Bitwa o zamek... z Chińczykami
Czy twierdza joannitów trafi w ręce Azjatów?
Inwestorzy z Chin chcą w zamku joannitów zrobić prywatną szkołę dla obcokrajowców. Niemcy zbierają podpisy pod protestem. 4 października okaże się, kto wygra.
Heitersheim
leży w regionie Markgräflerland, który na zachodzie graniczy z Francją, a na południu ze Szwajcarią. W herbie i na fladze miasteczka widnieje krzyż maltański. Od paru tygodni miejscowi drżą o przyszłość ich symbolu, bo pojawił się projekt, żeby w zamku umieścić anglojęzyczną prywatną szkołę średnią. 300 uczniów, dzieci emigrantów, od szwajcarskiej Bazylei po francuski Strasburg, a także pociechy rodziców robiących karierę w Chinach, Indiach i Ameryce Południowej będą tam zdawały międzynarodową maturę.
Burmistrz Martin Löffler jest kuszony przez Chińczyków, którzy twierdzą, że dadzą za zamek 4 mln euro, a kolejne 18 do 25 mln euro włożą w jego renowację. Ale miejscowi boją się, że wkrótce na zamku zamiast krzyża maltańskiego zawiśnie flaga Chin, a oni sami oraz turyści będą mieli ograniczony dostęp do tamtejszego muzeum. Na zamku żyje
50 zakonnic,
ale większość jest już w podeszłym wieku, a wiele wymaga stałej opieki. – Od 15 lat w naszym zakonie nie pojawiła się żadna nowa siostra. Nie stać nas nawet na opłacenie opiekunek dla najbardziej potrzebujących – zwierzyła się jedna z nich. Zamek ma zostać sprzedany, gdyż siostry nie są w stanie go utrzymać.
Zakon kawalerów maltańskich z Freiburga władał badeńską wioską Heitersheim od XIII wieku. W XV wieku zamek stał się siedzibą przeora zakonu szpitalników, a w XVII wieku siedzibą samego Wielkiego Mistrza. Mieszkańcy, mając na uwadze katolickie dziedzictwo, zawiązali inicjatywę obywatelską „Zamek dla wszystkich”. W miasteczku jest wielu, którzy uważają, iż: „Nie powinno się Chińczykom sprzedawać zabytku kultury zachodniej”. W tej kwestii mieszkańcy nie ufają już ani burmistrzowi, ani inwestorom, ani lokalnej gazecie „Badische Zeitung”.
Oprócz dwóch Chińczyków pieniądze na stworzenie szkoły ma wyłożyć Niemiec Christian Hodeige. To właśnie on we Fryburgu Bryzgowijskim wydaje dziennik „Badische Zeitung”. I to on najczęściej zabiera głos w sprawie zamku. „Przecież NIE chcemy tam zrobić fabryki śrubek. Ta międzynarodowa szkoła może być gospodarczym motorem napędowym dla całego regionu. Jeśli nasze negocjacje z władzami zakończą się sukcesem, przedstawimy szczegóły mieszkańcom” – napisał Hodeige.
Wbrew większości
z 6500 miejscowych nie da się przeforsować projektu szkoły, zbierane są więc podpisy pod protestem. Rzecznik inicjatywy obywatelskiej Zsolt Pekker stwierdził: „Mieszkańcy Heitersheim powinni pozostać reżyserami przyszłości zamku. Poza tym miasto ma prawo pierwokupu”. W regionie brakuje nieruchomości, bo przybywa mieszkańców, a zamek ma aż 9000 m powierzchni użytkowej. Miasto powinno go kupić i wykorzystać dla dobra społeczności. Zmieszczą się tam urzędy, a także teatr czy sala koncertowa.
Burmistrz Löffler twierdzi jednak, że miasta nie stać na zakup zamku, bo inwestycja wymaga co najmniej 20 mln euro, a rezerwy miasta to góra 4 mln euro. – Musielibyśmy się zadłużyć albo znacząco podnieść wszystkie podatki i cenę wody. A tego mieszkańcy nie zaakceptują. 4 października rada gminy zagłosuje, czy zamek joannitów sprzedać Chińczykom. (PKU)