Ciemny lud to kupi...
Twórcą tego nieznanego wcześniej socjologom określenia istotnej części polskiego elektoratu jest były partyjny bulterier i parlamentarzysta Jacek Kurski, dziś minister propagandy Prawa i Sprawiedliwości. Poszło o wojenny przydział mobilizacyjny dziadka Donalda Tuska, a jak pamiętamy, nie był to przydział do Legii Cudzoziemskiej. Niemniej ciemny lud, zgodnie z przewidywaniami Kurskiego, wieść przezeń wysłaną uznał za uznania godną i karnie zagłosował przeciw Tuskowi, albowiem żaden prawdziwy katolik, czyli patriota, nie zniesie, by kojarzyć go z niemieckim mundurem.
W umysłowości polskiej istnieje bowiem martyrologiczny zrost pojęć: katolik i patriota, który podług ludu ciemnego znaczy to samo. Wyrasta z prastarego pnia religii i państwa, przecząc zasadom, jakie od czasu rewolucji francuskiej wyznaczają standardy współczesności, uznającym, że idee religijne nie powinny mieszać się z ideami państwa. Że powinny istnieć obok siebie. To jednak ryzykowne założenie, albowiem od pradziejów władza świecka zawsze szła ręka w rękę z władzą religijną. Były sobie nawzajem niezbędne, gdyż jedna legitymizowała drugą. Doskonale ten zrost sacrum i profanum opisała angielska religioznawczyni prof. Karen Armstrong w mądrym tomie, nieprzypadkowo zatytułowanym „Pola krwi”. Dziś, gdy świat zdominowała liberalna narracja, władza i religia zostały konstytucyjnie odseparowane od siebie i gdzieniegdzie nawet ta separacja się sprawdza. W Polsce się nie sprawdza.
Rodzimym przykładem nierozerwanej więzi religii katolickiej z państwem jest Radio Maryja i padre Rydzyk. Przecząc konkordatowi i nielicznym myślącym biskupom, Radio Maryja ogłosiło właśnie akcję „Modlitwa i Post”. Na przekór polskiej konstytucji, oficjalnemu nauczaniu Kościoła i przyszłym obopólnym relacjom, albowiem modlitwa i post w Toruniu mają zapewnić, 13 października, wyborcze zwycięstwo tym, którzy będą stanowili w Polsce prawo zgodne z prawem boskim. Ponoć gotowość do modłów i postu zadeklarowało od razu trzy tysiące osób. Ojciec Laskosz, redemptorysta kierujący kampanią, wołał niczym ks. Skarga do Zygmunta Wazy: – Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego było nas ponad 10 tysięcy. Ufam, że teraz będzie nas znacznie więcej; tu chodzi o Polskę (...). Zachęcam, abyśmy wszyscy razem uratowali Polskę. 90-letnia pani przypomniała, że albo Polska będzie katolicka, albo nie będzie jej wcale. Niedorzeczne? Polska katolicka, albo w ogóle? Znów trzeba ratować Polskę przed kimś? Hola, hola, a nie chodzi tu tylko o to, by jakiś przypadkowy „liberał” nie zakręcił kurka z państwową kasą dla Rydzyka? Wierzyć się nie chce, że ciemny lud to kupuje. A jednak.
Nieobecny w publicznej debacie Episkopat (czyli 135 biskupów morderczo harujących, by nikt nie zwrócił na nich uwagi) rzecz jasna nie reaguje na toruński ramadan i jego partyjną intencję. Rodzi się wrażenie, że dla hierarchów kościelne modły za zwycięskie wybory parlamentarne jednej partii to wspaniały pomysł liturgiczny, kolejna mądra misja ewangelizacyjna... Cóż z tego, że nielegalna? Kto się odważy sądzić zwycięzców?
Dla polskich hierarchów kontrowersyjny głos krakowskiego metropolity Jędraszewskiego, przestrzegającego przed „tęczową zarazą”, nie jest wart głębszego namysłu, a wyłącznie aktu korporacyjnej solidarności. Publicysta katolicki Szymon Hołownia uznał, nie po raz pierwszy i nie on jeden, że „polski Episkopat ze ślepą konsekwencją prowadzi Kościół do upadku” i zirytowany radził: – Niech jak najszybciej opustoszeją te kościoły, w których Pan Jezus jest członkiem PiS-u, w których szczuje się heteroseksualistów na gejów. Ciekawe, co napisałby Hołownia, gdyby w swoim kościele usłyszał od ołtarza kampanijną agitkę w wykonaniu Ryszarda Czarneckiego albo Marka Suskiego, nieprzychodzących do kościoła modlić się, a tym bardziej się spowiadać. Ale ciemny lud byłby zachwycony i na pewno nie fatygowałby się refleksją, co miał na myśli inny publicysta, Tomasz Terlikowski, który duchownych wplątanych w partyjność pytał: – A co będzie z polskim Kościołem, gdy PiS już przeminie?
Społeczna identyfikacja „ciemnego ludu” nadal pozostaje aktem niepoprawnym politycznie, lecz nie zmienia faktu, że taki lud istnieje i potrzebuje oświecenia. Nie rozumie tego kler, choć to on pierwszy za ten stan rzeczy zapłaci. Już płaci, choćby zanikiem powołań kapłańskich, upadkiem autorytetu czy parafialną herezją. Paweł Reszka w książkowym reportażu „Czarni” cytuje wiejskiego proboszcza mającego problem z kościelnymi aktywistami, faktycznie rządzącymi parafią: „Pewien pan w kościele przed mszą, nie pytając mnie o zdanie, prowadził różaniec. Nie na zasadzie pokornej modlitwy, ale ostrej jazdy z podtekstem politycznym. Módlmy się za pana prezydenta Andrzeja Dudę, za panią premier Beatę Szydło. Mówię im, żeby wyhamowali, żeby nie robili ostentacji, bo nie wszystkim wiernym to się może podobać, a kościół jest dla wszystkich”. Wkrótce na biurku biskupa leżała skarga, a księdza wezwano do kurii...
Ciemny lud nie tylko modli się i pości, brzydzi się gejem, Żydem, liberałem. Gardzi Niemcem, Ruskiem i wykształciuchem. Wie, że jest solą ziemi, tej ziemi... Jest wzorem Polaka, katolika i patrioty. I wie, na kogo głosować.