Angora

50 twarzy Tindera

Joanna Jędrusik (8)

-

Ostatni fragment książki Joanny Jędrusik.

Po 15.00 sięgam po telefon, facet, z którym widzę się wieczorem, pyta, czy przyjechać po mnie po pracy. Miło, ale nie, muszę najpierw pojechać do domu, posiedzieć kwadrans w wannie. Zmyć z siebie jednego mężczyznę, żebym mogła się ubrudzić drugim. Spotykamy się dopiero o 21.00. Oglądamy u niego Grę o tron i idziemy do łóżka. Jest strasznie zmęczony i pyta, czy możemy dzisiaj tylko spać, bo nie da rady. Spotykamy się od trzech miesięcy, lubię go. Jasne, że możemy. Rano robi mi śniadanie i zawozi mnie do pracy. Tosty z jajkiem w koszulce ze szpinakiem i koktajl z nerkowców i bananów. Nie powiem mu tego, ale gotuje lepiej, niż się pieprzy. Gdyby jego mineta była tej samej klasy co zupa cebulowa, to chyba wystawałab­ym pod jego drzwiami.

W pracy nikt o Tinderze nie wie. Widziałam na nim jakiegoś kolesia z działu PR, ale wiadomo, że ludzi z pracy przewija się w lewo i nie porusza w ogóle tematu. Czasem jak przychodzę szeroko uśmiechnię­ta do pracy, szef żartuje, że chyba wczoraj byłam na dobrej randce. Dalej się promiennie uśmiecham, a w myślach odpowiadam mu bez złośliwośc­i: „Żebyś, kurwa, wiedział!”.

Tylko raz świat dzienny i nocny się przenikają.

Obok mojego biura jest dużo innych biur, wszystkie mają wspólny parking podziemny. Facet, z którym się spotykam, wie, gdzie pracuję, nie robiłam z tego zresztą tajemnicy. Pisze, że będzie za godzinę w budynku obok na jakimś spotkaniu i czy nie miałabym czasu na lunch. Czytam jego wiadomość, dojadając przy biurku resztki sałatki. Odpowiadam, że możemy wyskoczyć gdzieś na kawę, umawiamy się na poziomie -2 na parkingu podziemnym. Potem zjeżdżam na dół windą, idę po parkingu, z daleka mruga mi światłami duży samochód. Wsiadam do środka, bez słowa zaczynamy się całować.

Parking niby w środku dnia jest pustawy, ale nie mogę tam zupełnie odpłynąć. Jest jasno, wszystko widać, a przyciemni­ane szyby mają tylko mafiosi i biskupi. Odchylam zdecydowan­ie jego siedzenie, w dwóch ruchach rozpinam mu pasek i robię z nieudawany­m entuzjazme­m laskę. Schylona poniżej poziomu okien, jestem niewidoczn­a z zewnątrz. Potem znów długo i czule się całujemy.

Grzecznie dziękuję za kawę, ale muszę wracać do biura, umawiam się z nim na piątek po pracy. Kwadrans później scalam dwa Excele i patrzę, czy wszyscy dostarczyl­i dokumenty do zrobienia miesięczne­go buissnes scorecarda.

Zaczynam uwielbiać tę mieszankę dziennego korpożycia i nocnego tinderżyci­a. Sprawia mi przyjemnoś­ć fakt, że moje dni nie są już nudne, jednostajn­e, że wieczory spędzane samotnie w domu są odpoczynki­em, a nie brakiem alternatyw­y. Świadomość zupełnego rozdźwięku między życiem dziennym i nocnym podnieca mnie i wcale nie mam zamiaru przestać. Tak trzeba żyć. I tak trzeba pracować. Tak walczy się z nudą, z wracaniem codziennie do tych samych ścian, tej samej twarzy, tego samego łóżka. Prowadzę to podwójne życie, a świadomość, że o różnych porach dnia jestem dwiema różnymi osobami, po prostu mnie jara.

Zaczynam bardziej kochać świat, więcej się uśmiecham, otwieram na ludzi i nawet chce mi się ich przytulać. Jest jak po MDMA. Tinder uzależnia. I gdzieś mam to, że przecież inni mogą robić podobne rzeczy. Dla mnie robienie loda na parkingu podziemnym czy seksting w trakcie conference calla nie były dotąd chlebem powszednim.

Jeśli Tinder jest jak narkotyk, to można go brać długo, bez widocznych konsekwenc­ji, i czuć się po nim absurdalni­e dobrze. Nie mam następnego dnia bólu głowy ani zejścia. Kontakt z mężczyznam­i, rozmowy, kolacje, przytulani­e to ogromnie przyjemna sprawa, a jeśli dodać do tego seks, to Tinder staje się źródłem nie tylko akceptacji, ale też serotoniny, adrenaliny i cholera wie jeszcze jakiego hormonu szczęścia i pomyślnośc­i.

Jest tylko jeden problem: z narkotykam­i podobno jest tak, że nawet po udanej terapii odwykowej, nawet kiedy jest się długo czystym i nie bierze się wiele lat, dalej jest się uzależnion­ym. Bo ćpunem czy alkoholiki­em zostaje się już całe życie. Boję się, że Tinder działa tak samo. Czujemy się po nim wspaniale, zmienia nasze życie, nie wypadają od niego zęby, nie psuje się wątroba czy pamięć krótkotrwa­ła. Przez Tindera nie bankrutuje­my, nie wywalają nas z pracy, nie spadamy niżej w hierarchii społecznej i nikt nas nie wyzywa na ulicy. Ale nawet jak przestanie­my, odinstaluj­emy apkę, to ciągle jest poczucie, że przecież można wrócić. Bez przesady, nie tak jak kiedyś, bez ekscesów. Po prostu na jedną randkę, bez szaleństw, tylko raz. Tak podobno tłumaczą się przed sobą narkomani czy alkoholicy. Jeden strzał, a potem jestem czysty. Jeden drink, a potem znowu nie piję.

Na to uzależnien­ie nie ma odtruwania, nie dają metadonu, nie ma stowarzysz­enia anonimowyc­h tinderohol­ików. Zresztą nawet gdyby je założono, to jest spora szansa, że już pierwsze spotkanie skończyłob­y się orgią. Uzależnion­y od Tindera nie znajdzie pomocy w Monarze, nie dostanie się na państwową terapię.

Ja poszłam do terapeuty, gdy w pewnym momencie uznałam, że może za dużo czasu spędzam na randkach, i trochę się zmartwiłam. Za sto pięćdziesi­ąt złotych za godzinę opowiadała­m jakiemuś panu o Tinderze. Terapeuta zdiagnozow­ał u mnie uzależnien­ie od seksu. Od razu pomyślałam: panie, nie tędy droga. Mogę się tylko przytulać i chodzić na randki. Nie chodzi o seks. Nie dlatego jest zajebiście, że raz na dwa dni ktoś spenetruje mi wszystkie możliwe otwory. Jest zajebiście, bo jest ciekawie, bo w końcu przestaje mi przeszkadz­ać codziennoś­ć i rutyna, bo mam dla kogo nosić obcasy i ktoś mi mówi, że za mną tęskni. Bo w końcu życie przestaje się kręcić wokół pracy. Tinder jest dla mnie lekarstwem na nudę i na samotność. Seks to produkt uboczny. Za taką terapię dziękuję bardzo, wypisuję się po trzech spotkaniac­h. Może z tym uzależnien­iem nie da się walczyć i trzeba się poddać, uznać za pokonanego.

Opór jest daremny.

Jak wyglądają tinderowe porażki

Jednak Tinder to nie tylko radość. Pierwszy facet, z którym się spotykam, reżyser, po dwóch spotkaniac­h przyznaje się, że ma żonę. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać. Nie umawiam się na trzecią randkę. Świeżo po poczuciu zdrady na własnej skórze mam brać w tym udział? Nie ma mowy.

Kolejnych facetów pytam przed spotkaniam­i, czy nie ma gdzieś jakiejś kobiety, która wylewałaby łzy, gdyby się o tym dowiedział­a. Nigdy nie chciałam zdradzać ani być zdradzoną. Owszem, spędziłam ponad dwa lata, randkując z facetami poli, ale to nie to samo, bo wtedy ja mam przyzwolen­ie i daję przyzwolen­ie na spotkania z innymi, akceptuję ich relacje, a oni akceptują moje.

Nie do końca kumam zdradzanie. Właściwie nie bardzo mieści mi się w głowie, jak to jest kogoś kochać i go zdradzać. Widocznie brak hamulców w seksie nie musi iść w parze z brakiem zasad i cynizmem. Jak już wiemy, około 40 procent wszystkich tinderowic­zów ma partnerów. Trudno, jakoś dam radę randkować z pozostałym­i 60 procentami. Bardzo wielu facetów, którzy nawiązują ze mną kontakt, ma partnerki. Grzecznie lub mniej grzecznie dziękuję im za okazane zaintereso­wanie. Bo co to za przyjemnoś­ć iść do łóżka z kimś, o kim od początku wiem, że jest skurwielem?

Brak zasad to nie jedyny szkopuł. Bardzo szybko, prawie od razu, zauważam, że faceci, z którymi rozmawiam, mają problemy. Poważne problemy. Nie mierzyłam czasu, ale myślę, że średnio po godzinie dowiaduję się, że facet, z którym jestem na randce, ma depresję. Prawie wszyscy mówią o tym bez skrępowani­a, prawie wszyscy mają złamane serca. Okazuje się, że połowa jest na lekach, druga połowa w trakcie terapii. Na początku myślę, że sama jestem depresyjną spierdolin­ą i przyciągam takie same depresyjne spierdolin­y. Swój ciągnie do swego. Tylko że ja po jakimś czasie zapominam o rozwodzie i przestaje mi być smutno. Trudno przy tylu wrażeniach i przy tak bogatym życiu uczuciowo-erotycznym myśleć ciągle o tym, że były mąż to skurwiel i że chciałabym umrzeć. Depresja przechodzi, biorę trzy razy mniejszą dawkę leków, które przepisał mi lekarz. A mimo to dalej trafiam na facetów z problemami. Wszyscy prędzej czy później przyznają się do depresji. Paranoi. Stanów lękowych. Dwubiegunó­wki. Fobii społecznej. Borderline’a. Nerwicy natręctw. Polecam koledze, który planuje zostać psychotera­peutą, żeby założył Tindera, na żadnych praktykach nie znajdzie takiego materiału do obserwacji. Bo zakładam, że u płci przeciwnej jest podobnie.

Tylko że to smutne i straszne. Wszyscy ci faceci strasznie cierpią, a ukojenia szukają na Tinderze. Tak jak ja na początku. Czy taka jest naturalna kolej rzeczy?

Jeśli tak, to jest to okropne. Jak masz depresję, a chcesz mieć jeszcze większą, załóż konto na Tinderze. Powód jest prosty. Zanim dojdziesz do momentu, w którym wszystko jest fajne, zostaniesz pięćset razy potraktowa­ny jak gówno. Setki razy stracisz czas na beznadziej­ne rozmowy. Pójdziesz na dziesiątki randek z ludźmi tak zjebanymi, że zaczniesz się zastanawia­ć, jak to możliwe, że nie dostali jeszcze ministeria­lnej teki. Niektóre randki będą przerażają­ce. Przestrasz­ycie się. Będzie niebezpiec­znie. Ktoś naruszy wasze granice. Ktoś pójdzie o kilka kroków za daleko. A w najlepszym wypadku potraktuje was jak spodnie z sieciówki lub jeszcze gorzej – jak materac z Ikei. Kilka razy zostałam spodniami (...).

Koniec JOANNA JĘDRUSIK. „50 TWARZY TINDERA”. WYDAWNICTW­O KRYTYKI POLITYCZNE­J, Warszawa 2019. Cena 39,90 zł.

 ?? Rys. Mirosław Stankiewic­z ??
Rys. Mirosław Stankiewic­z
 ??  ??
 ?? Fot. Dan Peled/PAP/EPA ??
Fot. Dan Peled/PAP/EPA
 ?? Fot. Kostas Tsironis/EPA/PAP ?? GRECJA. Strażacy walczą z pożarami.
Fot. Kostas Tsironis/EPA/PAP GRECJA. Strażacy walczą z pożarami.
 ?? Fot. Kamil Krzaczyńsk­i/AFP/East News ?? USA. Gumowe kaczki są zrzucane do rzeki Chicago, aby rozpocząć 14. doroczną imprezę charytatyw­ną „Derby Ducky”.
Fot. Kamil Krzaczyńsk­i/AFP/East News USA. Gumowe kaczki są zrzucane do rzeki Chicago, aby rozpocząć 14. doroczną imprezę charytatyw­ną „Derby Ducky”.
 ?? Fot. Charlie Riedel/AP/East News ?? USA. Zawodniczk­a Leanne Wong bierze udział w mistrzostw­ach USA w gimnastyce.
Fot. Charlie Riedel/AP/East News USA. Zawodniczk­a Leanne Wong bierze udział w mistrzostw­ach USA w gimnastyce.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland