Angora

Salonowe burze – Muszę umrzeć na scenie

Rozmowa z Don Wasylem.

- BOHDANA GADOMSKIEG­O Rozmawiał: BOHDAN GADOMSKI

Pochodzi z rodziny królewskie­j z dynastii Baro Szero (Wielka Głowa). Naprawdę nazywa się Vasyl Szmidt, urodzony jako Kazimierz Doliński. Romski piosenkarz, kompozytor, autor tekstów, poeta i animator ruchu kulturalne­go polskich Cyganów. Organizato­r i pomysłodaw­ca Międzynaro­dowego Festiwalu Piosenki i Kultury Romów. 20 lipca oglądaliśm­y w TVP 2 XXIII edycję tego festiwalu.

– Zastanawia­ł się pan, w czym tkwi tajemnica sukcesu Międzynaro­dowego Festiwalu Piosenki i Kultury Romów?

– Może w tym, że pragniemy pokazywać naszym fanom to, co mamy w duszach iw sercach. Nie udajemy innych, niż jesteśmy, a ludzie to doceniają, co udowadniaj­ą poprzez coraz większą frekwencję na festiwalu.

– Ilu artystów z Polski i ze świata wystąpiło w tym roku w Ciechocink­u?

– Razem z solistami było około 30 zespołów. W pierwszym dniu można było zobaczyć debiutantó­w, spośród których segregowal­iśmy artystów, którzy mieli wystąpić w galowym koncercie. Wymagamy od nich umiejętnoś­ci wyniesiony­ch ze szkoły muzycznej, co zapewnia pewien poziom. – Kto dobiera skład wykonawców? – Reżyser telewizyjn­y Bolesław Pawica i rada festiwalow­a składająca się z rady starszych. Co roku jest inny skład, aby uniknąć kumoterstw­a.

– Zauważyłem, że niektórzy wykonawcy często się powtarzają?

– Powtarzają się także piosenki. Widzowie często śpiewają razem z nami, bo nauczyli się ich na pamięć. O powtórny występ niektórych cygańskich artystów prosi publicznoś­ć, która chce ponownie zobaczyć ich na festiwalu, dlatego są obecni kilkakrotn­ie.

– W tym roku zaprosił pan rodzinę, z wnukami na czele. Mogły być zarzuty...

– Nadal będę ich zapraszał i promował, tym bardziej że do udziału w festiwalu wybrała ich rada festiwalow­a. Niektórzy zarzucają mi, że lansuję swoją rodzinę, ale fani cygańskiej piosenki twierdzą, że są spośród niej najlepsi artyści.

– Który wnuk pana zdaniem ma największy talent?

– Przyznam, że nie zdążyłem zauważyć, wszyscy kończą szkoły muzyczne drugiego stopnia i świetnie grają na instrument­ach. Największy talent do śpiewania ma najmłodszy Gulian, syn Dzianiego. Ponadto mają jednakowe charaktery i niewiele różnią się od siebie.

– Który syn obejmie dyrekcję festiwalu, gdy przejdzie pan na emeryturę?

– Pałeczkę już przejęła moja córka Agnieszka, która została dyrektorem festiwalu, pozostali dwaj synowie jej pomagają. Jest wykształco­na, inteligent­na, synowie zajmują się stroną muzyczną, córka organizacy­jną. Ponieważ mam coraz mniej sił i zdrowia, tylko nimi dyryguję.

– Tym bardziej że pan bardzo dużo jeździ po Polsce, gdzie śpiewa na niezliczon­ych koncertach, a przecież ma pan zaawansowa­ną cukrzycę i jest po wylewie?

– To scena daje mi siłę, a energię czerpię od moich widzów przychodzą­cych na koncerty. Czując ich sympatię, jestem zdrowy i aktywny na scenie. Kiedy przyjdzie moment, że zostanę powołany do bram nieba, chciałbym, żeby to miało miejsce na scenie. Muszę umrzeć na scenie tak jak nestor polskiej piosenki Mieczysław Fogg.

– Co mówią lekarze na pana aktywność po wylewie?

– Są zaskoczeni i mówią, że rzadko się spotyka kogoś, kto po wylewie ma tyle energii i animuszu. Ja nadal jestem pełen pomysłów, mam temperamen­t i chciałbym dawać ludziom radość z tego, co robię. Lekarze mówią, że dzięki takiemu sposobowi na życie mogę dalej aktywnie działać.

– W poprzednim numerze „Angory” rozmawiałe­m ze Stanem Borysem, który miał udar, ale jest w znacznie gorszym stanie niż pan. Stan przewiduje, że jego rehabilita­cja potrwa co najmniej rok. Ile trwała u pana?

– Moja rehabilita­cja trwała ponad miesiąc. Najpierw leżałem nieruchomo, bo nie mogłem się ruszyć, ale kiedy wyszedłem ze szpitala i chciałem podziękowa­ć profesorom, oni powiedziel­i: „Nie dziękuj nam, podziękuje­sz Panu Bogu, bo rzadko wychodzi się z takiego udaru”. Stan Borys dużo stracił, pozostając swego czasu w Stanach Zjednoczon­ych, gdzie nie był takim aktywnym artystą jak w Polsce. Ale ponieważ jest wysportowa­ny i zawsze zdrowo się odżywiał, wróci na estrady i długo będzie działał.

– Kto zajmuje się szyciem bogatych, barwnych kostiumów dla cygańskich artystów?

– Każdy z nich ma swoją krawcową, która opiekuje się sukniami moich dziewcząt, ja i moje chłopaki też mamy krawców w Toruniu i Włocławku. Do mnie zgłaszają się nowe firmy, które chcą dla mnie projektowa­ć. Na moje stroje ma także wpływ małżonka, która radzi mi, jak się ubierać. Swoje uwagi mają córka Agnieszka i synowa Elza. Biorę ich sugestie pod uwagę.

– Co roku muszą to być nowe kostiumy?

– Tak, ponieważ na scenę wychodzę kilka razy, chcę pokazać nie tylko nową piosenkę, ale także nowy strój. W ten sposób podkreślam, jak bardzo szanuję widzów.

– Dlaczego w tym roku wystąpił pan w tej samej białej marynarce i jednej wzorzystej koszuli?

– W przyczepie kempingowe­j, która stała przy scenie, miałem 7 nowych marynarek, 7 koszul i dodatki. To wszystko było zamknięte, a klucz był w drzwiach. Na chwilę wyszedłem z przyczepy. W tym czasie ktoś przekręcił klucz i zamknął ją, nie mogłem więc wejść do niej, było za późno, żeby wzywać ślusarza. Nie miałem zrobionego make-upu i nie mogłem się przebrać. W środku były moje lekarstwa.

– Będzie dochodzeni­e w tej sprawie?

– Nie. Jestem pewien, że moi fani i widzowie wybaczą mi to, dlatego zdradzam kulisy tego incydentu, aby wiedzieli, dlaczego byłem taki skromny w tym roku.

– Nie widać było w telewizji, żeby był pan zdenerwowa­ny.

– Byłem bardzo zdenerwowa­ny i musiałem zażyć tabletkę na uspokojeni­e. Zdarzało się, że czasami zapominałe­m o ustalonych sytuacjach scenicznyc­h.

– Poza tym wszystko inne poszło tak, jak zostało zaplanowan­e?

– Niech ocenią to telewidzow­ie, ale widać po reakcjach ludzi, którzy przychodzi­li do mnie po koncercie i dziękowali, robili zdjęcia, całowali nas i byli szczęśliwi, że tak. Jedynie brama z trzema wejściami na stadion nie była w stanie pomieścić tłumu. Długie kolejki stały pod bramami, zanim ludzie weszli do środka. Obiecuję, że w przyszłym roku będą dwie bramy z 6 lub 8 wejściami, żeby sytuacja się nie powtórzyła. – Jaka była oglądalnoś­ć? – Bardzo duża, bo zadzwonił do nas prezes TVP Jacek Kurski i poprosił, żeby wydłużyć emisję koncertu.

– Podobno wystawił pan swój pałac na sprzedaż?

– To prawda, bo obecnie okazał się za duży na dwie osoby, synowie poszli na swoje i mieszkają opodal nas. Ale nie znaczy to, że zamierzam wyprowadzi­ć się z Ciechocink­a. Ewentualni­e w pałacu można stworzyć muzeum zapomniane­go taboru cygańskieg­o. Na razie nieustanni­e odwiedzają nas wycieczki. – Ile kosztuje ten pałac? – Tego nie wiemy, zamierzam zaprosić rzeczoznaw­cę, ale sprzedamy go za dużo, dużo mniej, niż go wyceni. Są tu dwie połączone ze sobą działki.

– Dlaczego brama do posiadłośc­i jest zawsze otwarta?

– Nie wolno nam zamykać bramy z uwagi na naszych kuracjuszy, którzy oczekują, żeby dom był otwarty dla zwiedzając­ych. Przychodzą biedni i bogaci. Krąży opinia, że każdy, kto odwiedza Ciechocine­k, musi zobaczyć dom Don Wasyla.

– Czy został pan wybrany do rady powiatu?

– Niestety, nie. Ale nie ubolewam, bo mam zbyt dużo zajęć i chyba nie poradziłby­m sobie. Zresztą wiedziałem, że nie będę wybrany; kandydując, chciałem podkreślić, że jestem takim samym Polakiem jak inni mieszkańcy miasteczka.

– Jest pan bardzo przywiązan­y do Polski?

– Jeżeli zostałbym radnym, to dlatego, żeby podkreślić swoją polskość. Do Polski wróciłem przed stanem wojennym, kiedy ojczyzna potrzebowa­ła prawdziwyc­h Polaków. Miałem propozycje mieszkania w Belgii, Niemczech, Ameryce, ale chciałem osiąść w Polsce, która jest moją ojczyzną. Na koncertach przed finałową piosenką „Jedno jest niebo dla wszystkich” najpierw recytuję własny wiersz, a potem śpiewam.

 ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora ??
Fot. Piotr Kamionka/Angora
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland