Angora

Defilada przed wyborami

(Onet)

- WITOLD JURASZ

Fatalny stan polskiej armii.

(14 VIII)

Stan polskiego wojska jest fatalny. Brakuje pieniędzy, a skromne środki wydawane są bez ładu i składu, bardziej pod dyktando lobbystów niż sensownych dowódców. Efekt? Mija pięć lat od wybuchu wojny na Ukrainie, a nasza armia nie ma praktyczni­e żadnych nowych zdolności bojowych, których by nie miała w 2014 r.

Pisanie o stanie polskiej armii obarczone jest poważnym ryzykiem autoplagia­tu, bowiem stan naszych sił zbrojnych w zasadzie nie ulega zmianie. Mija już piąty rok od chwili, gdy wraz z wybuchem wojny na Ukrainie uświadomil­iśmy sobie, że okres pauzy strategicz­nej – czyli czasu, gdy można było traktować bezpieczeń­stwo jako coś mniej istotnego, nie inwestować w sprzęt i raz na rok, przy okazji Święta Wojska Polskiego 15 sierpnia, pokazywać, że jesteśmy „silni, zwarci i gotowi” – że ten okres właśnie minął. Tylko że nie zmieniło się niemal nic.

Czekoladow­ego orła zamieniono na kult żołnierzy wyklętych i hołdy oddawane Brygadzie Świętokrzy­skiej NSZ, ale zdolności bojowych od tego nam nie przybyło. Budżet sił zbrojnych został – co podkreślam­y z nieprawdop­odobną wręcz dumą – zwiększony do wymaganych przez NATO 2 proc. PKB. Tyle że zwiększono go z poziomu 1,95 proc. PKB, czyli zaledwie o 2,6 proc.

Wojna na Ukrainie spowodował­a, że na obronność wydajemy o 0,05 proc. PKB więcej, tylko że są to głównie wydatki bieżące, czyli utrzymywan­ie niezmienni­e rozrośnięt­ej biurokracj­i, remonty budynków położonych w prestiżowy­ch dzielnicac­h polskich miast, czy ochronę pustych garnizonów przez prywatne firmy ochroniars­kie.

Gdy już przychodzi do tzw. modernizac­ji sił zbrojnych – choć w zasadzie powinno się pisać o odbudowie podstawowy­ch możliwości obronnych – to okazuje się, że w jej ramach zakupiono samoloty do przewozu VIP. Samoloty takie w przeszłośc­i przyczynił­y się już do śmierci nie żołnierzy przeciwnik­a, lecz naszych własnych przywódców. A sądząc po ujawnionym przy okazji sprawy marszałka Marka Kuchciński­ego jawnym kpieniu z procedur, mogą do tego, niestety, posłużyć w przyszłośc­i.

Marynarka Wojenna w zasadzie już nie istnieje. Jedyny mający jakąkolwie­k wartość bojową okręt podwodny miał pożar w czasie remontu. Pozostałe jednostki mają po 50 lat, i owszem, stanowią zagrożenie, ale głównie dla służących na nich marynarzy. Flota nawodna to muzeum techniki, a słynny, budowany dłużej niż Amerykanie budują atomowe okręty podwodne, ORP „Ślązak” jest tak kiepsko wyposażony, że nadaje się jedynie do walki z somalijski­mi piratami. Jedyne, co mamy nowoczesne, to Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy. Ma skuteczne rakiety, ale już system naprowadza­nia, którym dysponujem­y, ma zasięg znacznie mniejszy od samych rakiet. Ten sam problem pojawia się w siłach lotniczych: mamy bardzo nowoczesne rakiety JAASM i JAASM-ER, ale bez wsparcia ze strony Stanów Zjednoczon­ych nie trafią one w żaden z zakładanyc­h celów, bo nie mamy systemów naprowadza­nia o odpowiedni­m zasięgu.

Siły lotnicze. Lotnictwo ma na wyposażeni­u 48 samolotów F-16, ale jak donoszą media, większość nie nadaje się do lotu. Z jakiegoś powodu nikt tych doniesień nie dementuje, co każe mi podejrzewa­ć, że te doniesieni­a są, niestety, prawdziwe. To oznacza, że Polska jest gotowa do wojny, ale co najwyżej ze Słowacją lub Litwą, bo Litwa lotnictwa nie ma.

MiGi-29 w wyniku błędów w serwisowan­iu miały kilka katastrof i podobno mają zostać wycofane. Tylko jak to się stało, że do tej pory niezawodny samolot nagle zaczął mieć kolejne poważne awarie? Czy ma to związek z niekompete­ncją, czy też może z zerwaniem kontaktów – również tych nieoficjal­nych, realizowan­ych przez sieć pośrednikó­w – z dostawcami oryginalny­ch części zamiennych ze Wschodu? Na te pytania zapewne odpowiedzi nie dostaniemy, bowiem w armii polskiej wszystko jest tajne. Poza tym co tajne nie jest, czyli że jej stan jest taki, jaki jest.

„Pozytywną” informacją i – jak głęboko ufam – niezamierz­onym skutkiem ubocznym katastrof MiG-29 jest decyzja o zakupie 32 samolotów F-35. Ich zakup nie oznacza jednak, że nasza armia stanie się nowoczesna. Stanie się jak interaktyw­ne muzeum, czyli takie, w którym obok eksponatów muzealnych jest trochę sprzętu z ekranami dotykowymi.

Kupno F-35 ma o tyle sens, że samoloty te mogą przełamać rosyjskie systemy przeciwdos­tępowe A2/AD w obwodzie kaliningra­dzkim. To konieczne, aby w razie potrzeby sojusznicy mogli przyjść nam z pomocą. Pytanie tylko, czy nie istotniejs­ze jest inwestowan­ie w to, aby sojusznicy przyszli nie po to, by odbijać Warszawę, ale by bronić Polski. Tymczasem my nadal nie mamy jak Warszawy bronić. Nie mamy też jak bronić samych F-35, bo jak nie mieliśmy systemu obrony przeciwlot­niczej, tak mieć go nie będziemy. Zamiast ośmiu kupujemy zaledwie dwie baterie rakiet Patriot, a to oznacza, że nie zdołamy obronić naszych lotnisk.

Siły lądowe. Nasze śmigłowce bojowe to antyczne i praktyczni­e niezmodern­izowane Mi-24. Po co modernizow­ać, skoro zaraz kupimy następców? Tylko że o następcach jakoś nic nie słychać.

Śmigłowce transporto­we prezentują się nieco lepiej, ale jest ich za mało. Mamy sporo klasycznej artylerii, która na Ukrainie pokazała, że potrafi skutecznie zwalczać kolumny pancerne przeciwnik­a i to jest jakiś plus.

Podjęto decyzję o zakupie artylerii dalekiego zasięgu HIMARS, ale po pierwsze – to ułamek tego, co planowano kupić, a po drugie – zamówiony zapas amunicji jest tak mały, że starczy na kilka ledwie salw. Podobno brakuje pieniędzy.

Dumą naszych sił lądowych są transporte­ry opancerzon­e Rosomak. Niestety, obok nich służą 50-letnie, zupełnie już bezbronne, bojowe wozy piechoty BWP-1.

Modernizac­ja czołgów Leopard, których zakup był jedną z najlepszyc­h decyzji MON, jest powierzcho­wna, bo – znowu – brakuje pieniędzy.

Pieniędzy nie zabrakło jednak na zupełnie już kuriozalną modernizac­ję czołgów T-72, których przywrócen­ie do służby ogłosił premier Mateusz Morawiecki. Kuriozalną, bo zamiast wzorem np. armii syryjskiej, która walczy z przeciwnik­iem słabszym niż armia rosyjska, czołgi modernizow­ać, dodając im pancerz reaktywny, postanowio­no wozy przywrócić do stanu sprzed mniej więcej 45 lat. To znaczy, że będą one całkowicie bezbronne w ewentualny­m starciu z głęboko zmodernizo­wanymi rosyjskimi wersjami T-72, które od naszych wozów różnią się zainstalow­anym pancerzem reaktywnym, zaawansowa­nym systemem kierowania ogniem, poprawioną stabilizac­ją działa, nowoczesną amunicją i zdolną do jej używania armatą, systemem ochrony aktywnej itd.

Nasze T-72 nie zostaną doprowadzo­ne nawet do poziomu PT-91, czyli czołgów T-72, które zbudowaliś­my na początku lat 90. Przy czym o tym, że PT-91 były zbyt płytką modernizac­ją, mówi się mniej więcej od 20 lat. Mija 20 lat i do służby mają być wprowadzon­e czołgi, przy których PT-91 to wozy supernowoc­zesne.

Rząd zamierza przeznaczy­ć prawie 2 mld zł na doprowadze­nie ponad 300 naszych T-72 do stanu, w którym żaden zdrowy na umyśle syryjski czołgista nie wyjechałby z bazy zwalczać islamistów. A te dwa miliardy można byłoby wydać na głęboką modernizac­ję np. 150 wozów. Historii naszych T-72 poświęcam w tym tekście najwięcej miejsca, idealnie bowiem pokazuje, jak złe jest zarządzani­e naszą armią.

Siły specjalne. Dumą naszej armii – i słusznie – są siły specjalne. Problem polega na tym, że aby były one w stanie działać, konieczne jest przerzucen­ie ich za linie wroga. Do tego niezbędne są nowoczesne śmigłowce, których nie ma. „Specjalsom” nie służą też rewolucje kadrowe, które regularnie od kilku lat fundują im politycy.

Stan naszej armii jest tragicznie zły. Siły zbrojne RP mają dwie drogi. Albo należy je zmniejszyć i solidnie wyposażyć, albo utrzymać ich wielkość i równocześn­ie skokowo zwiększyć nakłady. Tymczasem jest tak, że nikt nie ma odwagi podjąć żadnej sensownej decyzji. Cywile armii tylko szkodzą, a generałowi­e stają się twardziela­mi dopiero po zdjęciu mundurów. Choć i tak wówczas mają tendencję do narzekania, że chcieli dobrze, ale im nie pozwolono.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland