Na rurze głową w dół
Czego się nie robi dla roli w filmie?! Forsowne treningi oraz mnóstwo otarć i siniaków na nogach to tylko nieliczne niedogodności, które artystka musiała znieść, żeby przygotować się do pracy przed kamerą. A przecież występy na planach filmowych to tylko część jej zawodowej aktywności. Ma swoją gwiazdę na hollywoodzkim Bulwarze Sławy i odnosi sukcesy na estradach. Magazyn „Billboard” przyznał jej tytuł Ikony Muzyki (2014), stacja telewizyjna MTV rok temu wyróżniła ją za całokształt osiągnięć swoją Vanguard Award imienia Michaela Jacksona, a jej przebojowe piosenki – dzięki którym rozsławiła latynoskie rytmy – śpiewa cały świat.
Znana jest nie tylko jako solistka. Współpracowała m.in. z Markiem Anthonym („No Me Ames”), Rickym Martinem („Adrenalina”) oraz raperami LL Cool J („All I Have”) i Ja Rule („I’m Real”). W 2017 roku wystąpiła razem z Pitbullem na jego płycie „Climate Change”, śpiewając utwór „Sexy Body”. Nie tak dawno, razem z Brianem Adamsem – naszym tegorocznym gościem, który pod koniec czerwca koncertował w Gdańsku i we Wrocławiu – zaśpiewała jego i Jima Vallance’a kompozycję „That’s How Strong Our Love Is”. Piosenka błyszczy na tegorocznym albumie piosenkarza zatytułowanym „Shine A Light”. „Poznałem ją wiele lat temu w Hiszpanii – mówi Adams. – A ponieważ miałem nowy utwór, który wymagał damskiego głosu, napisałem e-mail do jej menedżera, a ten się zgodził, żeby go ze mną zaśpiewała. Nagranie było już właściwie gotowe, więc ona tylko dograła swój wokal”.
Chodzi o Jennifer Lopez, która nie tylko z Adamsem oraz innymi popularnymi wykonawcami śpiewała, ale ma też na koncie 8 własnych albumów studyjnych. Amerykańska artystka urodzona w nowojorskim Bronksie (w rodzinie emigrantów z Portoryko) zadebiutowała jako wokalistka w 1999 roku krążkiem „On the 6”. To na nim znalazł się jej pierwszy hit zatytułowany „Let’s Get Loud”, czyli „Pohałasujmy”. Piosenkę skomponowała – razem z Kike’em Santanderem – inna propagatorka latynoskich rytmów i też utalentowana wykonawczyni Gloria Estefan. Uznała jednak, że w energicznej interpretacji Jennifer Lopez jej utwór wypadnie lepiej niż w autorskiej. Nie pomyliła się, bo Lopez – lub J.Lo (wymowa: „Dżej-loł”), jak mówią o niej fani – dodała utworowi energii, umieszczając go wysoko na listach przebojów. Podobnym powodzeniem cieszyła się piosenka „Waiting For Tonight” z tego samego longplaya. Później Lopez zasypała melomanów kolejnymi hitami. Mały krążek z piosenką „On the Floor” w jej wykonaniu znalazł się w gronie najlepiej sprzedających się singli wszech czasów, zaś teledysk z tą piosenką trafił w 2012 roku do „Księgi rekordów Guinnessa”, ponieważ był najchętniej oglądanym clipem ze śpiewającą kobietą w roli głównej. Ostatni jak dotąd longplay piosenkarki nosi tytuł „A.K.A.”. (2014). Na nim też nie brakuje hitów, że wymienię kompozycje „First Love” i „Booty”.
Niezależnie od kariery piosenkarskiej Lopez z powodzeniem zajmuje się tańcem, projektuje odzież i często gości na ekranie. Od 1986 roku zagrała w ponad 30 filmach i w blisko dziesięciu serialach telewizyjnych. W 2011 roku była jurorką w programie „American Idol”.
24 lipca J.Lo obchodziła pięćdziesiąte urodziny. Jednak okrągły jubileusz nie jest jedynym powodem, dla którego jest o niej ostatnio głośno. 7 września w Toronto podczas tamtejszego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego odbyła się prapremiera jej najnowszego filmu „Hustlers”. Obraz trafił do kin w USA 13 września, a u nas „Ślicznotki” – bo tak zatytułowana jest polska wersja – obejrzymy po raz pierwszy 11 października.
Podobnie jak wiele innych kinowych nowości również ta dotyczy wydarzeń autentycznych. Opowiada o striptizerkach z baru dla biznesmenów z Wall Street. W głównych rolach, oprócz Lopez, występują m.in. Lili Reinhard, Constance Wu i Keke Palmer. Tańczące na rurach kobiety znajdują sposób, aby od nowojorskich bankowców wykraść pieniądze. Film oparty jest na artykule „The Hustlers at Scores”, autorstwa Jessiki Pressler, który w 2015 roku opublikował „New York Magazine”.
Żeby się do roli przygotować, Lopez kazała zainstalować w salonie swojego domu typową dla striptizu rurę i przez kilka miesięcy uczyła się na niej akrobacji pod okiem tancerki i choreografki Johanny Sapakie, która wcześniej pracowała m.in. z Madonną. „Wyjątkowo ciężko jest to opanować – mówiła Jennifer Lopez w przerwie ćwiczeń, pokazując bruzdy oraz siniaki na łydkach i wewnętrznej stronie ud. – Niewykluczone, że to najtrudniejsze zajęcie, jakiego próbowałam się nauczyć”. Wprawdzie tańczących na rurach striptizerek nie brakuje, jednak ich droga do skomplikowanych akrobacji jest długa. Podczas codziennych występów mogą latami doskonalić swoje umiejętności. Natomiast J.Lo musiała wszystko opanować zaledwie w parę miesięcy, bo tyle dała jej na to czasu ekipa filmowa pod wodzą reżyserki „Ślicznotek”, którą jest Lorene Scafaria.
„To szalone – wspomina morderczy trening Lopez. – Co rusz zwisałam na rurze głową w dół”. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że 50-letnia aktorka podjęła się zagrać tańczącą na rurze striptizerkę. Tym bardziej że musiała w tym celu wystąpić w kusym kostiumie, który więcej odsłania, niż zakrywa. W efekcie jej pośladki są gołe, bo trudno osłoną nazwać stringi – cienki dolny fragment estradowego body. Figura J.Lo wprawdzie na taki strój pozwala, ale należy pochwalić upór aktorki w dążeniu do celu, a przede wszystkim docenić jej odwagę, i to nie tylko w filmie.
Poza ekranem zwykle podziwiamy ją w drogich kreacjach od modnych projektantów, odpowiednio uczesaną i w pełnym makijażu, jak niedawno w relacji z czerwonego dywanu przed premierą „Hustlers” w Toronto. Lopez jednak nie przejmuje się, kiedy kamera rejestruje jej spoconą twarz oraz siniaki na nogach i kiedy zamiast wystrzałowej żółtej sukni – w której wystąpiła w Toronto – ma na sobie treningowy top i szorty. Tak właśnie możemy ją oglądać w dokumentalnym clipie, który pokazuje jej treningi przed pierwszym filmowym klapsem.