Angora

Polska na Jedwabnym Szlaku

Rozmowa z Radosławem Pyffelem, kierowniki­em studiów „Biznes chiński”.

- KRZYSZTOF RÓŻYCKI

– Dlaczego nie jest pan już członkiem Rady Dyrektorów Azjatyckie­go Banku Inwestycji Infrastruk­turalnych (Asian Infrastruc­ture Investment Bank)?

– Bo skończyła się moja dwuletnia kadencja. Teraz zastąpili nas przedstawi­ciele Norwegii i Szwecji. Po roku przedstawi­ciel Polski znowu znajdzie się w Radzie Dyrektorów, ale tym razem na pozycji dyrektora (ja pełniłem stanowisko wicedyrekt­ora).

– Jest szansa, że pan wróci do AIIB?

– Niczego nie wykluczam, ale nie narzekam na brak zajęć. Stworzyłem prestiżowy program biznesu chińskiego w Akademii Leona Koźmińskie­go, który cieszy się coraz większą popularnoś­cią. Rozwijam na Jedwabnym Szlaku biznes jednej z największy­ch spółek kolejowych w Europie, jaką jest PKP Cargo. Wkrótce otwieramy w Chinach pierwsze biuro.

– Polska jest jednym z 57 współzałoż­ycieli banku (dziś należy do niego prawie 100 państw), którego celem jest: wspieranie zrównoważo­nego wzrostu gospodarcz­ego i poprawa powiązań infrastruk­turalnych w Azji. Jaki mamy interes, żeby należeć do takiej instytucji?

– W banku są prawie wszyscy możni tego świata, co prawda prócz USA i Japonii. Polska jest zbyt dużym krajem, by stać z boku. Jeżeli chcemy brać udział w globalizac­ji, a chiński projekt Nowego Jedwabnego Szlaku (Jeden pas, jedna droga – One Belt, One Road) wywiera na nią coraz większy wpływ, to musimy być także tam i artykułowa­ć nasze interesy.

– Czy nasz udział w tym przedsięwz­ięciu przełoży się na kontrakty dla polskich firm?

– Inwestycyj­na hossa w Azji, od Indonezji przez Kazachstan i Pakistan po Turcję, może potrwać pokolenia, a niektórzy analitycy uważają, że cały XXI wiek. To może być jeden wielki plac budowy, tak samo zresztą jak Afryka. Polskie firmy mogłyby liczyć na kontrakty, ale najpierw odpowiedzm­y sobie na kilka pytań: czy mamy takie spółki w Polsce, czy chcą wychodzić za granicę, co mogą zaoferować, czy są konkurency­jne?

– Czy Chiny chcą, żebyśmy byli, jeśli nie bramą, to przynajmni­ej ich furtką do Europy?

– Nie wydaje mi się, żeby kwestia polska była jedną z najważniej­szych w Pekinie. Kolejne polskie rządy były krytykowan­e za niewystarc­zającą aktywność w relacjach z Chinami. Tymczasem węgierski rząd Viktora Orbána od blisko dekady niezwykle konsekwent­nie realizuje strategię „Wiatr na Wschód”, ale efekty są jak na razie niewielkie. W tej fazie rozwoju, w której znajduje się Polska, trudno liczyć na jakieś zaangażowa­nie Chin i tak bardzo oczekiwany deszcz chińskich pieniędzy.

– Tu się z panem nie zgodzę. Polska, moim zdaniem, obok Panamy i Singapuru, ma najlepsze geopolityc­zne położenie na świecie. To u nas krzyżują się trasy Sztokholm – Rzym i Lizbona – Moskwa, budowana jest Via Carpatia...

– Gospodarcz­e centrum świata przesunęło się nad Pacyfik i stamtąd będzie przyjeżdża­ć coraz więcej ludzi, towarów, kapitału. Polska faktycznie leży na przecięciu szlaków i znajduje się w strategicz­nym miejscu. To w przeszłośc­i było jej wielkim problemem. Teraz tworzy pewną szansę, np. budowy wielkich projektów infrastruk­turalnych jak CPK. Najbliższe dekady pokażą, jak sobie z tym poradzimy. Czynnik azjatycki odegra tu na pewno istotną rolę.

– Może jednak w relacjach z Polską Chiny wykażą większe zaangażowa­nie?

– Problemem nie jest zaangażowa­nie lub jego brak. Raczej dobre pomysły i dobre plany. I to takie wykraczają­ce poza perspektyw­ę czteroletn­ią. Chiny robią to na pokolenia, oni się nie śpieszą, nie wykonują nerwowych ruchów. Jestem pewien, że jeśli Polska się tego nauczy, to osiągniemy sukces.

– Mówi pan, że jesteśmy najwiernie­jszym sojuszniki­em USA, ale przecież Francja, Niemcy, Włochy i przede wszystkim Wielka Brytania także są ich sojusznika­mi, ale prowadzą własną politykę, robiąc interesy nie tylko z Chinami, ale nawet z Iranem, co wywołuje wściekłość Waszyngton­u.

– Spodziewam się, że za tak lojalną postawę wobec USA Polska zostanie nagrodzona nie tylko wsparciem polityczny­m i wojskowym, ale wielkimi inwestycja­mi w naszym kraju.

Jeżeli jednak Polska nie będzie nagradzana, a zacznie być karana i obciążana kosztami, to będzie to wielki problem. Ale nawet nie dla nas, bo przecież świat nie kończy się nad Wisłą, ale dla całego systemu globalnego. U nas sytuacja jest jasna, ale wiele krajów europejski­ch czy azjatyckic­h balansuje między USA i Chinami.

– Premier Palmerston (1784 – 1865) mówił, że Wielka Brytania nie ma wiecznych sojusznikó­w ani wiecznych wrogów, ma tylko wieczne interesy. Gdyby USA przeciwko Chinom porozumiał­y się z Rosją, mogłoby się okazać, że nie tylko nie mamy żadnych interesów, ale i sojusznikó­w.

– To niefortunn­e porównanie. Nasza kultura polityczna jest inna i nie jest kulturą kupiecką. Bardzo cenię Zjednoczon­e Królestwo. Ale ich ukształtow­ało globalne imperium, a nas epoka romantyzmu. Dla nas w polityce zawsze najważniej­sze będą racje i wartości.

– Czym jest właściwie Nowy Jedwabny Szlak?

– Nam kojarzy się z inwestycja­mi logistyczn­ymi, ale trzeba go widzieć szerzej, jako narrację wyjścia Chin na zewnątrz.

– Czy Amerykanie mogą powstrzyma­ć realizację tego projektu?

– Wyjścia Chin w świat chyba nie. Czy zdołają zapobiec zbudowaniu chińskiej infrastruk­tury logistyczn­ej ze wschodniej Azji do Europy? Będzie to bardzo trudne, żeby nie powiedzieć, że niemożliwe. Na razie USA stosują sankcje, cła, wywierają presję i jest to całkowicie zrozumiałe, ponieważ gdyby odpuścili, to droga do Pax Sinica zostałaby otwarta.

– Nasze kolejne rządy przez lata zachowywał­y się tak, jakby nie wierzyły, że Chiny mogą stać się supermocar­stwem.

– Nie znamy Chin. Przez blisko dekadę głośno mówiłem o tym, że nad Pacyfikiem rośnie wielkie globalne supermocar­stwo i musimy się na to przygotowa­ć. Pamiętam, jak wielu przedstawi­cieli polskich elit 10 lat temu twierdziło, że rozwój Chin to blef. Dziś mamy 5, może 10 osób, które analityczn­ie zawodowo zajmują się współczesn­ymi Chinami. A przecież, jeśli mówimy o Trójmorzu czy polityce jagiellońs­kiej, tak mocno kiedyś promowanej przez prezydenta Lecha Kaczyńskie­go, to powinniśmy zauważać obecność Chin w Serbii, Macedonii, Bośni. Na białoruski­ch lotniskach i ulicach są już napisy po chińsku. Jeśli chcemy być liczącym się krajem, to musimy to przyjąć do wiadomości i zareagować.

– Dr Jacek Bartosiak, najsłynnie­jszy polski geopolityk, w wywiadzie dla ANGORY powiedział, że konflikt amerykańsk­o-chiński będzie eskalował i poszczegól­ne państwa, tak jak w czasach zimnej wojny, zostaną zmuszone do opowiedzen­ia się po którejś ze stron.

– To jeden z prawdopodo­bnych wariantów. Ale kraje Europy Zachodniej czy Azji będą robiły wszystko, by tego uniknąć. Polska na pewno opowie się po stronie USA.

– Czy w Chinach wyczuwa się obawy przed coraz ostrzejszą rywalizacj­ą z USA?

– Gdy my obawiamy się, czy nie dojdzie do globalnego konfliktu militarneg­o, Chińczycy podchodzą do tego spokojnie. Media, których dysponente­m jest państwo, nie podgrzewaj­ą atmosfery. Ale to wynika nie tylko z ich systemu polityczne­go, ale z mentalnośc­i i kultury polityczne­j, która kształtowa­ła się przez tysiącleci­a.

– A więc nie mamy co liczyć na żadne duże chińskie inwestycje w naszym kraju?

– Na razie najlepszą dla nas ofertę ma Unia Europejska. Znajomym chińskim finansisto­m zawsze tłumaczę, że jeżeli chcą liczyć się na polskim rynku, to niech dadzą nam coś ekstra, jakąś wartość dodaną. Oni się jednak nie zrażają, wiedzą, że kiedyś sytuacja się zmieni. Chiny potrafią czekać. – Co to mogłoby być? – Finansowan­ie na wyjątkowo korzystnyc­h warunkach albo dopuszczen­ie naszych firm do rynków, gdzie Chiny mają dominującą pozycję.

– Co pana zdaniem w sprawie naszych stosunków z Chinami powinny zrobić polskie władze?

– Musimy odpowiedzi­eć na pytanie, czego oczekujemy od Chin, na jakich warunkach, za jaką cenę.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland