Wielcy artyści nigdy nie byli gwiazdami
Legendarny muzyk mieszka w Polsce, USA i Kanadzie. 79-letni pianista koncertuje w najważniejszych salach świata, ale ciągle poszukuje doskonalszych brzmień. Celebruje muzykę, ciszę, życie. „Washington Post” napisał: „Adam Makowicz jest magikiem klawiatury”.
– Co panu przychodzi na myśl, kiedy ktoś o panu mówi „gwiazda polskiego jazzu”?
– Gwiazda to jest ostatnie, co chciałbym o sobie usłyszeć. Gwiazda to jest osoba prawie publiczna i właściwie nie ma czasu na nic, bo wszyscy ją łapią, tu wywiad, tu coś innego. Poza tym, żeby zostać gwiazdą, twoja osobowość musi być stworzona do przeciętnego gustu człowieka. Wielcy artyści nigdy gwiazdami nie byli i nigdy nie będą. Poza tym teraz wszyscy są „gwiazdami”. Każde dziecko uważa, że jest gwiazdą. Doskonalenie siebie i swojej sztuki wymaga samotności, spokoju, odizolowania się. Wielcy artyści pracują w samotności. Dopiero później wychodzą na estradę i tłum szaleje, jeżeli tę wielką sztukę potrafią przekazać innym.
– Pana żona Joanna Zeman-Makowicz także jest muzykiem.
– Jest wspaniałą skrzypaczką. Bardzo dużo mi pomogła, jeśli chodzi o wirtualną pracę bez instrumentu. Kiedy sobie wyobrażasz klawiaturę, jak ułożyć jakieś improwizacyjne melodie czy harmonie, to fortepian czasami przeszkadza, bo dźwięk inspiruje, a ja nie chcę na początku inspiracji.
– Jest pan pianistą jazzowym, a jazz to improwizacja. Co to właściwie znaczy?
– Wyrosłem na muzyce chopinowskiej, ale gram muzykę afroamerykańską, coś z innego kontynentu, w zupełnie inny sposób, niż grają Europejczycy, ze swingiem. Muzyka europejska nie ma tego elementu swingu. A improwizacja to jest właściwie kompozycja, która powstaje na poczekaniu. To nie znaczy, że gram byle co. Ja muszę być przygotowany na tę improwizację: co będę improwizował, po co będę improwizował i co chcę przez to powiedzieć. I tu się człowiek całe życie uczy.
– Jazz nie jest muzyką bardzo popularną w Polsce.
– Ona się tu nie zadomowiła, ale to nie jest wina ludzi; to jest często wina nas, muzyków, którzy jeszcze nie opanowali sztuki improwizacji i melodyki, rytmu. W Europie trudno się nauczyć, jak interpretować piękną melodię. Natomiast żeby ją przekazać tak, by ludzi przekonać do muzyki, żeby grać w autentyczny sposób, potrzeba dojrzałości muzyka, artysty. To są lata doświadczenia na estradzie i kontaktu z publicznością. Czy się nawiąże dialog, czy się trafi do tych pokładów, których ludzie oczekują, często nawet tego nie wiedząc? To jest bardzo trudna sztuka.
– Ma pan silny uścisk dłoni. Jak pan dba o swoje dłonie, czego pan nie robi?
– Nie dbam, nigdy nie dbałem i już nie będę dbał.
– Na pewno są takie czynności, których pan nie wykonuje, jak noszenie ciężarów...
– Staram się jak najmniej, ale to już nie o dłonie chodzi, a o kręgosłup. Przy tej pracy, a jest w większości siedząca, kręgosłup siada. Dzisiaj już młodzież jest zgarbiona, godzinami siedzi. Myśmy się bawili, kopali piłkę, byliśmy aktywni fizycznie. Ja nie mam samochodu, dużo chodzę. Dawniej chodziłem bardzo szybko, teraz już dziewczyny mnie wyprzedzają.
– Posiadł pan lekkość przekazu poważnych rzeczy. Muzyka dziś zastępuje słowa, którym odbiera się ich znaczenie, którymi często się kłamie, manipuluje albo używa byle jak.
– Proszę posłuchać, jak mówimy. Szybko, nieraz okropnie, kaleczymy język polski, to jest szczekanie właściwie, wystarczy posłuchać w radiu wiadomości. Tę muzykę, bo słowa też mają rytm, trzeba podkreślić, zrobić pauzę, bo potrzebujemy czasu na przyjęcie, przemyślenie tego, co było powiedziane. To jest jak klepanie pacierzy w kościele. Ludzie się nie zastanawiają nad sensem, tylko nauczyli się na pamięć. Z muzyką jest podobnie. Jest dziś prostacka, wszystko jest szybko, głośno grane; ponieważ niewiele w tym treści, to trzeba podpierać się światłami, siłą dźwięku, atakować ludzi. Ten hałas nas otacza bez przerwy. Tego wszystkiego jest za dużo. Potem trudno się dziwić, że ktoś bierze kałasznikowa i strzela we wszystko, co się rusza, bo to jest nie do wytrzymania. Ludzie nie umieją się uspokoić, biorą tabletki, idą do psychologów itd. Kiedy gram, to staram się, by muzyka uspokajała ludzi, by wprowadzała jakiś koloryt i odczucia do naszego życia. Mówi się, jeżeli nie możesz słowami powiedzieć, powiedz to muzyką. Po to są artyści, żeby ludziom przekazać inne wartości.
– Opisał pan straszny obraz dzisiejszego świata...
– Bo to wszystko prowadzi do destrukcji człowieka. Więc muzyka Chopina, na której wyrastałem w czasach komuny, była lepsza. W Teatrze Telewizji, „Kobrze”, grali aktorzy, którzy pięknie mówili po polsku. Proszę porównać klasykę amerykańską z dzisiejszymi filmami. To jest wszystko bardzo powierzchowne. Pewien człowiek w Ameryce, który obserwuje współczesne zmiany i zajmuje się psychologią, bardzo pięknie powiedział, że nie boi się o daleką przyszłość ludzkości, bo instynkt przeżycia mamy, poradzimy sobie. Boi się o bliską przyszłość, o to, co się dzieje z ludźmi poprzez technologie, informacje, reklamy, którymi jesteśmy atakowani ze wszystkich stron, a wybór zależy od naszej mądrości. Co jest prawdziwe, co jest kłamstwem, co oszustwem. Tego wszystkiego jest za dużo i my się gubimy. Przestajemy myśleć. Przestajemy być sobą. Stajemy się jak maszynki. Wszystko możemy dostać gotowe. – Jak pan od tego odpoczywa? – Cały czas odpoczywam. – Pracując? – Pracując. – A my możemy pana słuchać. – Bo przetrwało celebrowanie muzyki, dlatego są jeszcze koncerty na żywo. Tak jak słuchanie płyt wymaga dobrej aparatury, przygotowania siebie do słuchania, puszczenia tej płyty, wygodnego miejsca, czasu. To jest celebrowanie jak picie kawy czy herbaty. Amerykanie idą do pierwszej lepszej kafeterii, biorą kubek plastikowy z kawą, idą, piją, jednocześnie telefonują i coś załatwiają. Włosi się śmieją z tego, bo Włoch pije kawę w pięknej filiżance, posmakuje, postoi chwilę, nie wyjdzie na ulicę. Podobnie warto celebrować jedzenie, sen... Do tego też się trzeba przygotować, mieć czas, wyciszyć się. Żyjemy po wariacku i efekty tego widać przede wszystkim w zdrowiu.
– 17 października przypada 170. rocznica śmierci Fryderyka Chopina. 18 października w Toronto w prestiżowej sali koncertowej Glenn Gould Studio odbędzie się niezwykły koncert z pana udziałem.
– Można powiedzieć, że to kontynuacja. Ja to w 2010 roku zacząłem, kiedy muzycy na całym świecie obchodzili 200-lecie urodzin Chopina. Graliśmy Chopina na wszelkie sposoby. Dzisiaj gram go inaczej, ciągle szukam, jestem coraz bliżej tego, jak interpretować Chopina jednocześnie ze swingiem, jak łączyć romantyka z afroamerykańską muzyką z początków XX wieku.
– Nie zwalnia pan tempa, nieustannie doskonali pan swoją sztukę...
– Wie pani, dopóki organizm funkcjonuje – bo nikt nie wie, jak długi czas natura nam daje – to poszukiwania nie mają końca. I całe szczęście, że sztuka nigdy nie będzie „perfect”.
Nikt nie wie, ja też nie, jak daleko można dojść w profesjonalizmie. To może być jedyny napęd, który ma się w sobie – że „to jeszcze nie jest to”, i dalej szukam. Jeśli twoje wnętrze mówi ci „szukaj”, to rób to. Jeśli uważasz, że nie masz gdzie szukać, doszedłeś do „end”. To jest koniec twojej artystycznej drogi i teraz eksploatuj to, czego się nauczyłeś.
– Czy są takie miejsca, w których chciałby pan zagrać?
– Chciałbym zagrać w każdym miejscu, w którym jeszcze nie gościłem. To się łączy z nową publicznością, z nowym gronem fanów.
– Za rok będziemy gratulować panu okrągłych urodzin, ale gdyby panu życzyć dzisiaj, to czego najbardziej?
– Zdrowia. Czasami przydałoby się więcej pozytywnej energii wokół nas, także ze strony polityków. I jeszcze dozy optymizmu.