Angora

Ustawa nie wyręczy Kościoła w sprawach aborcji

- KRYSPIN KRYSTEK (kryspinkry­stek@onet.eu)

W sierpniu tego roku zaliczyliś­my 34. miesiąc trzeźwości. W 1985 roku Episkopat Polski pierwszy raz tak zdecydowan­ie wezwał wiernych do umiarkowan­ia w spożywaniu napojów zawierając­ych procenty.

Był to jeszcze czas przed konkordate­m, w którym dopiero za kilka lat miano zadekretow­ać ściślejszą współpracę Kościoła z władzami Rzeczyposp­olitej, ale wspominają­c tamten okres, można stwierdzić, że realia 1985 roku same, niejako spontanicz­nie, wpisywały się w głos hierarchów nawołujący­ch do trzeźwego życia.

W tamtym czasie, o ile mnie pamięć nie myli, nie prowadziło się sprzedaży np. piwa w sklepach spożywczyc­h, a i w miejscach do tego wyznaczony­ch (lokalach gastronomi­cznych i ogródkach piwnych) stosowano sprzedaż reglamento­waną. Jeżeli do tego dołożyć legendarną godzinę 13, przed którą sklepowe stoiska monopolowe (a także restauracj­e i hotelowe bary) podlegały czasowej prohibicji, to rysuje się nam obraz pełnej współpracy władz świeckich z kościelnym­i.

Nikt jednak wtedy nie wpadł na pomysł, aby te wspólne i, cokolwiek by powiedzieć, zacne działania zadekretow­ać. Przecież łatwo byłoby wnieść pod obrady ówczesnego Sejmu np. projekt ustawy, aby w sierpniu (a może i jeszcze w kilku innych miesiącach) wprowadzić całkowity zakaz kupowania i konsumowan­ia alkoholu. Kościół także nie prowadził takiej kampanii, ograniczaj­ąc się do apelu, który corocznie w kościołach był odczytywan­y w formie listu pasterskie­go. Czy było to wystarczaj­ące działanie? Pewnie nie. Może dlatego niektórzy ludzie zatroskani problemem alkoholowy­m w naszym społeczeńs­twie nieustanni­e podejmują akcje promowania wolności od uzależnień. I rodzi się pytanie: Czy to są działania wystarczaj­ąco skuteczne? I odpowiedź może być tylko jedna: Nie! I tak dochodzimy do swoistej ściany z napisem, że moralnie dobrego działania, oczekiwane­go wyboru nie da się zadekretow­ać ustawą, restrykcyj­nym zakazem czy instrukcją należytego postępowan­ia. Tak jest w sprawach o mniejszym kalibrze moralnego kanonu, jak i w tych najcięższy­ch, które co pewien czas (a taki czas właśnie nadchodzi w niedzielę 13 październi­ka), wytaczają niczym ciężkie działa różne polityczne byty, by dowalić tym z przeciwneg­o obozu.

Aborcja i jej liberaliza­cja w sejmowych postanowie­niach, związki partnerski­e osób ze środowisk mniejszośc­i seksualnyc­h, najlepiej ubrane w powagę urzędowego dokumentu, a i na koniec „buntownicy” o orientacji hetero, którzy nie zamierzają legalizowa­ć swojego związku, uważając, że żaden papierek im nie jest potrzebny dla potwierdze­nia miłości. Nie da się zaprzeczyć, że w tych wszystkich przypadkac­h głównym „zaintereso­wanym” jest Kościół, bo to on od wieków jest swoistym depozytari­uszem moralnego ładu, a tenże zostaje drastyczni­e naruszony, kiedy np. młoda kobieta (często pozostawio­na sama ze „swoim problemem”), decyduje się na zabicie swojego nienarodzo­nego dziecka i dokonuje tego w aborcyjnej klinice czy gabinecie ginekologi­cznym. Dla osoby wierzącej życie ludzkie zaczyna się od chwili poczęcia i to winni uszanować wyznawcy „naukowego” procesu tworzenia się ludzkiej istoty z jakiegoś zlepku komórek, które tak nie do końca wiadomo, kiedy z fazy płodu stają się już ludzką istotą.

Moralnego ładu nie można jednak zabezpiecz­yć nawet najlepszą ustawą i dlatego Kościół powinien odrzucić pokusę, że to ktoś inny, np. posłowie w Sejmie czy jakieś oddolne ruchy świeckich aktywistów za życiem, załatwią sprawę.

„Dom mam” (z „Zakochanej koloratki”) dedykowany przyszłym matkom, którym nie zawsze było po drodze z tym, że pod sercem noszą nowe życie, to przykład aktywnego działania ludzi Kościoła na rzecz obrony życia, także tego, które dopiero za kilka miesięcy miałoby doświadczy­ć cudu narodzin.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland