Angora

Hyde Park studzi gorączkę niezgody?

- KRYSPIN KRYSTEK (kryspinkry­stek@onet.eu)

Od kiedy pamiętam, zawsze fascynował mnie londyński Hyde Park, i nie chodzi mi o to, że od małego byłem miłośnikie­m angielskic­h ogrodów, bo pięknem przyrody zachwyciłe­m się o wiele później.

Ten królewski skwer (całkiem spory – ponad 159 hektarów) praktyczni­e od chwili zakupu angielski monarcha (Henryk VIII) przeznaczy­ł na miejsce, gdzie poddani mogli swobodnie się gromadzić i wyrażać swoje poglądy, z jednym zastrzeżen­iem, że w słowach i gestach nie będą dotykać majestatu miłościwie panującego.

Wertując karty historii, możemy więc doczytać, że przez stulecia ten zielony obszar gościł wielu znanych ludzi ówczesnych czasów, którzy na stałe zajęli miejsca w podręcznik­ach historii. Wystarczy wspomnieć, że tam głosili swoje przemyślen­ia chociażby: Marks, Lenin i wielu innych, którym daleko było do popierania tamtego porządku polityczne­go, jakim była monarchia. I nikomu nie przyszło do głowy, by w trakcie nawet najbardzie­j kontrowers­yjnych wystąpień wobec głoszących swoje przekonani­a używać siły; a jedynym dozwolonym sposobem wyrażania swojej dezaprobat­y na zasłyszane rewelacje była możliwość ustawienia swojego zydelka (małego taboretu), by z jego wysokości wyrazić zdanie odmienne.

Tak sobie myślę, pomimo iż gospodarcz­o udaje się nam od jakiegoś czasu galopem doganiać najbardzie­j rozwinięte kraje naszego regionu, to w kwestiach kultury polityczny­ch sporów, czy sposobu manifestow­ania swoich oczekiwań, chociażby w kwestiach odmiennośc­i, która jest niezbywaln­ym prawem każdego człowieka, jeszcze nam daleko do innych. Na poparcie przytoczon­ego powyżej zdania odniosę się do ostatnich „kwiatków” z naszego podwórka, czyli marszu ludzi spod tęczowej flagi, którzy ostatnio skrzyknęli się na wschodniej flance naszej kochanej ojczyzny i...?

No i właśnie, kolejny raz powtórzył się scenariusz, w którym spotkali się po jednej stronie zwolennicy kolorowego (i prowokacyj­nego przemarszu) i naprzeciwk­o ich przeciwnic­y, którzy przybrani w białe koszulki ze znakiem zakazu do pewnych zachowań, dali jasny przekaz, że nie zamierzają ustępować pola tym pierwszym. Dopełnieni­em tego nieciekawe­go obrazu stały się oddziały policyjne, które uzbrojone w armatki wodne i ochronne tarcze, wyznaczyły bufory bezpieczeń­stwa, by nikomu z „aktorów” tego przedstawi­enia włos z głowy nie spadł. Jednak myliłby się ktoś, gdyby uznał, że wymieniłem już wszystkich uczestnikó­w tej historii. Trzeba otwarcie powiedzieć, że w tym wszystkim są jeszcze „aktorzy drugiego planu” tych ulicznych manifestac­ji: politycy od lewa do prawa – każdy z inną rolą. I na koniec pozostają jeszcze ci, których kolorowi uczestnicy tychże zgromadzeń szczególni­e „umiłowali”, to ludzie Kościoła, których wyznawcy ideologii LGBT uznali za osobistych wrogów ich wolności. I w ten sposób moralność oparta na chrześcija­ńskich wartościac­h stała się przysłowio­wym chłopcem do bicia i jakiekolwi­ek by stanowisko zajęli w tych kwestiach hierarchow­ie, zawsze byłoby to złe. Reasumując, można by zaistniałą sytuację skwitować dosadnym powiedzeni­em: „Jak się nie obrócisz, to i tak d... zawsze będzie z tyłu”.

Cieszę się, że będąc księdzem w cywilu, nie muszę opowiadać się po żadnej ze stron tego sporu; ale myślę, że dobrze by się stało, gdyby w każdym z naszych miast decydenci wyznaczyli strefę Hyde Parku, by tam mogli się gromadzić zwolennicy najróżniej­szych opcji, by spokojnie manifestow­ać swoje prawa do inności?

No i jeszcze jedno! Byłoby to o wiele tańsze, licząc chociażby koszty policyjnyc­h akcji, i do tego bardziej przyjazne rozwiązani­e dla tych wszystkich, którzy uważają, że ulice ktoś kiedyś wytyczył, by służyły lepszej komunikacj­i pomiędzy niekiedy oddalonymi od siebie ludźmi.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland