Brazylijska miłość, ukraińskie batożenie
Katerina Kowalczuk i pozostałe gwiazdy uwielbianego przez widzów ukraińskiego serialu „Zniewolona” 20 sierpnia wylądują na lotnisku Okęcie w Warszawie. O filmie czytaj – str. 22
ZNIEWOLONA W POLSCE
(1 VIII)
W latach 80. Polki czesały się jak uciskana Isaura, a cały kraj życzył plantatorowi Leônciowi śmierci. Dzisiaj 2,5 mln widzów kibicuje codziennie chłopce Katierinie i przeklina jej ciemiężyciela, ziemianina Grigorija.
– Czy wiesz, że w telewizji leci ukraińska „Niewolnica Isaura”? – zapytała mnie mama. – Jest Leôncio, Isaura, jej przyjaciółka kucharka, ukochany Isaury i co chwila kogoś batożą. – Ukochany Isaury na pewno zginie – dodał dobitnie ojciec (miał rację), wychodząc ostentacyjnie z pokoju. Wieczory przed telewizorem nie należą już do niego. TVP 1 prawie codziennie o 20.35 emituje „Zniewoloną”, czyli nowy ukraiński serial kostiumowy. Na początku pokazywano trzy odcinki tygodniowo, ale widzowie domagali się powtórek i tak żywo reagowali na perypetie bohaterów, że Telewizja Polska zdecydowała się emitować serial aż sześć razy na tydzień, z wyjątkiem czwartku okupowanego przez „Ojca Mateusza”. „Zniewolona” to według „Wirtualnych mediów” obecnie najlepiej oglądana pozycja w telewizji po „Faktach” TVN.
Rzeczywiście, jej podobieństwo do „Niewolnicy Isaury”, czyli brazylijskiej telenoweli z 1976 roku, jest uderzające, i to nie tylko pod względem fabularnym. Obie produkcje pokazano na targach telewizyjnych w Cannes. Obu zwiększono w Polsce częstotliwość emisji na gorące życzenie widzów.
Katierina, czyli złotowłosa i anielsko delikatna chłopka pańszczyźniana, przypomina temperamentem białą niewolnicę Isaurę z wielkim krzyżem na szyi. Obie bohaterki są wykształcone i eleganckie, ale żyją w niewoli dręczone przez plugawych i wąsatych bogaczy nastających na ich cnotę. Obie zakochują się fatalnie, choć z wzajemnością, w przystojnych kawalerach wysokiego stanu.
Katierina zmaga się z zawiścią innej chłopki, zawziętej Hali, podczas gdy Isaura cierpi przez demoniczną niewolnicę Rosę. Oba seriale dzieją się w XIX wieku – „Isaura” w Brazylii, kilka lat przed zniesieniem niewolnictwa (1888 r.), a „Zniewolona” na Ukrainie Lewobrzeżnej, kilka lat przed zniesieniem pańszczyzny w Cesarstwie Rosyjskim (1861 r.). „Isaura” powstała na podstawie abolicjonistycznej powieści Bernarda Guimarãesa z 1875 roku, aw styczniu 2019 roku na Ukrainie wydano dwutomową powieść na podstawie „Zniewolonej”.
Analogie są tak liczne, że pisany przez dziewięć osób scenariusz „Zniewolonej” jest niemal przewidywalny. Tragiczna śmierć ukochanego Katieriny, czyli Aleksieja Kosacza zamordowanego przez Grigorija Czerwińskiego, wstrząsnęła widzami podobnie jak zgon Tobiasa, który skradł serce Isaury i zginął z rąk złego do szpiku kości Leôncia.
„Zniewolona” jak „Wspaniałe stulecie”?
Nie ma jednak dowodu na to, że ukraińska produkcja niepaństwowego kanału STB jest bezpośrednim remakiem brazylijskiego przeboju. Pomysłodawczyni i producentka „Zniewolonej” Tala Pristajecka sugeruje raczej, że inspirowała się sukcesem tureckiego „Wspaniałego stulecia”.
– Pomysł na dramat kostiumowy dojrzewał we mnie przez długi czas – tłumaczyła w ukraińskich mediach. – Ostatnie lata pokazały, że popyt na takie rzeczy jest wysoki. Ludzie uwielbiają oglądać historie o pasji, intrygach, łzach i miłości. Można się dzięki nim przenieść w czasie do magicznej ery. Akcja naszego serialu rozgrywa się w XIX wieku. To czas ogromnych rozkloszowanych sukien, szytych z metrów tkanin, marszczeń i koronek. Kostiumowe historie są piękne, dotyczą miłości, szlachetności, walki wzniosłego z niskim i niegodnym.
I rzeczywiście, trudno odmówić „Zniewolonej” rozmachu. Suknie ważące czasem nawet 11 kilogramów robią wrażenie podobnie jak malownicze zdjęcia. Akcja serialu dzieje się w guberni czernihowskiej, w mieście Nieżyn i jego okolicach oraz w Kijowie. Zdjęcia kręcono w zabytkowych lokalizacjach, które pewnie niejednego widza zachęcą do wycieczek na Ukrainę. Można podziwiać m.in. XI-wieczny klasztor Ławra Peczerska; kijowski Czekoladowy Dom, skansen Narodowe Muzeum Ludowej Architektury i Życia Ukrainy oraz filharmonię im. Światosława Richtera w Żytomierzu, czyli najstarszy teatr na Ukrainie.
Katerina Kowalczuk i piękni ukraińscy aktorzy
Zgodnie ze słowami producentki w „Zniewolonej” raczej nie ma miejsca na wielowymiarowych bohaterów i złożoną psychologię postaci. Granica między dobrem a złem jest nakreślona naiwną, grubą kreską. Blondynki są anielskie, brunetki demoniczne, a na przemianę duchową Grigorija-Leôncia raczej nie ma co liczyć.
Aktorzy grają z pocieszną, operowo-mydlaną przesadą, ale trzeba przyznać, że są urodziwi i przyjemnie się na nich patrzy. 34-letni Michaił Gawriłow w roli Grigorija Czerwińskiego kradnie każdą scenę, epatując podłością na miarę Aleca d’Urberville z filmu „Tess”. Wspaniała jest (i olśniewająca!) Ksenia Miszina jako Lidia, choleryczna femme fatale rzucająca w poddanych czym popadnie. A poza tym nie sposób nie zawiesić wzroku na Tarasie Tsymbaliuku w roli kowala, który łączy w sobie Herkulesa z kultowego serialu (peruka!), polskiego hydraulika i kozacki pazur.
Eteryczna 26-letnia Katerina Kowalczuk w roli tytułowej zniewolonej wypada przy tak barwnym towarzystwie dość blado, ale cieszy się w Polsce ogromnym zainteresowaniem. Aktorka ukończyła Państwową Akademię Sztuki Teatralnej w Sankt Petersburgu i zanim została wybrana spośród stu kandydatek na gwiazdę serialu, próbowała sił w Hollywood.
Chłopi pańszczyźniani jak niewolnicy
Czy „Zniewolona” ma jakąś wartość dodaną oprócz walorów estetycznych, uroczo zwariowanych scen retrospekcji i schematycznego scenariusza, który pozwala widzowi bez wysiłku angażować się w oglądanie? Owszem. Chyba po raz pierwszy oglądamy syntezę opery mydlanej z gatunkiem kostiumowym, osadzoną w naszym kręgu kulturowym („Korony królów” nie liczę, bo brakuje jej rozmachu i polotu).
Poza tym twórcy zwracają uwagę na przykre karty historii Ukrainy, z którymi Polacy mieli sporo wspólnego. Relacje ziemian, również polskich, i chłopów pańszczyźnianych na ziemiach ukraińskich przypominały wyzysk niewolników na amerykańskich plantacjach, o czym pisał m.in. historyk Daniel Beauvois w książce „Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793 – 1914”.
W „Zniewolonej” nie brakuje zresztą krwawych scen przemocy, przywołujących na myśl „Django” Tarantino czy, nomen omen, „Zniewolonego” McQueena.
Narodowość szlachciców ciemiężących chłopów w ukraińskim serialu nie jest jednak sprecyzowana. Chociaż nazwisko „Czerwiński” brzmi polsko, to już imiona „Grigorij” czy „Anna Lwowna” sugerują Rosjan, podobnie jak udział Grigorija w wojnie krymskiej.
Bohaterowie mówią zresztą w większości po rosyjsku (oprócz tego posługują się literackim ukraińskim i surżykiem, czyli mieszanką ukraińskiego i rosyjskiego), co nie przypadło do gustu ukraińskiej prasie. Już pierwszy zwiastun „Zniewolonej” wywołał na Ukrainie ostre spory, zwłaszcza że oryginalny tytuł „Kriposna”, czyli „chłopka pańszczyźniana”, nie jest ukraińskim słowem (powinno być „kripaczka”).
Twórcy serialu bronili się, argumentując, że w XIX wieku na czernihowszczyźnie mówiono w kilku językach, a poza tym „Zniewolona” była przeznaczona na rynek międzynarodowy (jest emitowana w Polsce, Czarnogórze, Serbii, Bośni i Hercegowinie, Macedonii, Słowenii, Chorwacji i na Litwie), więc wybrano rosyjski, który jest bardziej powszechny od ukraińskiego.
A polskie akcenty? Szlachetny Aleksiej pragnie uciec z ukochaną Katieriną do Krakowa, by schronić się przed społecznym ostracyzmem i żyć bez piętna mezaliansu. Poza tym przystojny kowal nuci w jednej ze scen piosenkę, która przypomina dumkę Bohuna z „Ogniem i mieczem”.