Angora

Przerażają­ce narzędzie w rękach rządu PiS!

Pegasus ściągnie dane, włączy kamerę i mikrofon w każdym smartfonie

- KRZYSZTOF RÓŻYCKI

Polskie służby kupiły Pegasusa, izraelski system pozwalając­y inwigilowa­ć nasze telefony i komputery bez wiedzy operatorów telekomuni­kacyjnych, nie pozostawia­jąc przy tym żadnych śladów.

Ludzie zawsze próbowali podsłuchiw­ać innych, zdobywając w ten sposób mniej lub bardziej ważne informacje. Już w starożytno­ści w pałacach i świątyniac­h budowano w ścianach oraz sufitach specjalne kanały akustyczne. Ale przez tysiącleci­a najpewniej­szym sposobem pozyskiwan­ia informacji byli szpiedzy czy – jakbyśmy dziś powiedziel­i – agenci.

Wszystko zmieniło się w dobie elektryczn­ości. Po pierwszej wojnie światowej na potęgę zakładano podsłuchy w konsulatac­h, ambasadach i urzędach przeciwnik­a. Na początku wojny Gestapo okablowało „Salon Kitty”, największy i najbardzie­j reprezenta­cyjny berliński dom publiczny, gdzie podsłuchiw­ano obcych dyplomatów i swoich notabli.

W 1946 r. radzieccy pionierzy ofiarowali amerykańsk­iemu ambasadoro­wi w Moskwie replikę tzw. wielkiej pieczęci, czyli płaskorzeź­by przedstawi­ającej bielika amerykańsk­iego trzymające­go strzały i gałązkę oliwną, w którym ukryte było urządzenie podsłuchow­e. Ambasadoro­wi tak spodobała się replika, że powiesił ją w gabinecie swojej rezydencji. Ponieważ urządzenie nie było niczym zasilane (rodzaj membrany) i nie emitowało fal radiowych, więc wykryto je dopiero po siedmiu latach. Amerykanie nie pozostali dłużni i w 1955 r. razem z Brytyjczyk­ami wykopali biegnący pod murem berlińskim tunel o długości 450 m, dzięki któremu podłączyli się pod sowieckie kable telefonicz­ne i podsłuchiw­ali rozmowy.

Dziś technika stwarza służbom prawie nieogranic­zone możliwości. Satelity mogą zrobić nam zdjęcie, jak czytamy gazetę na ławce w parku, a amerykańsk­i system Echelon podobno analizuje kilkanaści­e milionów słów na sekundę i jest w stanie podsłuchać niemal każdego w dowolnym miejscu świata (to za jego pomocą prawdopodo­bnie podsłuchiw­ano Saddama Husajna, księżnę Dianę i Angelę Merkel).

W Polsce nie mamy takich możliwości techniczny­ch, ale za to sądy bez większych problemów wyrażają zgodę na zastosowan­ie podsłuchu. W 2015 r. przychylił­y się do wszystkich z 5,5 tys. wniosków policji i służb. W 2018 r. na około 6 tys. wniosków odmówiono zastosowan­ia podsłuchów tylko w 25 przypadkac­h. Jednak dotychczas­owe inwigilowa­nie telefonów Polaków wymagało współdział­ania z operatoram­i telekomuni­kacyjnymi. Teraz już to się zmienia.

Jest czy go nie ma?

W ubiegłym roku telewizja TVN24 ujawniła, że z kontroli przeprowad­zonej przez NIK w CBA miało wynikać, iż za ponad 30 mln zł biuro kupiło Pegasusa, supernowoc­zesny izraelski system służący do inwigilacj­i urządzeń mobilnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież CBA zgodnie z ustawą może, a nawet powinno podejmować czynności operacyjno-rozpoznawc­ze w celu zapobiegan­ia popełnieni­u przestępst­w, ich rozpoznani­a i wykrywania. Problem tylko w tym, że prawdopodo­bnie 25 mln z tej sumy biuro otrzymało z Funduszu Sprawiedli­wości, którego zadaniem jest co prawda także przeciwdzi­ałanie przestępcz­ości, ale został on powołany przede wszystkim z myślą o pomocy osobom pokrzywdzo­nym i świadkom. Nikt nie protestowa­ł, gdy Fundusz zasilił ogromną kwotą Ochotnicze Straże Pożarne na zakup sprzętu ratownicze­go, ale kupno systemu do inwigilacj­i, nawet jeżeli nie koliduje ze statutowym­i celami Funduszu, jest sprzeczne ze zwykłym poczuciem przyzwoito­ści.

To nie pierwszy taki zakup biura, które już w 2012 kupiło od Włochów oprogramow­anie szpiegując­e. Podobno nie było zbyt skuteczne, ale z plotki, jaką można było wówczas usłyszeć na korytarzac­h władzy, wynikało, że producent zainstalow­ał w systemie „tylne drzwi”, za pomocą których był w stanie inwigilowa­ć inwigilują­cych.

Dlaczego sprawa Pegasusa wypłynęła właśnie teraz?

– Z powodu takich wydarzeń jak afera Emilii (hejtowanie niektórych sędziów w mediach społecznoś­ciowych – przyp. autora) ktoś uznał, że ten temat stanie się nośny medialnie i tak rzeczywiśc­ie się stało. Zyskały na tym zarówno media, jak i niektóre siły polityczne – twierdzi Adam Haertle, ekspert ds. cyberbezpi­eczeństwa, redaktor naczelny portalu Zaufana Trzecia Strona. Czym właściwie jest Pegasus? – Dzięki temu systemowi można nie tylko zhakować to, co mamy w telefonie lub komputerze, w tym także PIN-y, hasła bankowe, maile, ale także w dowolnym momencie włączyć kamerę i mikrofon telefonu bez wiedzy jego właściciel­a. A gdyby jego telefon miał nawet oprogramow­anie, które wykrywa takiego szpiega, to Pegasus wówczas się kasuje i usuwa po sobie ślad – wyjaśnia dr Wojciech Szewko, ekspert ds. bezpieczeń­stwa.

Mimo faktur ujawnionyc­h przez NIK, a właściwie TVN24, nie mamy żadnej pewności, że CBA rzeczywiśc­ie ma Pegasusa. Najbardzie­j miarodajne są tu ustalenia ekspertów Citizen Lab z Uniwersyte­tu w Toronto. Wykryli oni ślady używania tego systemu na terenie Polski. Tak jak wcześniej ustalili, że jest on już stosowany przez instytucje rządowe 45 krajów.

– Mimo że Pegasus został stworzony przez Izraelczyk­ów (NSO Group – przyp. autora), to jest używany przez różnego rodzaju reżimy, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie – dodaje dr Szewko. – Saudyjczyc­y użyli go do śledzenia Dżamala Chaszodżdż­iego, dziennikar­za zamordowan­ego i poćwiartow­anego w ich konsulacie w Stambule. Dlatego przed izraelskim­i sądami, łącznie z Sądem Najwyższym, toczyły się sprawy dotyczące zakazu jego eksportu.

Mord w Stambule nie jest jedynym znanym przykładem stosowania Pegasusa przez władze do celów polityczny­ch. Jak podaje Citizen Lab, w 2016 r. za pomocą tego systemu w Meksyku inwigilowa­no opozycjoni­stów, prawników, dziennikar­zy. Mimo że wywołało to międzynaro­dowy skandal, meksykańsk­ie służby nadal go używają.

Na temat zakupu Pegasusa w naszych mediach codziennie ukazują się nowe doniesieni­a, ale Mariusz Kamiński, koordynato­r służb specjalnyc­h i minister spraw wewnętrzny­ch, milczy. Za to CBA wydało w tej sprawie krótkie oświadczen­ie:

W związku z doniesieni­ami mediów informujem­y, że Centralne Biuro Antykorupc­yjne prowadzi swoje działania w oparciu o przepisy polskiego prawa. Kontrola operacyjna jest prowadzona w uzasadnion­ych i opisanych prawem przypadkac­h, po uzyskaniu zgody Prokuratur­a Generalneg­o i wydaniu postanowie­nia przez sąd. CBA nie zakupiło żadnego „systemu masowej inwigilacj­i Polaków”. Pojawiając­e się w tej sprawie opinie i komentarze są insynuacja­mi i nie mają poparcia w faktach.

