Biskupowi do sztambucha
Wysłuchałam części homilii wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i pozwalam sobie na własne refleksje w tej materii. Wydaje mi się, że dla każdego groźne są różne rodzaje zarazy. I nie mam tu na myśli dżumy, cholery czy eboli. Myślę o zarazie w formie koloru i, zaznaczam raz jeszcze, że nie chodzi mi ani o żółtą febrę, ani o czarną ospę. Chodzi o czerń spowijającą przez ponad dwa tysiące lat niektóre umysły. Były czasy w tej historii, gdy kardynałem można było zostać, mając lat 12 (słownie dwanaście!), a najmłodszy papież liczył sobie lat 23. Czasami były to stanowiska dziedziczne (z ojca na syna, a raz nawet odwrotnie) lub wśród braci czy wujostwa. Takie stanowisko też czasem kupowano, a był czas, kiedy papieży było trzech i urzędowali w trzech różnych miejscach. A za ich wyborem zawsze stała pewna liczba kardynałów.
Nie wiem, czy Duch Święty w tym czasie spał, czy pozwalał sobie z Ziemian zażartować, ale tak bywało. Wspominam o tym, by wykazać, że nie zawsze owi dostojnicy, namiestnicy boscy, mieli czas i możliwości uzyskać głębokie wykształcenie lub chociażby święcenia kapłańskie. Nie zawsze takowych od nich oczekiwano i wymagano. Wymagano natomiast, od czasów papieżycy Joanny, by to byli 100-procentowi mężczyźni, co sprawdzano, sadzając delikwenta na specjalnie przygotowanym (z odpowiednio wyprofilowaną dziurą) stołeczku, a mistrz ceremonii oglądał „dowód męskości” od dołu. Ze stołka korzystano przez parę ładnych wieków.
A świat szedł do przodu! Przybywało ludzi wykształconych, uczonych
w różnych dziedzinach. Zmieniało się też zapotrzebowanie na „więcej światła” w klasztorach i na plebaniach, że o diecezjalnych nominantach nie wspomnę. Już od dawna obowiązuje (nie tylko w Polsce) zdanie matury przed wstąpieniem do seminarium, w którym pobiera się nauki przez 6 lat; niektórym zajmuje to nieco więcej czasu. A zanim zostanie się biskupem, należy się doktoryzować, habilitować, pisać mądre artykuły, mieć szacunek i zaufanie współbraci. W seminarium, poza homiletyką, nauką zarządzania majątkiem parafii i zasobami ludzkimi, uczy się jeszcze paru innych przedmiotów z filozofią oraz nauką o społeczeństwie i zachowaniach ludzi włącznie. Nie można więc posądzać naszych duchownych o brak przygotowania do zawodu. Chodzi jednakowoż o to, jak ową wiedzę stosują w życiu codziennym, kontaktach z wiernymi i w nauczaniu miłości bliźniego.
A z tym jakoś ciągle jest nie najlepiej. Biskup Jędraszewski tak potępia ową nieszczęsną „ideologię” LGBT, jakby nie wiedział, że procentowo najwięcej gejów jest wśród sutannowych, a nawet sporo tam pedofilii. Jakby nie wiedział, że i wśród papieży tacy się trafiali – o czym w archiwach Watykanu są całkiem spore zasoby. W Polsce niechętnie i z wielką bojaźnią wydaje się pozycje pisane przez zachodnich dziennikarzy niezależnych, a filmy powstają ostrożne, by nie urazić lub się nie narazić. Od czego jednak jest internet i działające tzw. oficyny niezależne. Chociaż parę lat temu jedną w Gdyni spalono, a wydawcę pobito za wydawanie Deschnera „Kryminalnej historii chrześcijaństwa”. Można i tak! Można walczyć „argumentem siły, a nie siłą argumentów” – (patrz Białystok!) tylko czy na dłuższą metę to się opłaci?