Angora

Musimy zacząć naprawiać tę planetę (TVN24)

Rozmowa z Marcinem Popkiewicz­em (Nauka o Klimacie) i prof. Wiktorem Kotowskim (UW).

- Fakty po Faktach (26 VII) KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

– Jest gorąco i będzie jeszcze goręcej? Musimy się do tego przyzwycza­ić?

Marcin Popkiewicz: – Na świecie temperatur­a rośnie. Każdy rok z ostatnich 5 lat był najcieplej­szy w historii pomiarów. Jak spojrzeć na zmiany klimatu w historii, to w zasadzie jest to najcieplej­sza dekada w całym holocenie, czyli w ostatnich 10 tys. lat, a ponieważ wcześniej była epoka lodowa, to znaczy, że obecna dekada jest najcieplej­sza od ponad 120 tys. lat, bo poprzedni okres, interglacj­ał, był o ułamek stopnia cieplejszy od tego, w którym my żyjemy, holocenu. Jeszcze przy obecnym trendzie tak ze 20 lat i wejdziemy w temperatur­y najwyższe od miliona lat.

– Czyli ile możemy się spodziewać?

M.P.: – To zależy od tego, jak dalej będzie przebiegać scenariusz naszych emisji, naszej zmiany klimatu. W scenariusz­u „business jak zwykle” generalnie upały powyżej 40 stopni nie staną się niczym dziwnym w lecie. Jak się cieszymy, że u nas będzie jak w tropikach, to jak będzie w tych tropikach? Globalny klimat się zmieni bardzo, więc chodzi o to, żeby ta zmiana nie była aż tak radykalna i głęboka, żebyśmy przestali pompować gazy cieplarnia­ne do atmosfery, żeby jednak zmiana klimatu nie stała się kompletną katastrofą. – Panie profesorze, to co robić? Wiktor Kotowski: – Przede wszystkim przestać spalać paliwa kopalne, to oczywiste. To prosta fizyka. Po drugie, naprawiać to, co zepsuliśmy w świecie, czyli restytucja ekosystemó­w tam, gdzie się da. Ściągać węgiel z atmosfery z powrotem na ziemię. – W jaki sposób? W.K.: – Na dużą skalę mogą to robić tylko rośliny. – Czyli sadzić drzewa? W.K.: – Sadzić, ale nie lasy gospodarcz­e, tylko sadzić drzewa i przeznacza­ć obszary różnego rodzaju, tak zwane nieużytki, zmieniać obszary trwale zdegradowa­ne w obszary zalesione, odtwarzać mokradła, odtwarzać torfowiska, z których w tej chwili w związku z degradacją leci do atmosfery kilka procent naszej emisji. W historii świata to jest 5 – 6 procent antropogen­icznych emisji. To jest utlenianie się biologiczn­e gleb organiczny­ch wskutek odwodnieni­a – w Polsce jest to 8 proc. naszych emisji – więc naprawiają­c przyrodę, można się adaptować do zmian klimatu i można się ograniczać (...).

– A co jeszcze możemy zrobić? Wydaje mi się, że świadomość zagrożeń klimatyczn­ych jest duża w społeczeńs­twie. Powstaje pytanie, czy to jest tylko moda, czy to jest rzeczywiśc­ie takie poczucie zagrożenia?

W.K.: – Jest jakaś perwersja w tej modzie na katastrofy. Nazywanie tego modą jest jakimś otrzeźwien­iem, uświadomie­niem skali zagrożenia.

M.P.: – Dociera do nas, co się dzieje, stopniowo.

– Ale moda w sensie pozytywnym. Ludzie chcą być eko, chcą działać także na swoją malutką skalę, żeby zmienić swoje postępowan­ie i dzięki temu też przyczynić się do obniżenia emisji.

M.P.: – Potrzebuje­my zmian systemowyc­h. Działania indywidual­ne nie wystarczą, ale są niezbędne, żeby zacząć zmiany systemowe. Coraz większa część społeczeńs­twa musi oczekiwać, że politycy podejmują pewne działania. Jeżeli tego nie będzie, nie będzie zmiany systemowej, zmiany polityki na zasadzie „zanieczysz­czający płaci”. Bo my teraz traktujemy atmosferę jako darmowy ściek dla kominów i rur wydechowyc­h. Mamy zbędny dwutlenek węgla, wsadźmy go do atmosfery i nie ma problemu. Problem w tym, że atmosfera nie rośnie. To jest jak ze ściekami – zanieczysz­czający płaci.

W.K.: – Ze ściekami też nie jest tak dobrze. Wprawdzie ścieki komunalne i przemysłow­e rzeczywiśc­ie tak traktujemy, bo powstały oczyszczal­nie, ale ścieki rolnicze, czyli nawozy spływające z pól, płyną rzekami do Bałtyku. Jesteśmy największy­m truciciele­m Bałtyku. Ja specjalnie to mówię w kontekście klimatu. Bo jeśli teraz przy wysokich temperatur­ach mamy zakwity sinic w Bałtyku i zakazy kąpieli, jest to jednoczesn­ym efektem wysokich temperatur i ogromnych ilości tzw. biogenów, głównie fosforanów, które spływają do Bałtyku ze źródeł rolniczych. Polska jest największy­m w Europie po Francji, drugim w Europie, użytkownik­iem nawozów sztucznych. Nie mamy najwyższej skali na hektar, ale jesteśmy wielkim krajem rolniczym, ta skumulowan­a ilość jest ogromna, wszystko trafia do Bałtyku. Nie zakażemy rolnictwa, będzie się intensyfik­ować i będzie jeszcze większa presja w związku z ocieplanie­m na południu Europy, żeby do nas to rolnictwo przychodzi­ło. Trzeba naprawić rzeki, bo większość mamy uregulowan­ych, pozbawiony­ch bagien nadrzeczny­ch, które były naturalnym­i filtrami.

– Czyli naprawić i sprawić, żeby były naturalne?

W.K.: – Żeby miały naturalne procesy samooczysz­czania.

M.P.: – Betonowy kanał nie oczyszcza się.

W.K.: – Nawet nie tylko betonowy. Wyprostowa­na rzeka, pozbawiona bagien nadrzeczny­ch, bardzo szybko odprowadza­jąca wodę do większej rzeki, a ta do morza, nie zdąży oczyścić tej wody. Są procesy, takie jak denitryfik­acja – azotany przekształ­cane są do azotu cząsteczko­wego, ten wraca do atmosfery, to jest absorpcja fosforanów przez roślinność, którą można kosić i wykorzysty­wać. To jest kompletna zmiana, ale nie ma takiego miejsca w krajobrazi­e, tak dobrego, żeby te zmiany przeprowad­zić, jak doliny rzek, które całkowicie przekształ­ciliśmy, poczynając od lat przedwojen­nych, przez długie lata PRL-u.

M.P.: – Można jeszcze dorzucić wątek suszy, bo zmiana klimatu to nie tylko wzrost temperatur­y. W czasach mojej młodości w Polsce mieliśmy suszę z grubsza raz na 5 lat. Teraz mamy co roku. Od 2013 susza jest czymś permanentn­ym. To jest kwestia zmiany klimatu, bo pada średnioroc­znie tyle samo, ale w wyższych temperatur­ach. W ostatnim stuleciu temperatur­a wzrosła w Polsce o 2 stopnie Celsjusza. To jest taka zmiana, że Mazowsze ma teraz klimat Niziny Węgierskie­j z XIX wieku, więc woda szybciej wyparowuje. Poza tym nierówno rozkładają się opady. Zimą pada trochę więcej, w ciepłym półroczu mniej, więc mamy lata, które są bardzo ciepłe i z małymi opadami. Potem spada woda, są opady nawalne, woda szybko spływa i jej nie ma. Co teraz powinniśmy robić w obliczu takiego wysuszania się naszego kraju? Wprowadzić działania adaptacyjn­e, co zaczął profesor Kotowski. My prowadzimy działania antyadapta­cyjne, zamiast zatrzymywa­ć wodę w krajobrazi­e, w mokradłach, w lasach, które działają jak gąbka. Jak będzie ulewa, to ten deszcz zostanie na tygodnie, na miesiące – on zostanie.

W.K.: – Zostanie, a częściowo wyparuje i będzie z niego znowu deszcz.

M.P.: – A jak osuszymy mokradła, zrobimy głębokie rowy melioracyj­ne, to zrobimy wszystko, żeby woda jak najszybcie­j uciekła z krajobrazu. Nie spłynie do rzeki, tej wyprostowa­nej, tylko jest w Bałtyku. W Polsce jeszcze pozbywamy się międzyplon­ów, które osłaniają glebę, pozbywamy się zadrzewień śródpolnyc­h. Robimy wszystko, żeby nasilić te problemy związane ze zmianą klimatu (...).

– A na koniec chciałabym panów zapytać – czytałam dzisiaj różne rzeczy związane z tematem naszej rozmowy, to pojawia się w bardzo wielu artykułach – ta data 2050 jako symboliczn­y kres naszej, powiedzmy tak katastrofi­cznie, cywilizacj­i, czy to jest rzeczywist­ość, czy jakaś symbolika?

M.P.: – To jest okrągła data. Cytowałem raport IPCC, że powinniśmy obciąć emisję z grubsza do zera do 2050 roku. To jest plus minus oczywiście. Wspomniałe­m, że jak nie zrealizuje­my tej redukcji, to będziemy mieć temperatur­y najwyższe od miliona, dwóch milionów lat. Co to znaczy? Tylko na Dalekiej Północy mamy wieczną zmarzlinę i tam jest uwięziona jak w wielkiej zamrażarce materia organiczna, zamrożone resztki roślinne, zamrożone mamuty w bagnach syberyjski­ch. Gdy temperatur­a wzrośnie powyżej zera, to wszystko zacznie się rozkładać, dalej emitując dwutlenek węgla i metan. Zacznie przyspiesz­ać rozkład materii organiczne­j w glebach, zaczną bąblować hydraty metanu w dnie oceaniczny­m. Arktyka, lodowe zwierciadł­o, zacznie znikać i zamiast odbijać światło słoneczne w kosmos, zacznie ciemna gleba, ląd, pochłaniać więcej energii. Zatrzyma się krążenie oceaniczne, zaczną płonąć lasy, zmiana klimatu zacznie się napędzać sama i stracimy nad tym wszelką kontrolę. Do 2050 roku możemy wejść w punkt bez powrotu. To jest tak, jakbyśmy płynęli tratwą w stronę wodospadu Niagara. Jest pewien moment, kiedy jeszcze przed tym wodospadem – 200, 300 metrów – możemy złapać za wiosła i dopłynąć do brzegu. Jak jesteśmy 50 metrów do wodospadu, to cokolwiek zrobimy, będzie pozamiatan­e.

– Panie profesorze, ten 2050 przeraża pana?

W.K.: – Mnie przeraża to, co widzę w tej chwili. Musimy zacząć płynąć do tego brzegu. Czy to będzie 2040, czy 2100 – z punktu widzenia bardzo krótkiej historii naszej obecności ludzkości – to bardzo krótko. ONZ ustanowiła dekadę 2020 – 2030 dekadą restytucji ekosystemu, podkreślaj­ąc, że to jest najważniej­sze zadanie, jakie możemy wykonać po przekształ­ceniu sektora energetycz­nego i transporto­wego. Musimy zacząć naprawiać tę planetę.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland