Raport ANGORY Ignorancja i medycyna.
Raport ANGORY – Polski pacjent
W szpitalu powiatowym, w specjalistycznym zespole karetki pogotowia i w klinice lekarze zapomnieli o tak podstawowym świadczeniu medycznym jak intubacja, którą powinni umieć przeprowadzić felczer i pielęgniarka.
Pod koniec 2011 r. mieszkanka województwa wielkopolskiego zaszła w drugą ciążę. Dziecko rozwijało się prawidłowo, matka czuła się dobrze. Chłopiec przyszedł na świat (poród siłami natury) 7 września 2012 r. – w 38. tygodniu. Jego stan był niemal wzorcowy i dlatego lekarze ocenili go na maksymalną liczbę 10 punktów w skali Apgar. Matka i dziecko w stanie dobrym zostali wypisani ze szpitala. Jednak 11 września, na początku trzeciej doby pobytu w domu, miał miejsce niepokojący incydent. Po zakończeniu karmienia piersią matka spionizowała syna, żeby w tej pozycji doszło do „odbicia” z układu pokarmowego, a następnie ułożyła go w łóżeczku. Godzinę później (około 7 rano) zauważono nagłe pobudzenie ruchowe dziecka. Wystąpiło zblednięcie skóry wokół ust. W obawie przed zakrztuszeniem natychmiast podniesiono noworodka do pionu. Niewiele to pomogło, gdyż na ciele pojawiło się szare zabarwienie. Własnym transportem rodzice zawieźli dziecko do szpitalnej izby przyjęć. Jego stan cały czas się pogarszał, jednak dyżurna pielęgniarka przez kilka minut zajmowała się wywiadem, zapisując w dokumentacji medycznej uzyskane od rodziców informacje. Wezwała jednak lekarza dyżurnego.
Mimo że występujące objawy wskazywały na niewydolność oddechową, lekarka nie zastosowała znajdującego się w szpitalu aparatu ambu (worek samorozprężalny wykorzystywany w resuscytacji u pacjenta nieoddychającego lub oddychającego w sposób nieefektywny, umożliwiający wentylację wysokimi wartościami tlenu), nie podjęła żadnej próby intubacji, tylko poleciła rodzicom zanieść syna na oddział dziecięcy.
Na oddziale lekarze oświadczyli rodzicom, że przyczyną zaburzeń oddechowych jest zapewne zapalenie płuc. Nadal nie stosując wsparcia tlenowego, przeniesiono noworodka do pracowni radiologicznej, gdzie wykonano kontrolne badanie RTG płuc.
Zdecydowano także o pobraniu krwi obwodowej matki w celu wykonania posiewu bakteriologicznego, gdyż uważano, że może to być przypadek zakażenia bakteryjnego (badanie nie wykryło nic niepokojącego).
Stan dziecka cały czas się pogarszał. Stwierdzono objawy kwasicy metabolicznej, co próbowano zneutralizować dożylnym podaniem leków. Mimo to nadal nie stosowano wsparcia tlenowego ani nie wezwano anestezjologa.
Wezwano za to karetkę pogotowia ratunkowego „N” (neonatologiczną), której kierownik również nie podjął prób intubacji. Ambulans zawiózł małego pacjenta do kliniki w innym mieście, oddalonym o ponad godzinę drogi.
W klinice stan dziecka oceniono jako bardzo ciężki, ale także nie przystąpiono do intubacji, stosując jedynie wsparcie oddechowe typu (n) CPAP (pompa powietrzna, podłączona do specjalnej maski na twarz, pokrywającej nos albo nos i usta).
Podczas leczenia w klinice okazało się, że chłopiec został zakażony szpitalnymi szczepami bakterii.
Dziś dziecko ma prawie siedem lat, cierpi na głęboką niepełnosprawność psychiczną oraz fizyczną i nie jest zdolne do samodzielnego wykonywania nawet prostych czynności życiowych.
Na bakier z intubacją
Rodzice zwrócili się do Zakładu Usług Medycznych i Opinii Cywilnych w Tarnowie o sporządzenie opinii lekarskiej, która oceniłaby przebieg leczenia w pierwszych dniach życia dziecka.
(...) Gdy noworodek trafił do szpitala, a dalej do oddziału dziecięcego, nie prezentował jeszcze objawów zewnętrznych neurologicznych w postaci drgawek, natomiast w biegu dalszej opieki, już w oddziale dziecięcym, te drgawki nastąpiły, co najpewniej było następstwem obustronnego wylewu dokomorowego krwi do komór bocznych mózgu IVH (IV najwyższy stopień krwawień dokomorowych według skali Papille’a – przyp. autora) (...). Brak zaintubowania już w izbie przyjęć szpitala powiatowego wynikał z niedającego się wytłumaczyć niezastosowania najbardziej pożądanej metody wsparcia oddechowego, tzn. metody (i) CPAP, intubacji lub alternatywnym założeniu do przedsionka jednego z nozdrzy rurki o średnicy 2,5 cm, aby tym sposobem wspomóc oddech noworodka, który fizjologicznie jest tzw. oddychaczem nosowym (...). Każdy lekarz dyżurny oddziału noworodkowego, dziecięcego, kliniki czy też jej zespołu wyjazdowego „N” powinien posiadać umiejętność intubacji, ale w tym przypadku nie miało to miejsca (...). Jest nadal pożądaną praktyką, aby w trakcie transportu karetką „N” w podobnych przypadkach przed wyruszeniem w drogę do szpitala stosować już intensywne zasady opieki neonatologicznej, a więc kierownik zespołu powinien po przybyciu na miejsce wezwania zarządzić przede wszystkim wsparcie oddechowe metodą ambu z podażą tlenu, zlecić niezwłoczne wykonanie kontrolnego oznaczenia RZK (równowaga kwasowo-zasadowa – przyp. autora), a także dokonać intubacji na drodze dotchawiczej lub przeznosowo, bo takie są warunki udzielania świadczeń medycznych (...). Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy od lat uzbraja małe i duże ośrodki w aparaturę do resuscytacji, ale jak widać nie zawsze lekarze z tego chcą skorzystać (...). W wyniku braku zdecydowanych i odpowiednich zachowań personelu oddziału dziecięcego, a dalej karetki „N” oraz kliniki, doszło do ostrej niewydolności oddechowej skutkującej rozległym uszkodzeniem mózgu, co doprowadziło do ciężkiego stopnia nieodwracalnej niepełnosprawności rozwojowej w zakresie fizycznym i psychicznym – napisano w opinii.
– Historia tego dziecka jest przykładem niedbalstwa lekarzy neonatologów – mówi dr Ryszard Frankowicz. – Przypomnę, że chłopiec urodził się z wzorcowym Apgarem. Był donoszony i zdrowy. Oznaczone bezpośrednio po urodzeniu poziomy wartości pH krwi wykazały ponad wszelką wątpliwość, że nie wystąpiła zamartwica okołoporodowa. Z powodu niezastosowania prawidłowej metody wsparcia oddechowego doszło do bezdechów i niedotlenienia już podczas życia pozałonowego. Nie jest to więc szkoda położnicza, tylko neonatologiczna. Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak się stało? Czy to możliwe, że doświadczeni lekarze, także ze specjalistycznej placówki, nie posiedli umiejętności intubacji? Mimo stałego postępu medycyny, coraz lepszego sprzętu, coraz wyższych zarobków lekarzy specjalistów w neonatologii, podobnie jak w przypadku położnictwa, w ostatniej dekadzie obserwujemy zadziwiająco wiele przypadków zaniedbań, braku ostrożności i staranności zawodowej, których konsekwencją jest okaleczenie, a czasem nawet śmierć dzieci. Tymczasem już od lat 80. obowiązują zasady opieki neonatologicznej, których prekursorem jest prof. Ryszard Lauterbach z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Rodzice dziecka wystąpili do szpitala powiatowego oraz kliniki o uznanie szkody, jednak w obu wypadkach dyrekcje tych placówek stwierdziły, że nie ma w tym winy ich szpitali, a ponieważ dowody są bezdyskusyjne, więc sąd takie zachowanie może, a nawet powinien, uznać za obojętne zachowanie sprawców szkody. Takich przypadków są tysiące. Czy stać nas, aby zdrowe dzieci z powodu niewłaściwej opieki stawały się kalekami niezdolnymi do samodzielnego życia?
Państwo X przy pomocy prawników napisali już pozew, który zostanie złożony w najbliższych miesiącach. Kwota roszczenia to 2 mln zł odszkodowania i zadośćuczynienia oraz 2 tys. stałej miesięcznej renty.