuścić swoje partie. To świetni informatorzy, sfrustrowani, więc chętni do zwierzeń. Istniało wprawdzie niebezpieczeństwo, że z zemsty posuną się do konfabulacji, ale... – Jeśli w wypowiedziach kilku niepowiązanych ze sobą osób pojawiają się takie same fakty, to daje do myślenia – mówi reżyser. Jakichś szczególnych represji w związku z filmem nie przewiduje, ponieważ jest niezależny, nie musi wyciągać ręki po rządowe pieniądze. – To ważne, bo w Polsce jest coraz mniej wolnych mediów. Nawet te komercyjne dają się przekupić państwowym finansowaniem i dlatego będą unikać trudnych i kontrowersyjnych tematów, żeby tych budżetów nie stracić.