Klimat nie dla dzieci
Dookoła świata
Zmiany klimatyczne dewastują środowisko, ale jak dalece jesteś gotów zaangażować się w ratowanie Ziemi? Brytyjska piosenkarka, 33-letnia Blythe Pepino, postanowiła nie rodzić. – Naprawdę chciałabym mieć dziecko. Kocham mojego partnera i chciałabym z nim założyć rodzinę, ale czuję, że nie czas na to. Pepino jest założycielką ruchu BirthStrike gromadzącego ludzi deklarujących bezdzietność z powodu ekologicznego Armagedonu, gdy świat stoi w obliczu załamania, a naukowcy przewidują klęski żywiołowe i niedobory żywności, które dotkną miliony osób. Rodząc dzisiaj, uprawiasz hazard czyimś losem. Ten człowiek nie będzie miał dobrego życia – mówi Cody Harrison, 39-latka, która niedawno dołączyła do ruchu. – Kiedy klimat się pogarsza, mnożą się inne plagi, większe niż burze i wzrost poziomu mórz. To wpływa na produkcję żywności, migrację, zasoby naturalne i wojny – dodaje Lori Day, inna członkini BirthStrike. W ubiegłym roku szalejące pożary wygnały z domów 250 tys. Kalifornijczyków. W Australii z powodu upałów gotują się jabłka na drzewach i giną ryby w rzekach. Oceany są pełne plastiku i innych toksycznych śmieci. Działalność poprzednich pokoleń nie uczyniła z Ziemi przyjaznego miejsca dla ich następców. W ciągu ostatnich dwudziestu lat niszczenie planety osiągnęło niespotykane tempo i nikt nie wie, co będzie w kolejnych dziesięcioleciach. Czy naprawdę chcecie sprowadzać dzieci na tak nieszczęśliwy świat? To pytanie zadają nam aktywiści. – Nie będzie przyszłości dla tych dzieci. Mówimy o skali kryzysu, który jest bezprecedensowy i nie wydarzy się dopiero w życiu naszych wnuków. On nastąpi za naszego życia. Będę żyła, gdy to się stanie – twierdzi Pepino. Działaczki BirthStrike nie są naiwne, nie mówią – nie rodźcie. – Naszym celem nie jest zniechęcanie ludzi do posiadania dzieci ani potępianie tych, którzy już je mają, lecz informowanie o wielkości kryzysu. Ich radykalne decyzje mają obudzić prawodawców, wywrzeć nacisk na rządy. – Czujemy się naprawdę zawiedzeni przez władze. Czujemy, że nie ma żadnego zarządzania tym kryzysem. Gdy niedawno, po raz pierwszy od dwóch lat, brytyjscy posłowie debatowali nad zmianami klimatycznymi, na sali pojawiło się 10 z 650 deputowanych, opowiada Blythe Pepino. A później jeden z nich zadrwił na Twitterze, że z powodu nadchodzącej katastrofy wysłał córkę na kurs samoobrony i podstawowych umiejętności przetrwania. (EW)