Przerażające narzędzie w rękach rządu PiS!
Pegasus ściągnie dane, włączy kamerę i mikrofon w każdym smartfonie
Polskie służby kupiły Pegasusa, izraelski system pozwalający inwigilować nasze telefony i komputery bez wiedzy operatorów telekomunikacyjnych, nie pozostawiając przy tym żadnych śladów.
Ludzie zawsze próbowali podsłuchiwać innych, zdobywając w ten sposób mniej lub bardziej ważne informacje. Już w starożytności w pałacach i świątyniach budowano w ścianach oraz sufitach specjalne kanały akustyczne. Ale przez tysiąclecia najpewniejszym sposobem pozyskiwania informacji byli szpiedzy czy – jakbyśmy dziś powiedzieli – agenci.
Wszystko zmieniło się w dobie elektryczności. Po pierwszej wojnie światowej na potęgę zakładano podsłuchy w konsulatach, ambasadach i urzędach przeciwnika. Na początku wojny Gestapo okablowało „Salon Kitty”, największy i najbardziej reprezentacyjny berliński dom publiczny, gdzie podsłuchiwano obcych dyplomatów i swoich notabli.
W 1946 r. radzieccy pionierzy ofiarowali amerykańskiemu ambasadorowi w Moskwie replikę tzw. wielkiej pieczęci, czyli płaskorzeźby przedstawiającej bielika amerykańskiego trzymającego strzały i gałązkę oliwną, w którym ukryte było urządzenie podsłuchowe. Ambasadorowi tak spodobała się replika, że powiesił ją w gabinecie swojej rezydencji. Ponieważ urządzenie nie było niczym zasilane (rodzaj membrany) i nie emitowało fal radiowych, więc wykryto je dopiero po siedmiu latach. Amerykanie nie pozostali dłużni i w 1955 r. razem z Brytyjczykami wykopali biegnący pod murem berlińskim tunel o długości 450 m, dzięki któremu podłączyli się pod sowieckie kable telefoniczne i podsłuchiwali rozmowy.
Dziś technika stwarza służbom prawie nieograniczone możliwości. Satelity mogą zrobić nam zdjęcie, jak czytamy gazetę na ławce w parku, a amerykański system Echelon podobno analizuje kilkanaście milionów słów na sekundę i jest w stanie podsłuchać niemal każdego w dowolnym miejscu świata (to za jego pomocą prawdopodobnie podsłuchiwano Saddama Husajna, księżnę Dianę i Angelę Merkel).
W Polsce nie mamy takich możliwości technicznych, ale za to sądy bez większych problemów wyrażają zgodę na zastosowanie podsłuchu. W 2015 r. przychyliły się do wszystkich z 5,5 tys. wniosków policji i służb. W 2018 r. na około 6 tys. wniosków odmówiono zastosowania podsłuchów tylko w 25 przypadkach. Jednak dotychczasowe inwigilowanie telefonów Polaków wymagało współdziałania z operatorami telekomunikacyjnymi. Teraz już to się zmienia.
Jest czy go nie ma?
W ubiegłym roku telewizja TVN24 ujawniła, że z kontroli przeprowadzonej przez NIK w CBA miało wynikać, iż za ponad 30 mln zł biuro kupiło Pegasusa, supernowoczesny izraelski system służący do inwigilacji urządzeń mobilnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież CBA zgodnie z ustawą może, a nawet powinno podejmować czynności operacyjno-rozpoznawcze w celu zapobiegania popełnieniu przestępstw, ich rozpoznania i wykrywania. Problem tylko w tym, że prawdopodobnie 25 mln z tej sumy biuro otrzymało z Funduszu Sprawiedliwości, którego zadaniem jest co prawda także przeciwdziałanie przestępczości, ale został on powołany przede wszystkim z myślą o pomocy osobom pokrzywdzonym i świadkom. Nikt nie protestował, gdy Fundusz zasilił ogromną kwotą Ochotnicze Straże Pożarne na zakup sprzętu ratowniczego, ale kupno systemu do inwigilacji, nawet jeżeli nie koliduje ze statutowymi celami Funduszu, jest sprzeczne ze zwykłym poczuciem przyzwoitości.
To nie pierwszy taki zakup biura, które już w 2012 kupiło od Włochów oprogramowanie szpiegujące. Podobno nie było zbyt skuteczne, ale z plotki, jaką można było wówczas usłyszeć na korytarzach władzy, wynikało, że producent zainstalował w systemie „tylne drzwi”, za pomocą których był w stanie inwigilować inwigilujących.
Dlaczego sprawa Pegasusa wypłynęła właśnie teraz?
– Z powodu takich wydarzeń jak afera Emilii (hejtowanie niektórych sędziów w mediach społecznościowych – przyp. autora) ktoś uznał, że ten temat stanie się nośny medialnie i tak rzeczywiście się stało. Zyskały na tym zarówno media, jak i niektóre siły polityczne – twierdzi Adam Haertle, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa, redaktor naczelny portalu Zaufana Trzecia Strona. Czym właściwie jest Pegasus? – Dzięki temu systemowi można nie tylko zhakować to, co mamy w telefonie lub komputerze, w tym także PIN-y, hasła bankowe, maile, ale także w dowolnym momencie włączyć kamerę i mikrofon telefonu bez wiedzy jego właściciela. A gdyby jego telefon miał nawet oprogramowanie, które wykrywa takiego szpiega, to Pegasus wówczas się kasuje i usuwa po sobie ślad – wyjaśnia dr Wojciech Szewko, ekspert ds. bezpieczeństwa.
Mimo faktur ujawnionych przez NIK, a właściwie TVN24, nie mamy żadnej pewności, że CBA rzeczywiście ma Pegasusa. Najbardziej miarodajne są tu ustalenia ekspertów Citizen Lab z Uniwersytetu w Toronto. Wykryli oni ślady używania tego systemu na terenie Polski. Tak jak wcześniej ustalili, że jest on już stosowany przez instytucje rządowe 45 krajów.
– Mimo że Pegasus został stworzony przez Izraelczyków (NSO Group – przyp. autora), to jest używany przez różnego rodzaju reżimy, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie – dodaje dr Szewko. – Saudyjczycy użyli go do śledzenia Dżamala Chaszodżdżiego, dziennikarza zamordowanego i poćwiartowanego w ich konsulacie w Stambule. Dlatego przed izraelskimi sądami, łącznie z Sądem Najwyższym, toczyły się sprawy dotyczące zakazu jego eksportu.
Mord w Stambule nie jest jedynym znanym przykładem stosowania Pegasusa przez władze do celów politycznych. Jak podaje Citizen Lab, w 2016 r. za pomocą tego systemu w Meksyku inwigilowano opozycjonistów, prawników, dziennikarzy. Mimo że wywołało to międzynarodowy skandal, meksykańskie służby nadal go używają.
Na temat zakupu Pegasusa w naszych mediach codziennie ukazują się nowe doniesienia, ale Mariusz Kamiński, koordynator służb specjalnych i minister spraw wewnętrznych, milczy. Za to CBA wydało w tej sprawie krótkie oświadczenie:
W związku z doniesieniami mediów informujemy, że Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzi swoje działania w oparciu o przepisy polskiego prawa. Kontrola operacyjna jest prowadzona w uzasadnionych i opisanych prawem przypadkach, po uzyskaniu zgody Prokuratura Generalnego i wydaniu postanowienia przez sąd. CBA nie zakupiło żadnego „systemu masowej inwigilacji Polaków”. Pojawiające się w tej sprawie opinie i komentarze są insynuacjami i nie mają poparcia w faktach.
– Biuro napisało prawdę – zapewnia Haertle. – Pegasus nie jest systemem masowej, a jedynie celowanej inwigilacji. Jeżeli zupełnie nieświadomie zatelefonujemy do kogoś, kto jest inwigilowany za pomocą tego systemu i nie będziemy rozmawiać o niczym istotnym, to co prawda w materiałach służb znajdzie się ta rozmowa, ale nasz telefon nie zostanie zainfekowany tym
złośliwym oprogramowaniem, ponieważ inwigilacja w tym momencie obejmuje tylko jedno konkretne urządzenie. Ten system jest drogi i dlatego licencje są mocno ograniczone. Możemy mówić co najwyżej o kilkudziesięciu podsłuchiwanych jednocześnie, w żadnym razie o kilkuset czy kilku tysiącach.
– W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych czy Izraela w Polsce nie można stosować narzędzi do inwigilacji przesiewowej – informuje dr Krzysztof Liedel, dyrektor Departamentu Prawa i Bezpieczeństwa Pozamilitarnego Biura Bezpieczeństwa Narodowego (2010 – 2015), dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. – Pegasus nie może więc być użyty do inwigilacji prewencyjnej. Nie wolno stosować go na zasadzie: podsłuchuję, a może coś mi wpadnie. Żeby go użyć, oczywiście za zgodą sądu, musi to być ktoś, kto jest podejrzewany o działalność przestępczą. Materiały niezwiązane z prowadzonym śledztwem zgodnie z prawem muszą być zniszczone i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. W cywilizowanym świecie nie można korzystać z owoców zatrutego drzewa. To znaczy, że jeżeli służby czy policja pozyskały informacje o popełnieniu przez kogoś przestępstwa w sposób niezgodny z prawem (np. podsłuch bez zgody sądu), to nie można tego wykorzystać przed sądem. Jednak w 2016 r. zmieniono Kodeks postępowania karnego i dziś już ta stara prawnicza zasada w Polsce nie obowiązuje.
Dużo bardziej sceptyczny jest Jerzy Dziewulski, prawnik, poseł (I – IV kadencji), były antyterrorysta:
– Podsłuchów operacyjnych nikt nie kontroluje i nigdy nie kontrolował. Gdybyśmy nawet zaostrzyli procedury ich stosowania, to znaczy nakazali, aby podawać konkretny cel ich użycia, nazwisko funkcjonariusza i z dokładnością do sekundy czas inwigilacji, to i tak nigdy nie dojdziemy do prawdy, gdyż prawdziwy powód inwigilacji łatwo można zakamuflować. A to oznacza, że w praktyce można podsłuchiwać inną osobę niż ta, na którą była wydana zgoda sądu. Interesem każdej, nie tylko polskiej, służby jest zdobywanie informacji, bez względu na to, czy zdobywa je legalnie czy nielegalnie. Gdy premier zapyta szefa służby, co wie o danej osobie lub sprawie, to ten nie może powiedzieć, że dopiero się dowie. On w chwili zadania takiego pytania musi już mieć taką wiedzę. A więc inwigilacja we wszystkich istotnych i wrażliwych sprawach musi trwać przez cały czas.
Niektórzy eksperci nazywają Pegasusa atomową bronią w rękach służb. Czy jednak nie można się przed nim w żaden sposób zabezpieczyć?
– Są dwa sposoby – wyjaśnia Adam Haertle. – Pierwszy jest prosty i nie wymaga żadnych nakładów: chodzi o to, żeby nie być celem służb. A gdy to jest niemożliwe, trzeba zmienić system operacyjny naszego telefonu na meganiszowy, bardzo mało popularny, użytkowany zaledwie przez kilka tysięcy osób na świecie, na który służby nie mają gotowych narzędzi. Na telefony z Androidem można sobie wgrywać takie systemy. Jest przy tym sporo męczarni, ale i zabawy. Daje to jednak prawie całkowitą pewność, że nikt nam niczego zdalnie nie zhakuje. No, chyba że jesteśmy dla służb niezwykle ważni, wówczas mogą spróbować, ale będzie to koszmarnie kosztowne, mam na myśli nawet miliony dolarów. W takiej sytuacji służby z pewnością spróbowałyby dotrzeć do interesujących ich informacji w inny sposób.
Służby bez kontroli
Pod pretekstem zagrożeń terrorystycznych, zaostrzających się relacji z Rosją, globalnego konfliktu Stany Zjednoczone – Chiny polskie służby otrzymują coraz większe uprawnienia, pieniądze i środki techniczne. Ale czy ktoś sprawuje nad nimi jakikolwiek nadzór?
– Wszelkie instytucje nadzoru, jak Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych (którą ja współtworzyłem), to tylko formalne narzędzia, ponieważ w praktyce służb nie da się nadzorować – zapewnia Jerzy Dziewulski. – Przecież posłowie ze wspomnianej komisji nawet nie wiedzą, o co powinni pytać szefów tych instytucji. To sprawia, że służby częściej kierują rządem niż rząd służbami. W czasach rządów SLD, gdy premierem był Oleksy, UOP próbował werbować ministrów! Żądali również, żeby informacje, które dane ministerstwo przygotowuje na posiedzenie rządu, oni otrzymywali jako pierwsi!
– Nadzór sądowy dotyczący podsłuchów jest zdecydowanie niewystarczający. Przed kilku laty w prasie ukazał się wywiad z sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie, który miał nadzorować kontrole operacyjne, jednak podczas rozmowy z dziennikarzem przyznał, że żadnego wniosku nawet nie widział – wspomina Haertle.
– Dziś nadzór prokuratorski i sędziowski to fikcja – przyznaje Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon. – Sąd wydaje zgodę i na tym jego rola się kończy. Nikt nie sprawdza, czy uzyskane informacje zostały wykorzystane zgodnie z prawem, czy materiały, których nie wykorzystano w postępowaniu karnym, zostały zniszczone. Dlatego moim zdaniem działania inwigilacyjne służb powinna kontrolować niezależna instytucja powoływana przez Sejm, złożona z doświadczonych prawników, którzy byliby powoływani na długą, np. 7-letnią kadencję i funkcjonowali podobnie jak NIK, tyle że w wąskim zakresie. Ta instytucja mogłaby też rozpatrywać skargi obywateli, którzy podejrzewają, że są inwigilowani, mimo że nie złamali prawa. Dziś, nawet gdy jesteśmy czyści jak łza, ale byliśmy inwigilowani, to się o tym nie dowiemy. Chyba że mamy wyjątkowe szczęście. Tak było w przypadku redaktora Bogdana Wróblewskiego, gdy w innym śledztwie pojawiła się informacja, że CBA bezprawnie pozyskiwało jego billingi. Dziennikarz wytoczył sprawę CBA o ochronę dóbr osobistych i wygrał (w 2013 r. – przyp. autora). To był precedensowy i bardzo ważny wyrok.
A może zakup Pegasusa nie jest wart tak wielkiego zainteresowania mediów, bo jak powiedział wicepremier Jacek Sasin:
– Jak ktoś nie ma nic do ukrycia, to się nie ma czego obawiać.
Jeszcze nigdy po 1989 r. żaden urzędnik państwowy nie miał tak wielkiej władzy nad aparatem przymusu jak Mariusz Kamiński, który nadzoruje wszystkie cywilne służby specjalne, Straż Graniczną i policję.
Lord Acton (1834 – 1902) twierdził, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Minister Kamiński jest znany z ascetycznego trybu życia i postrzegany jako polityk do bólu uczciwy. A więc ideał?
– Mariusz Kamiński stworzył CBA dla siebie i pod siebie, i dziś to jego dziecko ma większe możliwości inwigilacji niż kontrwywiad, relatywnie więcej środków od innych służb i cieszy się większym zaufaniem władz od konkurencji – mówi Dziewulski. – Ale biuro to tylko niewielka część imperium ministra. Kamiński jest człowiekiem, który – gdyby to było możliwe – chciałby wiedzieć wszystko o każdym z nas. Ten człowiek ma dziś ogromną władzę, ale na szczęście nie ma wielkich politycznych ambicji, gdyż jest bezwzględnie lojalny i kontrolowany przez swojego prezesa i to chyba dowodzi, jak przebiegłym politykiem jest Jarosław Kaczyński.