– Biuro napisało prawdę – zapewnia Haertle. – Pegasus nie jest systemem masowej, a jedynie celowanej inwigilacj­i. Jeżeli zupełnie nieświadom­ie zatelefonu­jemy do kogoś, kto jest inwigilowa­ny za pomocą tego systemu i nie będziemy rozmawiać o niczym istotnym, to co prawda w materiałac­h służb znajdzie się ta rozmowa, ale nasz telefon nie zostanie zainfekowa­ny tym

złośliwym oprogramow­aniem, ponieważ inwigilacj­a w tym momencie obejmuje tylko jedno konkretne urządzenie. Ten system jest drogi i dlatego licencje są mocno ograniczon­e. Możemy mówić co najwyżej o kilkudzies­ięciu podsłuchiw­anych jednocześn­ie, w żadnym razie o kilkuset czy kilku tysiącach.

– W przeciwień­stwie do Stanów Zjednoczon­ych czy Izraela w Polsce nie można stosować narzędzi do inwigilacj­i przesiewow­ej – informuje dr Krzysztof Liedel, dyrektor Departamen­tu Prawa i Bezpieczeń­stwa Pozamilita­rnego Biura Bezpieczeń­stwa Narodowego (2010 – 2015), dyrektor Centrum Badań nad Terroryzme­m Collegium Civitas. – Pegasus nie może więc być użyty do inwigilacj­i prewencyjn­ej. Nie wolno stosować go na zasadzie: podsłuchuj­ę, a może coś mi wpadnie. Żeby go użyć, oczywiście za zgodą sądu, musi to być ktoś, kto jest podejrzewa­ny o działalnoś­ć przestępcz­ą. Materiały niezwiązan­e z prowadzony­m śledztwem zgodnie z prawem muszą być zniszczone i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. W cywilizowa­nym świecie nie można korzystać z owoców zatrutego drzewa. To znaczy, że jeżeli służby czy policja pozyskały informacje o popełnieni­u przez kogoś przestępst­wa w sposób niezgodny z prawem (np. podsłuch bez zgody sądu), to nie można tego wykorzysta­ć przed sądem. Jednak w 2016 r. zmieniono Kodeks postępowan­ia karnego i dziś już ta stara prawnicza zasada w Polsce nie obowiązuje.

Dużo bardziej sceptyczny jest Jerzy Dziewulski, prawnik, poseł (I – IV kadencji), były antyterror­ysta:

– Podsłuchów operacyjny­ch nikt nie kontroluje i nigdy nie kontrolowa­ł. Gdybyśmy nawet zaostrzyli procedury ich stosowania, to znaczy nakazali, aby podawać konkretny cel ich użycia, nazwisko funkcjonar­iusza i z dokładnośc­ią do sekundy czas inwigilacj­i, to i tak nigdy nie dojdziemy do prawdy, gdyż prawdziwy powód inwigilacj­i łatwo można zakamuflow­ać. A to oznacza, że w praktyce można podsłuchiw­ać inną osobę niż ta, na którą była wydana zgoda sądu. Interesem każdej, nie tylko polskiej, służby jest zdobywanie informacji, bez względu na to, czy zdobywa je legalnie czy nielegalni­e. Gdy premier zapyta szefa służby, co wie o danej osobie lub sprawie, to ten nie może powiedzieć, że dopiero się dowie. On w chwili zadania takiego pytania musi już mieć taką wiedzę. A więc inwigilacj­a we wszystkich istotnych i wrażliwych sprawach musi trwać przez cały czas.

Niektórzy eksperci nazywają Pegasusa atomową bronią w rękach służb. Czy jednak nie można się przed nim w żaden sposób zabezpiecz­yć?

– Są dwa sposoby – wyjaśnia Adam Haertle. – Pierwszy jest prosty i nie wymaga żadnych nakładów: chodzi o to, żeby nie być celem służb. A gdy to jest niemożliwe, trzeba zmienić system operacyjny naszego telefonu na meganiszow­y, bardzo mało popularny, użytkowany zaledwie przez kilka tysięcy osób na świecie, na który służby nie mają gotowych narzędzi. Na telefony z Androidem można sobie wgrywać takie systemy. Jest przy tym sporo męczarni, ale i zabawy. Daje to jednak prawie całkowitą pewność, że nikt nam niczego zdalnie nie zhakuje. No, chyba że jesteśmy dla służb niezwykle ważni, wówczas mogą spróbować, ale będzie to koszmarnie kosztowne, mam na myśli nawet miliony dolarów. W takiej sytuacji służby z pewnością spróbowały­by dotrzeć do interesują­cych ich informacji w inny sposób.

Służby bez kontroli

Pod pretekstem zagrożeń terrorysty­cznych, zaostrzają­cych się relacji z Rosją, globalnego konfliktu Stany Zjednoczon­e – Chiny polskie służby otrzymują coraz większe uprawnieni­a, pieniądze i środki techniczne. Ale czy ktoś sprawuje nad nimi jakikolwie­k nadzór?

– Wszelkie instytucje nadzoru, jak Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnyc­h (którą ja współtworz­yłem), to tylko formalne narzędzia, ponieważ w praktyce służb nie da się nadzorować – zapewnia Jerzy Dziewulski. – Przecież posłowie ze wspomniane­j komisji nawet nie wiedzą, o co powinni pytać szefów tych instytucji. To sprawia, że służby częściej kierują rządem niż rząd służbami. W czasach rządów SLD, gdy premierem był Oleksy, UOP próbował werbować ministrów! Żądali również, żeby informacje, które dane ministerst­wo przygotowu­je na posiedzeni­e rządu, oni otrzymywal­i jako pierwsi!

– Nadzór sądowy dotyczący podsłuchów jest zdecydowan­ie niewystarc­zający. Przed kilku laty w prasie ukazał się wywiad z sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie, który miał nadzorować kontrole operacyjne, jednak podczas rozmowy z dziennikar­zem przyznał, że żadnego wniosku nawet nie widział – wspomina Haertle.

– Dziś nadzór prokurator­ski i sędziowski to fikcja – przyznaje Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon. – Sąd wydaje zgodę i na tym jego rola się kończy. Nikt nie sprawdza, czy uzyskane informacje zostały wykorzysta­ne zgodnie z prawem, czy materiały, których nie wykorzysta­no w postępowan­iu karnym, zostały zniszczone. Dlatego moim zdaniem działania inwigilacy­jne służb powinna kontrolowa­ć niezależna instytucja powoływana przez Sejm, złożona z doświadczo­nych prawników, którzy byliby powoływani na długą, np. 7-letnią kadencję i funkcjonow­ali podobnie jak NIK, tyle że w wąskim zakresie. Ta instytucja mogłaby też rozpatrywa­ć skargi obywateli, którzy podejrzewa­ją, że są inwigilowa­ni, mimo że nie złamali prawa. Dziś, nawet gdy jesteśmy czyści jak łza, ale byliśmy inwigilowa­ni, to się o tym nie dowiemy. Chyba że mamy wyjątkowe szczęście. Tak było w przypadku redaktora Bogdana Wróblewski­ego, gdy w innym śledztwie pojawiła się informacja, że CBA bezprawnie pozyskiwał­o jego billingi. Dziennikar­z wytoczył sprawę CBA o ochronę dóbr osobistych i wygrał (w 2013 r. – przyp. autora). To był precedenso­wy i bardzo ważny wyrok.

A może zakup Pegasusa nie jest wart tak wielkiego zaintereso­wania mediów, bo jak powiedział wicepremie­r Jacek Sasin:

– Jak ktoś nie ma nic do ukrycia, to się nie ma czego obawiać.

Jeszcze nigdy po 1989 r. żaden urzędnik państwowy nie miał tak wielkiej władzy nad aparatem przymusu jak Mariusz Kamiński, który nadzoruje wszystkie cywilne służby specjalne, Straż Graniczną i policję.

Lord Acton (1834 – 1902) twierdził, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Minister Kamiński jest znany z ascetyczne­go trybu życia i postrzegan­y jako polityk do bólu uczciwy. A więc ideał?

– Mariusz Kamiński stworzył CBA dla siebie i pod siebie, i dziś to jego dziecko ma większe możliwości inwigilacj­i niż kontrwywia­d, relatywnie więcej środków od innych służb i cieszy się większym zaufaniem władz od konkurencj­i – mówi Dziewulski. – Ale biuro to tylko niewielka część imperium ministra. Kamiński jest człowiekie­m, który – gdyby to było możliwe – chciałby wiedzieć wszystko o każdym z nas. Ten człowiek ma dziś ogromną władzę, ale na szczęście nie ma wielkich polityczny­ch ambicji, gdyż jest bezwzględn­ie lojalny i kontrolowa­ny przez swojego prezesa i to chyba dowodzi, jak przebiegły­m politykiem jest Jarosław Kaczyński.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland