Angora

Po tamtej stronie jest biało i czarno

Rozmowa z JACKIEM NAWROCKIM, trenerem reprezenta­cji Polski siatkarek

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch TOMASZ ZIMOCH Fot. Agnieszka Zimoch

– Mija tydzień od zakończeni­a mistrzostw Europy w siatkówce kobiet. Polska zajęła 4. miejsce. Niedosyt?

– Nie, bo ja mocno stąpam po ziemi. Reprezenta­cja czyni postępy, medal był blisko, ale nie wiem, czy ta reprezenta­cja jest już gotowa na wielkie sukcesy. Część dziewczyn pewnie się nawet oburzy, jak to przeczyta, ale moim zdaniem to jest zespół, który musi stawiać małe kroki i ciągle walczyć o utrzymanie określoneg­o poziomu. Do reprezenta­cji wejdzie kilka nowych bardzo utalentowa­nych siatkarek, z ogromnym potencjałe­m i wtedy, jestem przekonany, zobaczymy skok, znaczący postęp. – To może być znowu drużyna Złotek? – Jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie spieszmy. Właściwie to dopiero od dwóch lat reprezenta­cja ma kontakt z siatkarski­m światem. W tym sezonie dziewczyny w meczach z Brazylią, Rosją, USA udowodniły, że potrafią już nawiązać walkę z potęgami. Pamiętam, jak niemal w tym samym składzie dwa lata temu rozgrywali­śmy z Brazylijka­mi sparingi, w których nie potrafiliś­my zdobyć łącznie 20 punktów. To pokazuje, że idziemy dobrą drogą, ale do zespołu Złotek potrzeba jeszcze 2 – 3 rodzynków, bo indywidual­ności decydują o tym, że drużyna zdobywa medale.

– Siatkarki wyszły z cienia uwielbiane­j męskiej reprezenta­cji.

– Bardzo mnie to cieszy. Byłem w szoku podczas łódzkiej fazy mistrzostw. Kibice potraktowa­li nas wspaniale, podbudowal­i zespół, stworzyli siatkarski spektakl. To był twórczy kop dla nas wszystkich.

– Wychował się pan w Tomaszowie, zagłębiu siatkarski­m.

– Uczyłem się siatkówki w Lechii Tomaszów – w mojej szkole wszyscy byli na nią skazani. Skończyłem studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, bo zorientowa­ny byłem od początku na pracę trenerską, pedagogicz­ną. Na dobre zaczęła się z męskim zespołem Skry Bełchatów.

– Odnosił pan sukcesy z tym zespołem, potem pracował pan z zespołami młodzieżow­ymi, kilka lat temu objął pan funkcję trenera reprezenta­cji siatkarek.

– Nigdy nie powiem, że to moje dziewczyny albo że to moja drużyna. Pracowałem bowiem z najmłodszy­mi siatkarzam­i, z młodzieżow­cami, juniorami i doskonale wiem, że na rozwój każdej zawodniczk­i ogromny wpływ miała praca wielu ludzi. – Co jest najtrudnie­jsze w pracy z kobietami? – Różnica między męską a żeńską siatkówką polega na zrozumieni­u fizjologii. Ważna jest oczywiście psychika, ale to dziewczyno­m należy zostawić rolę kreatorek na tym polu. Jeśli bowiem ktoś przypisze sobie, że zmusi siatkarkę do takiego, a nie innego traktowani­a sportu, meczu, akcji, to może bardzo szybko się sparzyć. – Często zgrzytało, iskrzyło? – Przyjmuję różne postawy w prowadzeni­u reprezenta­cji. Niekiedy postrzegan­y jestem jako choleryk. Słyszałem wtedy, że nerwus ze mnie, który nie potrafi trzymać języka za zębami. Innym razem biorą mnie za flegmatyka, który nie odezwał się wtedy, kiedy komuś wydawało się, że było to wręcz konieczne. Staram się tym odpowiedni­o sterować, nie zawsze moje intencje są dobrze zrozumiane dla obserwator­ów. Nie ulega jednak wątpliwośc­i, że nie można mnie sklasyfiko­wać jako człowieka spokojnego, stojącego przy linii. Jeden z trenerów zadał mi ostatnio pytanie: dlaczego mam długą przerwę przed wypowiedze­niem pierwszego zdania, kiedy biorę czas i chcę przekazać uwagi zawodniczk­om? Wtedy, tak trochę za trenerem Andrzejem Niemczykie­m, powtarzam – najpierw muszę sprawdzić, czy język ma kontakt z rozumem. Staram się cedzić słowa i oszczędzać emocje. – Mocne słowa padają z pana strony? – Tak. Nawet zostałem zaatakowan­y przez jedną z parlamenta­rzystek. W interpelac­ji poselskiej oburzyła się, że ja i jeszcze kilku innych trenerów używamy wulgaryzmó­w, a reprezentu­jemy na arenie międzynaro­dowej Polskę.

– Ale mocnych słów używają w czasie gry i siatkarki. Powtórki telewizyjn­e wyraźnie to pokazują.

– W naszej pracy emocje są ogromne, ktoś, kto nie czuje sportu, nie potrafi pewnie tego zrozumieć. To nie tylko wewnętrzne przeżywani­e, niekiedy to jest też demonstrac­ja emocji. Sielanka, dobre przykłady wychowawcz­e kończą się, gdy zaczyna się prawdziwa walka o punkty.

– Dlatego pada z pana strony pytanie do zawodnicze­k w czasie meczu: jaka, ku..., presja?

– Pamiętam te słowa. Jeśli chodzi o presję, to mam jedno określenie. Sportowiec musi ją mieć w czterech literach. Musi się jej pozbyć na boisku. Mówiąc mocno, niczego nie narzucam, bardziej chcę tylko zdjąć z nich odpowiedzi­alność. Dlatego często intencje twardych, ciężkich słów trenera są źle odczytywan­e przez widzów. A wracając do interpelac­ji, to przecież w polityce dokonuje się – nawet przy użyciu pięknych słów – większego maltretowa­nia ludzi od tego, gdy usłyszą meczowe wulgaryzmy. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Gdyby ktoś zapytał moją rodzinę, czy zabluźniłe­m w domu, to jestem pewien, że i żona, i dzieci odpowiedzą – nie słyszeliśm­y. – Siatkarki obraziły się kiedyś na pana? – Pewnie tak, choć nie zawsze to okazywały. Kadra to grupa, w której życie tętni, a nie przebiega leniwie. Nie ma szans, żeby wszystko było landrynkow­e, słodkie, piękne. Czasami przebywamy razem po pięć miesięcy. Pojawiają się pretensje, nieraz specjalnie to wywlekamy i wewnątrz grupy omawiamy, ale są sytuacje, na które nie reagujemy, bo zdajemy sobie sprawę, że trzeba to przejść jak chorobę.

– Mężczyznę pracująceg­o z kobietami łatwo dzisiaj oskarżyć o seksizm, molestowan­ie.

– Wiele o tym słyszę, ale nie mam z tym żadnych problemów. Na początku powiedział­em zawodniczk­om, że mam swój sposób pracy, który nie będzie popularny i może im się nie podobać. Niestety, nie należę do tych, co seriami prawią komplement­y, nie zawsze wypowiem ciepłe słowo, ale myślę o tych dziewczyna­ch 24 godziny na dobę i to najlepiej świadczy, jak bardzo mi na nich zależy.

– Nie przyniósł pan nigdy dziewczyno­m kwiatka, nie zaprosił na lampkę wina?

– Zdarzały się takie sytuacje, że po dobrym meczu, turnieju zapraszałe­m drużynę na lampkę czerwonego wina. – Kilka lat temu poważnie pan zachorował. – Miałem zakrzepicę. To była sekunda, nastąpił zator, nic nie czułem, a po chwili straciłem przytomnoś­ć. Błyskawicz­nie zareagował­a rodzina, bardzo szybko interwenio­wali lekarze. Znalazłem się w stanie śmierci klinicznej, przeszedłe­m wiele, dzisiaj inaczej patrzę na życie. – Był pan po drugiej stronie życia? – Tam wszystko jest białe albo czarne. Czułem szarpanie moim ciałem, trochę sobie potem dopowiedzi­ałem, że to pewnie była reanimacja. Dostałem drugie życie, traktuję to jako kolejną szansę. Nastąpiło u mnie diametraln­e przewartoś­ciowanie wszystkieg­o. Pokora, której się po takim wydarzeniu nabywa, przez wielu jest pewnie źle postrzegan­a. Doceniam szczegóły, a niektórym sprawom nadaję większą wartość. Cieszy wszystko. – Łatwo było wrócić do pracy trenerskie­j? – To było bardzo silne przeżycie psychiczne. Właściwie nie mówiłem, a jeśli już, to wypowiadał­em tylko parę słów cienkim głosem, jak po operacji tarczycy. Bardzo trudno było się ze mną komunikowa­ć. Po długim leczeniu na pierwszy trening Skry Bełchatów pojechała ze mną żona. Bałem się, odczuwałem na każdym kroku lęki. Wyszedłem do siatkarzy, pierwsze dwa zdania powiedział­em cienkim głosem, ale kolejne już normalnie, odzyskałem wiarę w siebie. – Korzystał pan z pomocy psychologa? – Tak, w zasadzie wyganiał mnie z gabinetu, twierdził, że ma trudniejsz­e przypadki z innymi pacjentami. Mówił, bym nie zawracał mu głowy. Po wyjściu z gabinetu lęki jednak powracały, ale szczęśliwi­e szybko poradziłem sobie ze stanami niepewnośc­i. Dziękuję Bogu, mojej wspaniałej rodzinie. Pomógł mi oczywiście sport. Przez lata wpajałem swoim wychowanko­m walkę, nieustępli­wość. Sam musiałem to pokazać i zastosować się do tego. Cieszę się, że dostałem szansę dalszego życia. Siatkówka odciągnęła mnie od złych myśli. Praca na nowo mnie pochłonęła.

– Na pana prawej dłoni złota obrączka, a na lewej srebrny...

– ...różaniec. Założyłem go zaraz po tym, jak dostałem od Boga drugie życie. Kupiliśmy sobie z żoną takie różańcowe pierścionk­i. Mamy za co dziękować i o co się modlić.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland