Jak pokonać kleszcza?
Od początku roku do połowy lipca odnotowano w Polsce 8033 przypadki zachorowania na boreliozę (łącznie z neuroboreliozą), choć rzeczywista liczba może być większa. To najczęstsza choroba przenoszona przez kleszcze na półkuli północnej.
Charakterystycznym objawem boreliozy z Lyme jest rumień wędrujący. Pojawia się zazwyczaj po 10 – 14 dniach od kontaktu z kleszczem. Wcześniej jest tylko ślad po ukłuciu, co może objawiać się lekkim zaczerwienieniem. Później powstaje rumień powiększający się czasem do dużych rozmiarów, może mieć 3 – 5 cm, ale może również zajmować znaczną powierzchnię ciała. Jeśli pojawi się rumień, należy niezwłocznie udać się do lekarza, który po rozpoznaniu zaaplikuje antybiotyk. Jedyną właściwą metodą leczenia jest przyjmowanie przez 6 tygodni antybiotyku, zwykle doksycykliny, co gwarantuje wyleczenie boreliozy z Lyme, jeśli rozpoznano ją w początkowej fazie. Jeśli tak się nie stanie, choroba może doprowadzić do kalectwa.
Jako przykład można podać przypadek Brytyjczyka Stephena Bullougha, byłego mistrza świata w sztukach walki, który został ugryziony przez kleszcza w 2014 roku. Zlekceważył to i po roku zaczął mieć problemy poznawcze, zaczął odczuwać drgawki i osłabienie mięśni, co przełożyło się na trudności w chodzeniu. W ostatnich latach jego stan znacznie się pogorszył i zaczął mieć coraz częstsze napady padaczkowe, w końcu choroba przykuła go do łóżka. Dla pacjentów takich jak Bullough, u których rozwinęły się objawy przewlekłe, obecnie nie ma lekarstwa. Wkrótce jednak może się to zmienić.
Brytyjski „The Guardian” przypomina, że pod koniec lat 90. opracowano pierwszą prewencyjną szczepionkę przeciwko boreliozie o nazwie LYMErix. Była jednak dostępna tylko w USA, ale nie działała w przypadku dzieci i chroniła zaledwie przed jednym szczepem bakterii. To sprawiło, że wycofano ją z rynku i wstrzymano prace nad znalezieniem skutecznego antidotum.
Ostatnio jednak naukowcy ponownie zainteresowali się tym tematem w związku z rosnącą w wielu krajach liczbą zachorowań. W 2018 r. National Institutes of Health wydał 23 mln dolarów na badania nad chorobą z Lyme. Obecnie liderem w tym zakresie jest biotechnologiczna firma Valneva z siedzibą w Wiedniu, która opracowuje szczepionkę mogącą chronić przed wszystkimi sześcioma szczepami choroby z Lyme na półkuli północnej. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, szczepionka ta mogłaby trafić do sprzedaży w ciągu najbliższych pięciu lat.
Ewentualna szczepionka nie rozwiązuje jednak problemu pacjentów z boreliozą, którym dotychczasowe leczenie nie pomogło. Jak donosi „The Guardian”, naukowcy mają nadzieję, że zidentyfikowali związek, który może ostatecznie okazać się pierwszym lekiem dla tzw. zespołu choroby z Lyme po leczeniu (PTLDS). Badania przesiewowe tysięcy leków wykazały, że bakterie Borrelia burgdorferi bezpiecznie dla ludzkiej tkanki może unicestwiać disulfiram, stosowany zwykle w leczeniu... alkoholizmu.
Obecnie Columbia University Medical School w Nowym Jorku rekrutuje pacjentów do pierwszej klinicznej próby disulfiramu dla PTLDS. Jeśli zakończy się to sukcesem, wielu pacjentów takich jak wspomniany Stephen Bullough odzyska nadzieję na skuteczne wyleczenie.