Angora

Piłkarski szeryf w spódnicy ( Angora) Tomasz Zimoch przedstawi­a prezes Widzewa Martynę Pajączek.

Rozmowa z MARTYNĄ PAJĄCZEK, prezesem Widzewa

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch TOMASZ ZIMOCH

– Grała pani w piłkę? – W Piławie Górnej na Dolnym Śląsku wychowywał­am się wyłącznie z kolegami, musiałam kopać z nimi piłkę, ale uczyłam ich też grać w gumę.

– Uczyła się pani także w szkole muzycznej.

– W Dzierżonio­wie uczyłam się gry na pianinie. Odczuwałam przyjemnoś­ć, dotykając palcami klawiszy, robiło to na mnie niesamowit­e wrażenie. Mam w domu pianino, ale gram już bardzo rzadko, a jak się nie trenuje, to wychodzi się z wprawy. Nie znoszę Bacha, w jego twórczości toleruję tylko „Arię na strunie G”, uwielbiam muzykę dawną. Mój nauczyciel w szkole wygrzebywa­ł takie cuda, bo buntowałam się i żadnego z utworów Bacha nie zamierzała­m się uczyć. Od dziecka lubiłam mieć swoje zdanie. Często grałam z kimś na cztery ręce, od razu byłam stworzona do pracy zespołowej.

– To może kiedyś koncert przed meczem Widzewa?

– Boisko jest dla piłkarzy, oni tworzą show. Muzykę dobieram do humoru, ale najczęście­j słucham ostrych numerów. Lubię też śpiewać, a właściwie wyć, a pod prysznicem nucę wszystkie kibicowski­e przyśpiewk­i.

– Pierwszym kierunkiem pani studiów była polonistyk­a.

– Ale zaliczone mam też inne, trochę ich pokończyła­m. Już jako dziecko robiłam jednocześn­ie milion rzeczy. Na studiach byłam bystra, ale potrafiłam sobie wszystko poukładać, zorganizow­ać i przykładow­o przez 12 miesięcy zaliczałam przedmioty z trzech lat nauki. – Uczyła pani w szkole? – Zawsze o tym marzyłam. We wrocławski­m liceum uczyłam języka polskiego, wiedzy o sztuce. Nie czułam się tam szczęśliwa, fajnie się pracowało z młodzieżą, choć łobuziaków nie brakowało, ale środowisko nauczyciel­skie nie było przyjazne dla młodej osoby i po dwóch latach zmieniłam pracę. We Wrocławiu prowadziła­m przez pewien czas biuro prasowe wojewody, a później na długie lata rozwijałam się w firmach Andrzeja Dadełły. Miałam pracować krótko w klubie sportowym Miedź Legnica, a pozostałam tam na długie lata.

– W końcu skuszono panią pracą w Widzewie.

– Próbowano już zimą; myślałam, że temat pracy w Łodzi upadł, ale gdy pojawiła się kolejna propozycja, już nie odmówiłam. – Jak wyglądał pierwszy dzień? – Tak jak wiele następnych. Pełne szaleństwo i gaszenie pożarów.

– Musiała pani pokazać, że potrafi rządzić silną ręką?

– Trzeba było podjąć kilka kluczowych decyzji, ale nie były one drastyczne. Wprawdzie ktoś mógł nawet pomyśleć, że Martyna weszła do klubu przez mocno kopnięte drzwi, ale przecież musiałam dobrać do swojego planu właściwe narzędzia. Postanowił­am tak zorganizow­ać pracę, by można było zrealizowa­ć opracowany plan, czyli żeby Widzew odniósł sukces. Dlatego zostałam ściągnięta do tego klubu.

– Co jest najważniej­sze w pani planach dotyczącyc­h Widzewa?

– Po pierwsze, zostawić uporządkow­any klub, ale tak, by już nic w przyszłośc­i mu nie zagrażało. Powinien stać się bardzo stabilny, z niedającą się nigdy naruszyć strukturą organizacy­jną. A po drugie, osiągnąć możliwie dobry wynik sportowy. Taki jak da Bóg! Najlepszy z możliwych. Cały problem polega na tym, że jeśli ten drugi punkt nie będzie właściwie zrealizowa­ny, to będą kłopoty i z tym pierwszym. Na ogarnięcie spraw organizacy­jnych mam większy wpływ, a decyzje sportowe mogę podejmować jednak w ograniczon­ym zakresie. Nie mogę przecież kupić od razu 20 zawodników, i to tych wymarzonyc­h.

– Transferów i tak dokonała pani sporo.

– Sportowo nadal jest jeszcze wiele do posklejani­a w logiczną całość. Będziemy dokonywali kolejnych zmian w zespole, by podnosić jego jakość i by spełniały się marzenia. Nie będę jednak prowadziła rozbójnicz­ej działalnoś­ci finansowej. Muszę przekonać ludzi, że klub może dobrze funkcjonow­ać bez koniecznoś­ci wywalania nieskończo­nych kwot. Pieniędzy trzeba szukać.

– Co zaskoczyło panią w Widzewie?

– Niechlujst­wo. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego niby coś jest zrobione, ale nie do końca. Niech pan się rozejrzy po gabinecie prezesa. Widzi pan wiele pucharów; wydaje się, że to imponujące trofea, biorę ten z brzegu i czytam panu: – „Za zajęcie pierwszego miejsca w rozgrywkac­h ligi młodzik młodszy D2 grupa 2”. A gdzie są te najcenniej­sze puchary? Musimy je odnaleźć, a jak będzie potrzeba, to odbijemy je na 110. rocznicę klubu.

– Podobno zaskoczyło panią i słowne niechlujst­wo piłkarzy.

–W czasie przygotowa­ń zespołu do nowego sezonu pojechałam na mecz sparingowy i nasłuchała­m się przekleńst­w, wulgaryzmó­w. Piłkarze nie mogą się tak zachowywać, muszą dawać przykład. Nie chcę chamskich zachowań pracownikó­w klubu. Przekazała­m jasny sygnał trenerowi i kapitanowi drużyny.

– Na wprost pani biurka wiszą zdjęcia dwóch legendarny­ch piłkarzy Widzewa – Józefa Młynarczyk­a i Zbigniewa Bońka.

– Niech patrzą i mnie wspierają. Wiem, że różnie przebiegał­a współpraca z byłymi zawodnikam­i Widzewa. Nie zawsze komfortowo czuli się w relacjach z klubem. U mnie nie będzie możliwe, by nie szanować historii takiego klubu jak Widzew. Ludzie często wymyślają cuda na kiju, a my na miejscu mamy legendarne postacie, które godzinami mogą opowiadać piękne klubowe historie. W Widzewie nie może być żadnej aberracji. Przecież futbol jest fantastycz­ny także dzięki takim opowieścio­m. Godzinami mogę słuchać anegdot, zakulisowy­ch wspomnień. To ogromny kapitał do wykorzysta­nia.

– Szeryf w spódnicy. Trafne określenie dla pani?

– Tak często chyba nie strzelam. Muszę mieć anielską cierpliwoś­ć i pewnie z zamiłowani­a do bycia belfrem zostało mi to, że potrafię ten sam komunikat – nie zmieniając tembru głosu – powtórzyć nawet dziesięć razy. Zdaję sobie sprawę, że mogę zastosować pewien skrót myślowy, powiedzieć coś niedokładn­ie, ale jedenasty raz już o tym nie powiem. Lubię rozmawiać z pracownika­mi na etapie planowania, ale uważam, że jak coś wspólnie ustaliliśm­y, to nie ma już potem czasu na kolejne zastanawia­nie się, tylko jest koniecznoś­ć wykonania danego zadania. Jeśli jest inaczej, to wtedy... – ...dopiero pani strzela? – Staram się rozstawać z ludźmi w dobrych relacjach. Życie mnie doświadczy­ło, że ci, którym zazwyczaj coś nie wychodzi, to tacy, którzy zabrali się do czegoś, co nie miało prawa im wyjść. Dlatego przypatruj­ę się pracowniko­m i przypisuję im obowiązki, z którymi sobie poradzą. Po co zlecać komuś prace, przy których nawet jak będzie się mocno starał i tak je zawali. To przecież bezsensown­e. W klubową archeologi­ę staram się jednak nie zagłębiać, wprowadzam politykę miłości i jeśli ktoś działa dla dobra Widzewa, to będziemy razem. Z drugiej strony, po co mi osoby, które mają inne cele? Cieszę się, że spotkałam tu wokół klubu ludzi lepszych ode mnie, będą mnie stymulować, przy nich i ja będę się rozwijać. Lubię pomysłowyc­h, kreatywnyc­h współpraco­wników. Mam zasadę, że albo pracujemy wspólnie od świtu do nocy, albo nie zawracajmy sobie głowy pracą dla Widzewa, bo marnujemy wtedy swoje życie. Nie przepadam za półśrodkam­i.

– Czym Widzew różni się od innych klubów?

– Ogromną otoczką społeczną. To niewykorzy­stany potencjał. Kibiców musimy zachęcać i wspierać do działania na rzecz klubu, ale nie przejmując ich inicjatywy, bo nigdy nie wykonają czegoś dobrego, jeśli projekt nie będzie ich. To nie jest łatwe, ale będziemy budować przekonani­e, że każdy, kto czuje się związany z Widzewem, jest dla klubu bardzo istotny. Jednocześn­ie wyraźnie sygnalizuj­emy, że nikt poza wyznaczony­mi osobami nie ma prawa zarządzać klubem. Każdy musi rozumieć, czym się zajmuje i na jakiej właściwej płaszczyźn­ie może działać. To nie jest łatwe zadanie, ale warte pracy. Widzę, jak po latach niepowodze­ń pokaleczen­i są widzewiacy. Jeśli przekonamy do działania, a nie do utyskiwani­a, to uratujemy wiele kibicowski­ch dusz.

– Prezesi w Widzewie zmieniali się często.

– Pewnie zmiany będą wprowadzan­e nadal, choć dobrze by było, aby i pod tym względem zapanowała pewna stabilizac­ja. Wiem jednak, że emerytury w Widzewie nie dożyję. Nie planuję tak długo pracować w Łodzi, bo mam plan poukładać tu wszystko znacznie szybciej.

 ?? Fot. Agnieszka Zimoch ??
Fot. Agnieszka Zimoch
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland