Angora

Podpisy do kontroli, proszę!

- NARCYZ WASZKIEWIC­Z (adres internetow­y do wiadomości redakcji)

Startują konwencje wyborcze, koalicji jest w tej chwili chyba więcej niż chętnych do nich partii – jednym słowem za chwilę ruszy na ostro kolejna kampania wyborcza. Rozpocznie się też przedstawi­enie ze zbieraniem podpisów poparcia dla kandydatów i ugrupowań. I właśnie na temat tych podpisów chciałbym poczynić kilka uwag i propozycji.

Komitety wyborcze, aby zarejestro­wać listę, mają obowiązek zebrać pięć tysięcy podpisów pod listą swoich kandydatów w danym okręgu. Dotąd jest wszystko jasne. Komitety zresztą zazwyczaj zbierają tych podpisów więcej niż ustawowe minimum, na wypadek gdyby któreś z nich nie przeszły procedury weryfikacj­i. Dotąd jest sprawa jasna. Ale zaczyna się ta weryfikacj­a, która jest – siłą rzeczy – wyrywkowa. Dotychczas­owe doświadcze­nia wskazują, że nawet wyrywkowa kontrola prawidłowo­ści podpisów, która siłą rzeczy musi ograniczyć się do takich oczywistyc­h i sprawdzaln­ych cech jak: czytelność wpisu, zgodność numeru PESEL z danymi systemu i kompletnoś­ć, może wykryć nieprawidł­owości czasem skutkujące nawet niezarejes­trowaniem listy. A to przecież tylko kontrola formalna, niestwierd­zająca wcale, że osoba o takich danych podpis złożyła rzeczywiśc­ie.

Wiemy, jak odbywa się wypełniani­e podpisami list poparcia. Partie organizują swoje stoiska w różnych uczęszczan­ych miejscach, nawet takich trochę „dziwnych”, jak pod kościołami. To po to, by pokazać, że podpisy się zbiera. Ale tak naprawdę to gros podpisów zbierają poszczegól­ni działacze partyjni i komitetowi. Na każdym szczeblu komórkom terenowym wyznacza się cele: ile podpisów mają zebrać. Oczywiście, liczba zebranych podpisów wyznacza aktywność danej grupy, a tym samym osoby nią kierującej. Robi ona więc wszystko, by pokazać się swojej partii z jak najlepszej strony.

Te wypełniane podpisami listy komitety sprawdzają pod względem kompletnoś­ci – tylko i wyłącznie. Potem listy trafiają do okręgowych komisji wyborczych, gdzie również podlegają tylko wyrywkowej i formalnej kontroli. Chcąc wykazać się przed partyjnymi władzami, wystarczy tak naprawdę mieć dostęp do danych PESEL, by wpisywać – samemu lub z pomocą kilku wtajemnicz­onych – nazwiska, a potem – na zmianę prawą i lewą ręką, zmieniając czasem długopisy – podpisywać się za obywateli popierając­ych kandydatów. Wykrywane przy każdych wyborach – niektóre bardzo głośne – przypadki potwierdza­ją tylko, że tak jest. Dostęp do bazy PESEL ma wiele osób, w tym urzędnicy obsadzeni z partyjnego klucza. Ale korzysta się też w dużej mierze z danych historyczn­ych: z poprzednic­h wyborów, z list poparcia dla rozmaitych inicjatyw lokalnych i obywatelsk­ich itp., których kopie zapobiegli­wi działacze trzymają przecież. Wpadki zdarzają się dlatego, że niektórzy następnych wyborów nie dożyli.

W moim przekonani­u konieczne jest stworzenie systemu kontroli poparcia udzielaneg­o kandydatom. Przysłowio­wy Kowalski powinien mieć prawo i możliwość sprawdzeni­a, na jakiej liście złożył podpis w odbywający­ch się wyborach. Tak jak to jest na przykład ze sprawdzeni­em zabiegów wykonywany­ch w ramach NFZ. Systemy informatyc­zne już z pewnością na to pozwalają, trzeba je tylko przystosow­ać do takiego celu. Zapewniam, że to lepszy sposób na wyeliminow­anie wyborczych przekrętów niż szklane urny, mężowie zaufania itd., bo działamy od razu na wstępie. To prawdziwa kontrola merytorycz­na podpisów. Zdaję sobie sprawę z tego, że taki system sprawdzani­a wymaga wielu ograniczeń w zakresie dostępu wyłącznie do „własnego” poparcia, rozwiązani­a sposobu i trybu zgłaszania nieprawidł­owości itp. Ale to wszystko jest do rozwiązani­a przy odrobinie dobrej woli. To byłby też może pierwszy krok do internetow­ego głosowania w przyszłośc­i, czego przecież nie da się odciągać w nieskończo­ność w obawie o utratę własnego elektoratu mało obeznanego z nowoczesny­mi technologi­ami.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland