Angora

Czas na Brzexit!

- MACIEJ WOLDAN maciej.woldan@angora.com.pl

Za nami dwa wrześniowe mecze eliminacyj­ne do mistrzostw Europy, w których reprezenta­cja Polski zdobyła tylko jeden punkt. Nadal jednak nasza kadra zajmuje pierwsze miejsce w grupie G i awans do Euro 2020 nie jest zagrożony. Problemem jest styl – a właściwie jego kompletny brak – w jakim prezentuje się drużyna prowadzona przez Jerzego Brzęczka.

Czerwcowy mecz z Izraelem, w którym reprezenta­cja Polski po raz pierwszy za kadencji Jerzego Brzęczka zagrała na miarę oczekiwań (pewne zwycięstwo 4:0), miał prawo dać wiarę, że drużyna prowadzona przez niedoświad­czonego selekcjone­ra idzie w końcu w dobrym kierunku. Nic z tego! Po fatalnych spotkaniac­h ze Słowenią i Austrią trudno o optymizm. Doskonały bilans, jakim mogła poszczycić się nasza kadra przed wrześniowy­mi potyczkami, zakrzywiał przykrą rzeczywist­ość. Dotychczas cieszyliśm­y się z kompletu zwycięstw i braku straconej bramki w czterech tegoroczny­ch meczach. Jeśli bliżej przyjrzeć się, w jaki sposób zdobywaliś­my punkty – nie licząc wspomniane­go starcia z Izraelem – można dojść do wniosku, że mieliśmy mnóstwo szczęścia, którego we wrześniu już zabrakło.

Wrześniowy dwumecz rozpoczął się od wyjazdoweg­o spotkania ze Słowenią. Przed pierwszym gwizdkiem byliśmy faworytem do zgarnięcia kolejnego kompletu punktów. Po 90 minutach okazało się, że nie mieliśmy najmniejsz­ych szans, aby powalczyć z ambitnymi Słoweńcami choćby o remis. Polacy rozegrali koszmarny mecz, podczas którego nie pokazali absolutnie niczego, czym mogliby postraszyć gospodarzy. Dość powiedzieć, że jedyny (!) celny strzał oddaliśmy w 70 minucie. Uderzenie Grzegorza Krychowiak­a z dystansu nie miało jednak prawa zagrozić Janowi Oblakowi. – Dzisiaj bardziej spociłem się, udzielając wywiadów niż na boisku – brutalnie, ale bardzo trafnie skomentowa­ł postawę Polaków słoweński bramkarz.

Kilka dni później nadarzyła się doskonała okazja do zmazania plamy z Lublany. Na PGE Narodowym podejmowal­iśmy reprezenta­cję Austrii, która na poważnie włączyła się do walki o awans do Euro 2020. Kiedy my kompromito­waliśmy się w Słowenii, Austriacy pokazali swoją siłę, gromiąc Łotwę aż 6:0. Nasz kapitan, Robert Lewandowsk­i, nie miał wątpliwośc­i, że to goście będą tym razem faworytami, o czym otwarcie mówił w jednym z przedmeczo­wych wywiadów.

W poniedział­kowy wieczór Narodowy wypełnił się kibicami do ostatniego miejsca. Biletów nie można było kupić już na kilka dni przed meczem. Również na trybunie prasowej panował tłok, jakiego dawno nie uświadczył­em. Wszystko przez to, że gdybyśmy wygrali dwa wrześniowe mecze – przy korzystnyc­h wynikach w innych meczach grupy G – była szansa na świętowani­e awansu. Oczywiście, po 0:2 ze Słowenią myśli o świętowani­u trzeba odłożyć co najmniej do październi­ka. Czy można zagrać gorzej niż w Lublanie? Na pewno można zrobić to równie źle, bo tak w najdelikat­niejszych słowach należy określić postawę Biało-Czerwonych przeciwko Austrii. To goście przez cały mecz prowadzili grę, tworząc groźne akcje. Tylko dzięki solidnej postawie w bramce Łukasza Fabiańskie­go spotkanie zakończyło się bezbramkow­ym remisem. Na tle Austriaków, którzy po pierwsze mieli więcej chęci do zgarnięcia trzech punktów, a po drugie mieli – w przeciwień­stwie do drużyny Brzęczka – pomysł na to spotkanie, reprezenta­cja wypadła blado. To właśnie brak jakiejkolw­iek idei w konstruowa­niu akcji bolał najbardzie­j, gdy oglądałem ostatnie mecze Polaków. Permanentn­e granie bezsensown­ych długich piłek i liczenie na to, że w końcu przypadkow­o uda nam się doprowadzi­ć do zagrożenia pod bramką rywali. Jeden wielki chaos...

O ile we wcześniejs­zych meczach skórę ratował nam Krzysztof Piątek, który w pierwszej połowie roku był w iście kosmicznej formie, i każdą, nawet minimalną okazję zamieniał w gola, tak teraz w ataku mamy pustkę. Piątek po letniej przerwie nie potrafi wrócić do regularneg­o strzelania, przez co krytykowan­y jest już także w swoim klubie (AC Milan). Przełamani­a popularneg­o „Pio” w reprezenta­cji nie było. Poważny problem z grą u Brzęczka ma także Lewandowsk­i. Snajperowi Bayernu na pewno nie można zarzucić braku formy. W Bundeslidz­e rozpoczął sezon od kilku goli, błyskawicz­nie zostając liderem klasyfikac­ji strzelecki­ej. Tymczasem w reprezenta­cji oglądamy „Lewego” sprzed kilku lat, kiedy marnował mnóstwo okazji. Teraz jest o tyle gorzej, że nasz najlepszy napastnik nie dochodzi nawet do sytuacji bramkowych. W 40 meczach, kiedy kadrę prowadził Adam Nawałka, „Lewy” zdobył 37 goli. W 10 grach pod wodzą Brzęczka trafił dwukrotnie... Porażająca dysproporc­ja! Nie ma się co dziwić, że u naszego kapitana coraz częściej widać frustrację.

Nie sposób zrozumieć, dlaczego Brzęczek z uporem maniaka wystawia Bartosza Bereszyńsk­iego na lewej obronie, gdzie ten ewidentnie sobie nie radzi. To krzywdzące dla samego zawodnika. O ile 27-latek daje radę w defensywie, tak w ataku nie jest w stanie zaproponow­ać niczego konstrukty­wnego. Gołym okiem widać, że „Bereś” jest prawym obrońcą i rajdy po właściwej dla siebie stronie boiska to coś, w czym czuje się najlepiej.

Po raz pierwszy na Jerzego Brzęczka wylała się aż taka fala krytyki. Wcześniej selekcjone­r także miał swoich przeciwnik­ów – przyznaję, że zaliczam się do tego grona – ale miał też rzeszę dziennikar­zy, którzy go bronili, głosząc hasła o czasie potrzebnym trenerowi do zbudowania drużyny. Minął rok od kiedy 48-latek prowadzi naszą kadrę... Nie widać żadnej autorskiej myśli szkoleniow­ca, żadnej koncepcji w dobieraniu taktyki. Brzęczek co i rusz żongluje ustawienie­m, przez co na boisku nie ma zrozumieni­a wśród piłkarzy, którzy przecież doskonale się znają. Trener przez 12 miesięcy nie wprowadził do drużyny żadnego „swojego” zawodnika, który dałby nową jakość zespołowi. Wydawało się, że kimś takim może być Mateusz Klich, lecz pomocnik Leeds United, po stosunkowo dobrym wejściu do drużyny, jest teraz cieniem samego siebie.

Misja powierzona Brzęczkowi przez PZPN prawdopodo­bnie zakończy się „sukcesem”, bowiem brak awansu do przyszłoro­cznych mistrzostw Europy wydaje się nierealny. Los przydzieli­ł nam naprawdę słabych rywali, a z eliminacyj­nej grupy do Euro bezpośredn­io awansują przecież aż dwie drużyny. Aczkolwiek sam fakt zakwalifik­owania się na tę imprezę nie powinien przysłania­ć tego, w jakim miejscu jest dziś nasz zespół. Czy warto czekać na Euro 2020, żeby po raz kolejny wystąpić na dużym turnieju według sprawdzone­go schematu trzech meczów: otwarcia, o wszystko i o honor? Do ciekawych informacji na temat przyszłośc­i reprezenta­cji dotarł Adam Godlewski: – Usłyszałem, że remis z Austrią uratował posadę Brzęczka. Kością niezgody między selekcjone­rem a prezesem Bońkiem mają być nie tylko brak stylu kadry, ale i nieuzasadn­ione powołania Kuby Błaszczyko­wskiego (...). Kredyt zaufania wobec selekcjone­ra się wyczerpał, piłkarze także mają dość... – napisał na Twitterze znany dziennikar­z. Skoro tak, to nie jestem w stanie zrozumieć, co właściwie zmienił wymęczony remis z Austriakam­i. Oprócz jednego punktu – niewiele. To chyba ostatni moment, żeby podziękowa­ć Brzęczkowi za pracę z reprezenta­cją i powierzyć tę odpowiedzi­alną misję komuś innemu. Jeśli nie teraz, to pewnie stanie się to za niecały rok po mistrzostw­ach Europy. Szkoda czasu...

 ?? Fot. Andrzej Iwańczuk/Reporter ??
Fot. Andrzej Iwańczuk/Reporter
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland