596. urodziny Łodzi
W ramach długu wdzięczności odpowiem lirycznie, czyli Łódzką inwokacją (wersja retro):
Przyjechałem do Łodzi pociągiem osobowym z małym tłumoczkiem u boku, w którym leżało świadectwo ukoń
czenia zawodówki. Był koniec czerwca 1973 roku. Obeschły już ciepłe majowe deszcze. Liście zasłoniły drzewa i krzewy. Bosą stopą lato wchodziło w szarość, w której jest najwięcej kolorów.
To miasto naraił mi mgr inż. Jerzy Mieleszkiewicz, nauczyciel informatyki z Technikum Elektronicznego w Zduńskiej Woli, co leży nad Pichną. Zdaniem Jerzego, w Łodzi było więcej możliwości.
Na stancji przy ul. Ogrodowej 27 zamieszkałem. Stąd się wyprowadziłem na ul. Żubardzką 1a, gdzie była bursa dla uczniów ze szkół zawodowych. Chodziłem do IX LO dla pracujących przy ul. Obrońców Stalingradu 27 (obecnie ulica Legionów). W bursie pisałem w zeszycie w kratkę białe wiersze. Zaczerniałem kartki i czasami chuchałem, żeby atrament szybciej wsiąkł. Pisząc, próbowałem dogadać się ze światem, który milczał. Uczyłem się streszczać, uciekałem przed gadulstwem. Lubiłem szczerość, której nie trzeba w bawełnę owijać, podobnie jak prawdy. Były porażki. Pierwsze wzloty, liryczne uniesienia, a nawet łzy, przed którymi bezradne są łódeczki powiek, o czym wiedzą policzki i podkówki ust.
Po maturze z Łodzi wyjechałem. W Warszawie zdałem za pierwszym razem na dzienne studia. Ożeniłem się.
Gdy siły mnie niosły, do Łodzi nieraz wpadałem. Dziś do tamtych lat najczyściej się uśmiecham. No cóż! Łódź to mój feblik; fiszka w skarbonce pamięci.
Łódź to miasto, w którym robiłem wszystko, aby z cytryny wycisnąć do ostatniej kropli... pomarańczę. CZESŁAW MIROSŁAW SZCZEPANIAK Warszawa-Ursynów (adres internetowy do wiadomości redakcji)