Co się działo w głowie ojca Dawidka?
(Dziennik Łódzki) ...zastanawia się dr Maciej Szaszkiewicz, psycholog sądowy.
– Spodziewał się pan takiego rezultatu poszukiwań?
– Na początku myślałem, że ojciec dał komuś to dziecko, żeby zostało wywiezione. Ta sprawa jest dość zaskakująca i tajemnicza. – Dlaczego? – Przypadki zabójstw własnych dzieci się zdarzają, i to wcale nie tak rzadko. Czasem są to samobójstwa rozszerzone, kiedy dorosła osoba odbiera sobie życie, bo nie może dalej funkcjonować – w jej mniemaniu – w tym złym świecie. Dziecka – znów w jej mniemaniu – nie może skazać na to straszne piekło na ziemi, więc je zabija. Ludzie, którzy popełniają samobójstwo rozszerzone, myślą tak: ratuję moje dziecko od życia w tych okropnych warunkach, a one będą jeszcze gorsze dla niego, jeśli mnie nie będzie. Więc zabierają dzieci ze sobą na tamten świat. – Jak akt łaski. – Bywają też takie przypadki, w których samobójstwo rozszerzone jest podbarwione zemstą. Tutaj natomiast mamy zadziwiającą rzecz. Bo ten mężczyzna nie popełnił właściwie samobójstwa rozszerzonego. To było najpierw zabójstwo dziecka, a samobójstwo – później. Dlaczego on nie zrobił czegoś, co jest najprostsze? Mógł na przykład wziąć dziecko na ręce i rzucić się z nim pod pociąg. Albo rozpędzonym autem wjechać w drzewo – zginęliby obaj na miejscu. Tymczasem ojciec rozdzielił te dwie śmierci. Ile czasu upłynęło od zabójstwa chłopca?
– Samochód zatrzymał się po raz pierwszy o godz. 17.28, później o 18.30. A Paweł Ż. zabił się o godz. 20.52.
– No właśnie, to dziwne, że tyle czasu minęło od zabójstwa do samobójstwa. Rzadko też jest tak, żeby dziecko przy samobójstwie rozszerzonym było zabijane tak krwawo.
– Chyba też nietypowe jest, że ukrył ciało – skoro chciał się zabić, to po co to zrobił?
– Nie ukrył sprytnie, raczej dość naiwnie. Ale o tym, że ten przypadek należy rozpatrywać osobno jako zabójstwo chłopca i samobójstwo tego mężczyzny – świadczy właśnie jego plan. On wszystko dobrze przemyślał, działał bardzo racjonalnie. Najpierw wziął dziecko, które później połączył telefonicznie z matką, a zaraz potem je zamordował, po czym wysłał jej SMS-a, że nigdy więcej nie zobaczy syna.
– Ale skoro planował zbrodnię, to czemu zadał tyle ciosów, a nie zabił chłopca, np. podając mu truciznę?
– Rzeczywiście, dziecko miało wiele ran, a im więcej ciosów, tym większe emocje targają zabójcą. Ale liczba uderzeń nie musi świadczyć o amoku. Gdy ugodzi się człowieka w serce, to on daje jeszcze znaki życia. Ten mężczyzna może zadał więcej ciosów dla pewności, że dziecko nie żyje. Ale teraz pytanie: czy on kochał tego chłopca? Raczej nie zabił go z miłości ani po to, by go uchronić przed „złem tego świata”. A to dyskwalifikuje sprawę jako samobójstwo rozszerzone, chroniące dziecko przed cierpieniem. Może uważał, że źródłem tego cierpienia będzie matka dziecka?
– Ojciec Dawida mógł być chory psychicznie?
– Nie. Ludzie, jak słyszą, że ktoś zrobił coś drastycznego, od razu zastanawiają się, czy sprawca był chory psychicznie. A zwykle tak nie jest. Nic nie wskazuje na to, żeby był chory. Mógł mieć natomiast zaburzenia psychopatyczne – wtedy rozumiałby swój czyn, mógłby go zaplanować, ale nie odczuwałby wyrzutów sumienia. Psychopaci są wyzuci z uczuć.
– Często, gdy stanie się tragedia, sąsiedzi potem mówią: to była normalna rodzina.
– Albo właśnie mówią, że „on ostatnio był jakiś dziwny”. Albo się okazuje, że sąsiedzi coraz częściej słyszeli kłótnie tej rodziny. Kłótnie są częste w rodzinach i nie wywołują alarmowego niepokoju. – Jakie mogły być motywy? – Przeróżne. Mówi się o jego zadłużeniach wynikających z hazardu i o tym, że rozstał się z żoną. Kobieta zgłosiła, że się nad nią znęcał, niedawno się wyprowadziła. Ale musieli się porozumieć, skoro on widywał dziecko i spędzał z nim czas sam na sam. To znaczy, że nie mieli nienawistnych relacji.
– To mogła być zemsta albo obawa, że żona odbierze mu dziecko?
– To drugie raczej nie, skoro się z nią dogadywał, żeby widywać się z synem. Ale jeśli chodzi o relacje między rodzicami, to nie wiem, czy kiedykolwiek poznamy prawdę. Bo może jest jakiś przyczynek żony w tym, że małżeństwo się rozpadło, i niekoniecznie będzie chciała o tym mówić policji albo psychologom. – Jaki na przykład? – Zdrada albo pieniądze. On był w długach, nie miał pieniędzy, być może ona już nie chciała mu pożyczać. Może czuł się też zastraszony, nie wiemy, u kogo był zadłużony. – Dziecko by zabił za długi? – Nie, za długi i złe relacje z żoną popełnił samobójstwo. Ale żeby zabić dziecko w zemście, to musiał coś zarzucać żonie. Coś, co wywołało w nim straszną nienawiść i wielkie poczucie krzywdy. I postanowił ją ukarać, wziąć odwet za te krzywdy. Ale to są tylko domysły, zbyt mało jeszcze wiemy. Bardzo trudno zrozumieć tę sprawę.
– Skoro hipotetycznie zakładamy, że ojciec Dawida czuł się skrzywdzony przez swoją żonę, to czemu nie zabił jej, tylko własnego syna?
– Mógł pozostawać pod jej wpływem; czuć, że żona zbija każdy jego argument, wyrzuca mu hazard, długi, lekkomyślność. I to go mogło przytłaczać. A może miał przez długi jakieś porachunki z mafią? Ktoś mu groził, a on już nie widział drogi? – Był ofiarą? – Nie wiemy. Miał nałóg, mógł się nie umieć bronić przed oszustwami i poddawać dominacji. Biegli psychologowie, jeśli będą powołani, pewnie to wyjaśnią.
– Czyli pan by stawiał, że to było zabójstwo?
– Mieszanka, czyli samobójstwo rozszerzone własne oraz zabójstwo dziecka. Jeśli sprawca o to „piekło” obwiniał żonę, to w grę mogło wchodzić także zabójstwo z odwetu. Z jednej strony jakieś jego przygniatające psychicznie problemy, a z drugiej to poczucie krzywdy, którą mu – być może w jego mniemaniu – wyrządziła żona. I któryś z tych czynników przeważył w procesie decyzyjnym. Ale oba elementy na siebie oddziaływały. – Można było temu zapobiec? – Wie pani, czym się różni agresja od przemocy? Agresja to emocja, a przemoc to zachowanie pod wpływem agresji. Czyli może być tak, że ktoś żywi skrajną agresję wobec kogoś i chce go zabić, ale nijak tego nie objawia. Mężczyzna, który zabił prezydenta Gdańska, planował zbrodnię kilka miesięcy i pielęgnował w sobie tę krzywdę, którą – jak twierdził – wyrządzili mu politycy. Ale nikt o tym nie wiedział, nawet jego matka. Miał więc w sobie nasiloną agresję dłuższy czas, a przemoc uruchomił w zaplanowanym momencie.
– Czytałam o takim przypadku samobójstwa rozszerzonego, gdy matka zabiła dwie córki, bo bała się, że jedna może mieć raka i chciała je w ten sposób uchronić od cierpienia. Czy taka osoba jest zdrowa psychicznie?
– To motywacja banalna i naiwna, a że naiwnych ludzi nie brakuje, to mogło się i tak zdarzyć. Ale to nie choroba psychiczna, tylko prymitywizm i głupota. Dr Jerzy Pobocha opowiadał o takim przypadku: spokojny mężczyzna któregoś dnia, jedząc śniadanie z matką, włożył jej do oczu dwie łyżki. I zabił. Później nie bardzo potrafił wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. Ludzie chorzy psychicznie mają często takie impulsy, które ich popychają do różnych czynów.
– To może w przypadku ojca Dawida to był taki impuls?
– Nie, bo tu nie ma żadnych wskazówek o jego leczeniu, chorobie, urojeniach. Oczywiście, to wszystko domysły – nie mamy dostępu do dokumentacji, snujemy jedynie nasuwające się hipotezy na podstawie doniesień medialnych.
– Gdyby miał pan sprofilować Pawła Ż., ojca Dawida, to od czego by pan zaczął?
– Od zebrania informacji o nim – kim był, co przeżywał w ciągu życia, na co chorował, jakie miał relacje, jak rozwiązywał konflikty, czy miał tendencje depresyjne. Najpierw wszystko o nim, później o jego zbrodni. Trzeba ustalić szczegóły – gdzie znaleziono ślady krwi, jakie one były, jakim narzędziem zostały zadane ciosy. Trzeba rozważyć wszystkie, nawet najbardziej absurdalne hipotezy. Nie można wykluczyć tego, że ten mężczyzna, gdy się zatrzymał, wysiadł z auta i się oddalił. A w tym czasie ktoś inny zabił dziecko. To absurdalne, ale niewykluczone. A może w zbrodni uczestniczyła osoba trzecia – może jechał z kimś jeszcze, dziecko zabił wspólnik? Trzeba dokładnie zbadać narzędzie zbrodni pod kątem odcisków palców. Najbardziej prawdopodobne jest oczywiście, że najpierw zabił dziecko, a potem siebie, po trzech godzinach.
– Według doniesień medialnych, Paweł Ż., zanim rzucił się pod pociąg, poszedł do kościoła.
– Może w tym swoim absurdalnym pomyśle chciał się pojednać z Bogiem?
– Pamięta pan podobne przypadki, jak sprawa Dawida?
– Tak, odwetowe zbrodnie się zdarzają. Ale częściej zdarza się krzywdzenie dziecka, żeby zrobić na złość partnerowi. Na przykład porwania, przetrzymywanie gdzieś dziecka, krzywdzenie go – żeby partner albo partnerka cierpieli (...).
– Czy kiedykolwiek się dowiemy, co kierowało ojcem Dawida?
– Jest w tej sprawie dużo rzeczy trudnych do wyjaśnienia, ale nie jest to zbrodnia doskonała. Na pewno rozwikłanie sprawy zajmie przynajmniej rok. Motywy samobójstwa pewnie zostaną ustalone dość szybko, ale zabójstwa – nie wiadomo.