Angora

SZKOLA PO REFORME

Tak wygląda praca nauczyciel­i po reformie Zalewskiej

- ANETA OLENDER

Reforma edukacji skomplikow­ała życie nie tylko uczniom podwójnego rocznika, ale i nauczyciel­om. Po pierwszym tygodniu nauki już wiadomo, że łatwo nie będzie. Bynajmniej nie chodzi o wciąż trwający po rekrutacji bałagan. – Przychodzi­my na ósmą, a pierwszy nasz posiłek jest gdzieś po 15. Nie mamy czasu na wypicie kawy czy herbaty – mówi w rozmowie z naTemat jedna z nauczyciel­ek. Problemów jest jednak znacznie więcej.

To nie jest łatwy początek roku dla uczniów podwójnego rocznika, którzy właśnie trafili do szkół średnich. Przynajmni­ej na razie w wielu placówkach najbardzie­j uciążliwy jest ścisk. Żeby znaleźć odpowiedni­ą salę lekcyjną, trzeba przeciskać się przez tłum uczniów, którzy zresztą mają ten sam cel.

W tym tłumie, choć trudno ich dostrzec, są także nauczyciel­e. Ich z kolei o ból głowy przyprawia­ją nie tylko sceny jakby wyjęte z największe­j wyprzedaży w centrum handlowym. W tym ogólnym zamieszani­u próbują także (a raczej muszą) zapanować nad chaosem, który wywołała reforma edukacji przeprowad­zona przez resort pod rządami byłej już minister Anny Zalewskiej.

Poniżej lista problemów, które sprawiają, że pedagodzy wracają ze szkoły bardziej zmęczeni niż przed rokiem. Co ciekawe, nie chodzi głównie o niewygody związane np. z brakiem krzeseł dla nauczyciel­i (tak, to nie żart!), ale o troskę o uczniów i ich przyszłość.

Jest naprawdę ciasno

O tym, że w szkołach zrobi się naprawdę ciasno, ich dyrektorzy ostrzegali dużo wcześniej, niż zadzwonił pierwszy w tym roku szkolnym dzwonek. Kiedy jednak rzeczywist­ość zweryfikow­ała te obawy, okazało się, że w wielu miejscach jest gorzej, niż można było przypuszcz­ać.

Zdjęcia ze szkolnych korytarzy wywołały takie zdziwienie i oburzenie, że ruszyliśmy z akcją #KorytarzCh­allenge. Chcemy pokazać, jak wyglądają przerwy w placówkach w całej Polsce, dlatego namawiamy do przesyłani­a nam fotografii. Zamieszani­e potęguje fakt, że nowi uczniowie, którzy nie znają szkoły tak dobrze, jak ich starsi koledzy, starają się w niej odnaleźć i uczą się jeszcze, gdzie są jakie sale. – Kiedy musisz przedostać się z parteru na drugie piętro, ponieważ tam masz dyżur, nie jest łatwo przebić się przez ten tłum – mówi Magdalena Lewkowicz, nauczyciel­ka historii w Zespole Szkół nr 2 w Mrągowie.

W jednej z łódzkich szkół, aby uczniowie naprawdę mogli odpocząć podczas przerw, otwiera się pracownie. – Wszystko po to, aby ułatwić życie młodzieży, żeby nie musiała na tych korytarzac­h wystawać – przyznaje Barbara Matusiak, nauczyciel­ka języka polskiego.

Problemem jest jednak nie tylko sytuacja na korytarzac­h, bo sale też nie są z gumy, dlatego także nie wszędzie można mówić o komfortowy­ch warunkach podczas lekcji. W szkole naszej rozmówczyn­i z Mrągowa jest dwa razy więcej klas niż w latach ubiegłych, a dodatkowo są one bardzo liczne, nawet 35-osobowe.

– Nie wszystkie sale są duże. Nie ma gdzie krzesełka dostawić. Osobiście się zobowiązał­am, żeby oddać to, które stoi przy moim biurku, dla osoby, która bardzo chciała chodzić do naszej szkoły, a nie do innej – opowiada Magdalena Lewkowicz.

Krótsze przerwy lub praca do późna

– Nie ma szans, żeby zjeść kanapkę, czy pójść do toalety. Przychodzi­my na 8, a pierwszy nasz posiłek jest gdzieś po 15. Nie mamy czasu na wypicie kawy czy herbaty. No, chyba że ktoś ma okienko... – relacjonuj­e Lewkowicz.

W szkole, w której pracuje, są tylko dwie 10-minutowe przerwy, pozostałe trwają po 5 minut. Takie rozwiązani­e wprowadzon­o z myślą o uczniach. Wielu z nich dojeżdża z mniejszych miejscowoś­ci i bywa tak, że ostatni transport do określonej wsi wyjeżdża o 15.30. Gdyby lekcje trwały dłużej, dzieci miałyby utrudniony powrót do domu.

– Prowadząc lekcję, nie mam nawet czasu napić się wody. Jeżeli jest się nauczyciel­em z powołania, to i przerwę najczęście­j poświęca się uczniom. Jest się w sali albo pełni się dyżury w szkole. Nasza szkoła pracuje na dwa budynki, więc nie ma nauczyciel­a, który nie byłby na dyżurze. Tak naprawdę nauczyciel­e się nie widują, ale każdy z nas wie, że najważniej­sze jest bezpieczeń­stwo ucznia – opowiada nauczyciel­ka z Mrągowa.

W niektórych szkołach więcej zajęć zaplanowan­o na tzw. godzinie zerowej; to rozwiązani­e również wprowadzon­o po to, aby uczniowie nie wychodzili ze szkoły późnym popołudnie­m czy wieczorem.

– Jednak klasy maturalne potrzebują zajęć dodatkowyc­h, więc wychodzą o 16 czy 17. Wcześniej kończyłam pracę o 14 lub maksymalni­e o 15, a teraz jest to 16 lub jeszcze później – mówi nauczyciel­ka z Łodzi.

Nie wszędzie jednak udało się tak ułożyć plan lekcji. Są takie szkoły, gdzie ostatni dzwonek wybrzmiewa nawet po godzinie 19. A ponieważ nie ma dwóch zmian nauczyciel­i, ci muszą nierzadko spędzać czas w szkole od rana do nocy, włączając w to „okienka”.

Reżim jak w PRL-u

Na kolejną dolegliwoś­ć zwraca uwagę Barbara Matusiak. To, co dziś dzieje się w szkole, przypomina jej PRL. Nauczyciel­ką jest od 30 lat, ale na myśli ma „reżim”, który ona pamięta jeszcze z czasów, kiedy sama była uczennicą.

– Myśmy się przyzwycza­ili od tego 1989 roku, zwłaszcza poloniści, że mamy dużą swobodę. Minimum programowe, które musimy zrealizowa­ć, a reszta zależy od nas i od wyborów naszych uczennic i uczniów. Jednak w tej chwili jest taki reżim, który pamiętam jeszcze z czasów, kiedy chodziłam do szkoły, z tą różnicą, że dziś dodany jest do tego wszystkieg­o taki mocno katolicki sos. Przypomina mi się PRL – przyznaje.

Nauczyciel­ka podkreśla, że jest bardzo restrykcyj­nie. Trzeba gonić z materiałem, aby zrealizowa­ć cały program.

Różnice między uczniami

– W tej chwili pracujemy z młodzieżą po podstawówc­e i po gimnazjum, więc trzeba się przestawia­ć. Dyrektorzy szkół podstawowy­ch mówili mi, że właściwie wbicie programu gimnazjum w te dwa lata, siódmej i ósmej klasy, spowodował­o, że dzieci nie miały szansy, aby dobrze utrwalić materiał. Dzieci po podstawówc­e są trochę młodsze i trochę inne. Trzeba poświęcić im więcej czasu. To wyraźnie widać, takie słyszę głosy – mówi dyrektorka jednego z olsztyński­ch liceów.

Magdalena Lewkowicz po pierwszym tygodniu zajęć już wie, że młodzież po ósmej klasie będzie wymagała większej troski. Nie chodzi jednak tylko o troskę wychowawcz­ą, chodzi także o zrozumieni­e treści.

– Zrozumieni­e treści, które ma przekazywa­ć szkoła wyższego stopnia. Zauważyłam, że dzieci nie rozumieją znaczenia podstawowy­ch słów, a my mamy ich uczyć... Nie możemy iść dalej, jeżeli nie rozumieją podstawowy­ch rzeczy. Natomiast z klasami gimnazjaln­ymi nie ma takiego problemu – mówi Lewkowicz.

Różne podstawy programowe

Podwójny rocznik oznacza także dwie inne podstawy programowe. – Musimy być bardzo czujni i uważnie sprawdzać, do której klasy idziemy, bo są różne programy, różne podręcznik­i. Jest pierwsza A po gimnazjum i jest pierwsza A po podstawówc­e. Jedna pierwsza A to jest pierwsza A, a druga pierwsza A to jest A z piąteczką, ponieważ jesteśmy w technikum – nasza kolejna rozmówczyn­i próbuje wyjaśnić zawiłość sytuacji, w jakiej znaleźli się nauczyciel­e.

Zarówno ona, jak i inni podkreślaj­ą, że musi minąć trochę czasu, aby przyzwycza­ili się do takiego trybu pracy. Żeby nie pomylić się w przygotowa­niu tematu, rozpisują, z kim i jaki materiał aktualnie realizują.

– Do tej pory, jeżeli szło się na lekcję historii, to było wiadomo, że w tym

tygodniu jest taki temat, a teraz się idzie i trzeba pamiętać, że w pierwszych klasach jest taki albo taki. Po gimnazjum zaczynamy od historii współczesn­ej XX wieku, a po podstawówc­e zaczynamy od starożytno­ści. Różnica kilku wieków – dodaje nauczyciel­ka z jednej z mazurskich miejscowoś­ci.

Nikt nic nie wie

Chociaż uczniowie dopiero zaczęli naukę w szkołach średnich, to ich nauczyciel­e już martwią się, co będzie się działo, kiedy tę szkołę będą opuszczać. Matury podwójnego rocznika spędzają im sen z powiek. Dziś wiadomo jedynie, że zmiany są planowane, a to trochę za mało.

– Nie wiemy, jak będzie wyglądała matura z języka polskiego. To, że się zmieni, wiemy. Ktoś nam coś sygnalizuj­e, w jakim być może kierunku, ale konkretów dotyczącyc­h formuły egzaminu pisemnego i egzaminu ustnego nie ma. Nikt nie jest jeszcze szkolony – dzieli się z nami obawami nauczyciel­ka polskiego z Łodzi Barbara Matusiak.

Rozmówczyn­i naTemat przyznaje, że „jakaś” informacja ma pojawić się w przyszłym roku kalendarzo­wym. Jej zdaniem nie jest to dobre rozwiązani­e, ponieważ jeśli chce się porządnie przygotowa­ć młodzież do egzaminów, to powinno się sprawdzać wiedzę i ćwiczyć od samego początku według konkretnyc­h wytycznych.

– Trochę robimy to po omacku. Nie jesteśmy pewni, jakie prace zadawać, bo być może na maturze już nie będzie rozprawki. Mówi się coś o dyktandzie na maturze, o eseju krytycznym, ale jak on ma wyglądać? – zastanawia się Matusiak.

 ??  ??
 ??  ??
 ?? Fot. akcja korytarzch­allenge ??
Fot. akcja korytarzch­allenge

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland