10 miejsc w Polsce, których nie znamy
(Gazeta Wrocławska)
Są w Polsce miejsca, które naprawdę warto odwiedzić – bo oferują niezapomniane i bardzo nietypowe widoki.
Przedstawiamy pomysły na wycieczki. W każde z nich naprawdę warto zajrzeć – po prostu dlatego, że bardzo różnią się od dominujących w Polsce krajobrazów naturalnych i kulturowych.
Bajeczna Mostówka
W Mostówce, gdzie rozciąga się największe wrzosowisko w Polsce. To 70 hektarów dosłownie pokrytych wrzosowym dywanem mieniącym się wieloma odcieniami fioletu. Teren jest bardzo urozmaicony, przecięty wysokimi pasami wydmowymi – Wydmy Lucynowsko-Mostowieckie zostały objęte programem ochrony Natura 2000 – cały obszar chroniony obejmuje 300 hektarów. Las stopniowo przechodzi w otwartą, porośniętą milionami wrzosów przestrzeń z nielicznymi wyspami drzewek i krzewów iglastych. W porze kwitnienia wrzosów wygląda to wręcz bajecznie – a skojarzenia z pejzażami południowej Szkocji są jak najbardziej na miejscu.
Schronisko Perła Zachodu w Dolinie Bobru
Jedno z najciekawszych widokowo miejsc w Dolinie Bobru na Pogórzu Izerskim. Spory drewniany budynek schroniska zawieszony jest na kamiennym podeście, będącym jednocześnie tarasem widokowym, wmurowanym w skalne urwisko nad Jeziorem Modrym – malowniczym zalewem na Bobrze. Widok tego miejsca od razu kojarzy się z Alpami, Tyrolem czy Bawarią. Dookoła Jeziora Modrego prowadzą bardzo malownicze szlaki, w tym rowerowe. Poruszanie się po okolicy ułatwia między innymi bardzo efektowna kładka przewieszona nad zalewem.
Kruszyniany – wieś Tatarów
W 1679 roku wieś – razem z kilkoma pobliskimi przysiółkami (Nietupa, Łużany, Poniatowicze) – została uroczyście nadana polskim Tatarom przez Jana III Sobieskiego. Była to nagroda za wierną służbę Polsce podczas wojny z Turkami. Zamieszkał w Kruszynianach między innymi legendarny pułkownik Samuel Murza Krzeczowski, który uratował króla Jana podczas bitwy pod Parkanami. Społeczność tatarska w Kruszynianach przetrwała do dzisiaj – choć jest to łącznie kilkadziesiąt osób. W spisie powszechnym wyznanie muzułmańskie zadeklarowało 33 mieszkańców. We wsi znajduje się piękny drewniany meczet, jest też muzułmański cmentarz (mizar) z nagrobkami sprzed dekad i stuleci – najstarsze są z XVIII wieku.
Suchary – ale całkiem mokre
Mało kto wie, że tuż obok wielkiego i malowniczego jeziora Wigry na Suwalszczyźnie znaleźć można jeziorka o zupełnie innym charakterze. To tzw. suchary – których nazwa pochodzi od słowa „suchy”, co oznaczało w miejscowej gwarze bezrybny. Biologia ma na to zjawisko lepsze określenie – suchary to mianowicie jeziora dystroficzne – będące w trakcie stopniowego zaniku i przekształcania się w torfowiska. Suchary powstawały w miejscu wytapiania się ostatnich brył tzw. martwego lodu z okresu ostatniego zlodowacenia, stąd ich zbliżony do koła lub owalu regularny kształt. Dziś stopniowo zarastają mchem torfowcem, który tworzy na ich powierzchni niezwykły (i bardzo niebezpieczny, jeśli uznamy go za fragment stałego lądu) dywan, pod którym wciąż stoi woda. Woda w sucharach jest na skutek tego silnie zakwaszona – i rzeczywiście bezrybna, jak również pozbawiona większości występującej w okolicznych wodach fauny. Głębokość sucharów sięga kilkunastu metrów – kolejną zaś ich niezwykłą cechą jest ta, że różnica temperatur na głębokości zaledwie 1 metra może latem sięgać kilku stopni Celsjusza.
Opuszczone wsie w Puszczy Kampinoskiej
Gdy wędrujemy po Bieszczadach czy Beskidzie Niskim, o łemkowskich czy polsko-ukraińskich wioskach często przypominają jedynie fundamenty domostw, zmurszałe cembrowiny studni, ruiny cerkiewek lub dzwonnic albo kompletnie zapomniane cmentarze. W zachodniej części Puszczy Kampinoskiej w bardzo urokliwej łąkowej okolicy znajdziemy ślady po kilku całkowicie opuszczonych wsiach. Chodzi o rejon Famułek Brochowskich i Królewskich, Bromierzyka (wieś już nie istnieje) i Ław. Jeszcze niedawno można tam było się natknąć na całe opuszczone gospodarstwa, dziś większość została już rozebrana. Znikanie tych wsi to efekt programu wykupu ziemi od miejscowej ludności, po to by stopniowo rozszerzać zasięg Puszczy Kampinoskiej. Dopóki jednak las nie zarośnie terenów po dawnych wsiach, zdecydowanie warto je odwiedzić – to wycieczka o bardzo nietypowym charakterze.
Aha, w Bromierzyku podobno straszy – przynajmniej okoliczni mieszkańcy wciąż są o tym święcie przekonani. W internecie można znaleźć niejedną opowieść o dziwnych zjawiskach w tym „nawiedzonym” miejscu.
Rezerwat Kulin
Miejsce absolutnie niezwykłe – drugiego takiego w Polsce nie ma. Rezerwat obejmuje tereny nad Wisłą w okolicy Włocławka. Strome piaszczyste skarpy wystawione na południe i wschód – a więc bardzo dobrze nasłonecznione – sprawiły, że wykształcił się tam zupełnie niezwykły mikroklimat, ze średnimi temperaturami wyższymi nawet o kilka stopni niż ledwie kilka kilometrów dalej. Cała okolica nabrała więc stepowego charakteru w stylu południowych Węgier czy południowej Ukrainy. Dotyczy to zarówno roślinności – można tam na przykład zobaczyć „gorejące krzaki Mojżesza”, czyli dyptam jesionolistny (uwaga, parzy), wiśnię stepową czy wreszcie całe połacie ostnicy Jana, ale i fauny. W rezerwacie Kulin występują mianowicie cykady oraz kilka bardzo rzadkich w Polsce ciepłolubnych odmian ślimaków. Są też zimorodki, czarne bociany, bieliki i sokoły.
Góry Kaczawskie
Malownicze, niezbyt wymagające kondycyjnie, interesujące z różnych, nie tylko stricte krajobrazowych, względów. Wulkaniczne (niegdyś) Góry Kaczawskie są niskie, choć mają charakterystyczne, „ostre”, stożkowate kształty. Nic w tym dziwnego – część to naprawdę wygasłe przed milionami lat wulkany. Znajdziemy tam wiele czynnych i nieczynnych kamieniołomów, ciekawe formacje skalne – są tam też miejsca, w których można dosłownie zbierać półszlachetne agaty.
Kalwaria Wambierzycka
Rozciąga się wokół Wambierzyc na ziemi kłodzkiej u stóp Gór Stołowych, jest bardzo efektowna i rozbudowana. Rzecz jasna, jak wszystkie kalwarie, także i ta Wambierzycka jest stworzonym na potrzeby kultu religijnego – przede wszystkim Drogi Krzyżowej – odzwierciedleniem Jerozolimy z czasów Jezusa Chrystusa. Malowniczy efekt potęguje bardzo urozmaicony krajobraz. Kalwarię Wambierzycką ufundował Daniel Paschazjusz von Osterberg, z łaski cesarza Leopolda I świeżo upieczony szlachcic, który dorobił się sporego majątku w roli ochmistrza hrabiostwa von Althann i na skutek korzystnego ożenku.
W Wambierzycach nawet nazewnictwo wzgórz i strumieni przeniesiono wprost z topografii Jerozolimy. I dziś więc na mapie Gór Stołowych w rejonie Wambierzyc znajdziemy zarówno Cedron, jak i wzgórze Syjon – na którym stoi kalwaryjski kościół, Górę Kalwarię (pełniącą funkcję góry Oliwnej i Golgoty jednocześnie) czy też górę Horeb, Synaj, Tabor (również wielofunkcyjną). W Wambierzycach mamy też jedną z najdłuższych dróg kalwaryjskicn w Polsce – jej przejście w całości zajmuje 4 – 5 godzin.
Osterberg miał rozmach – w Wambierzycach szczególną rolę odgrywają również bramy. Jerozolima została tu rozłożona na łopatki – zamiast 7 Bram Jerozolimy w Wambierzycach mamy ich aż 12, z czego siedem bierze oczywiście nazwy od swych jerozolimskich odpowiedników. Zdecydowanie ponadnormatywna jest też liczba kaplic – już w czasach Osterberga miało ich być 80, obecnie jest ich około setki.
Podwarszawska Pustynia Błędowska
W Polsce jest jeszcze jedna „pustynia” oprócz tej Błędowskiej – nawet bardziej piaszczysta, choć nieco mniejsza. To Grochalskie Piachy na obrzeżach Puszczy Kampinoskiej w rejonie miejscowości Grochale, zwane „kampinoską pustynią”. Teren jest na tyle pustynny, że Grochalskie Piachy grały już w kilku polskich filmach, robiąc za krajobrazy z Iraku czy krajów arabskich. Tam nakręcono między innymi część pustynnych scen do „W pustyni i w puszczy”, tam też powstawały niektóre ujęcia do „Operacji Samum”. Uwaga – to teren wojskowy, wprawdzie nieobjęty jakimś nadzwyczajnym rygorem, ale jednak wciąż wykorzystywany do ćwiczeń. Dlatego, zanim tam zajrzymy, upewnijmy się, czy właśnie nie odbywają się manewry.
Grochalskie Piachy to w tej chwili ostatnia z „pustyń” w rejonie Puszczy Kampinoskiej – jeszcze w latach 50. było ich znacznie więcej. Ich powstawanie było efektem rabunkowej gospodarki leśnej prowadzonej w puszczy od końca XIX wieku – w miejscu wyciętych połaci lasu szybko odsłaniało się piaszczyste podłoże i całe hektary zamieniały się w „pustynie” w bardzo szybkim tempie. W latach przedwojennych piękne i zalesione dziś okolice Truskawia były na przykład strefą prawdziwej katastrofy ekologicznej – „pustynia” ciągnęła się tam kilometrami, uniemożliwiając wypas zwierząt gospodarskich. Stopniowe odwracanie tego trendu zaczęło się dopiero w latach 60. – po utworzeniu Kampinoskiego Parku Narodowego i przeprowadzeniu serii gigantycznych akcji zalesiania spustynnionych obszarów.
Wodziłki – wieś starowierów
Położone na Suwalszczyźnie Wodziłki są miejscem zupełnie niezwykłym ze względu na swoją kulturową odmienność. Niewielka wieś jest bowiem zamieszkana w większości przez staroobrzędowców będących potomkami uchodźców z Rosji, którzy pod koniec XVIII wieku założyli wieś na ziemiach polskich, szukając schronienia przed prześladowaniami religijnymi w swym kraju. Cerkiew prawosławna przy wsparciu caratu urządziła bowiem wtedy bardzo brutalną kampanię wymierzoną w staroobrzędowców.
Staroobrzędowa wspólnota religijna przetrwała w Wodziłkach do dzisiejszych czasów – choć nie da się ukryć, że wieś się wyludnia. Przed wojną mieszkało tam około 100 rodzin, dziś tylko pięć. Wciąż jednak w użyciu jest specyficzna gwara języka rosyjskiego charakterystyczna dla staroobrzędowców. Do naszych czasów przetrwało też kilka tradycyjnych drewnianych gospodarstw z obowiązkową banią (rosyjska łaźnia) w obejściu.
We wsi znajduje się wyjątkowo urokliwa drewniana molenna (świątynia) staroobrzędowców. Bardzo ciekawe jest także otoczenie Wodziłek – blisko stąd do jeziora Hańcza i do rezerwatu Szeszupa (głazowisko polodowcowe), a także do doliny górnej Czarnej Hańczy.