Architekt z Oscarem
Jeden z najsłynniejszych niemieckich architektów nazywa się Wojciech Grabianowski. Ma w dorobku ponad 150 trofeów, w tym architektonicznego Oscara przyznanego w międzynarodowym konkursie w Cannes. Jednak najbardziej ceni sobie posążek przedstawiający Giovanniego Battistę di Quadro. Dostał go za projekt biurowca w rodzinnym Poznaniu.
– Moja droga do szkoły prowadziła obok słynnego Ratusza w Poznaniu. Już jako chłopiec często myślałem o jego budowniczym, Włochu, któremu przyszło żyć w obcym kraju i tworzyć tam niezapomniane budowle. A potem ja sam wyjechałem do obcego mi kraju i dla niego tworzyłem. Dlatego ta statuetka jest mi szczególnie bliska. Portal Porta Polonica, prowadzony przez Cyfrowe Centrum Dokumentacji Kultury i Historii Polaków w Niemczech, pisze o Grabianowskim tak: Emigrant mimo woli. Laureat wielkich i prestiżowych nagród. Za życia uznany „za świętego”, czyli odznaczony medalem elitarnego Stowarzyszenia Świętego Wojciecha. Twórca m.in. Stadionu w Gdańsku, budynku Izby Lekarskiej w Düsseldorfie czy też projektów dla firmy Porsche, Audi i Volkswagen (...). Do gruntu i poznaniak, i düsseldorfczyk, o którym Niemcy zwykli mawiać „ten Polak”, a Polacy – „Niemiec”. Nieznajomi zaś biorą go za Holendra (...). Obywatel Świata, Artysta, Twórca, Szef, ale przede wszystkim Człowiek.
Obywatelem świata stał się całkiem przypadkowo, ze strachu przed konsekwencjami własnej lekkomyślności. Po ukończeniu architektury w poznańskiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych dostał posadę asystenta na uczelni i ożenił się z koleżanką ze studiów, absolwentką wydziału grafiki, po czym pojechał z żoną na Zachód, by zobaczyć dzieła sztuki znane mieszkańcom Polski Ludowej jedynie z albumów. To miał być ich miesiąc miodowy. Podróż życia zakończyła się jednak inaczej, niż planowali. Młodzi Grabianowscy, podnieceni przygodą, zapomnieli, że czas im się kończy. A gdy w końcu pomyśleli o przedłużeniu ważności paszportów, zgłosili się do Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie Zachodnim, pełniącej wówczas funkcję ambasady. Tam usłyszeli, że po powrocie do kraju będą mieli bardzo duże kłopoty. Przestraszyli się i postanowili zostać. Grabianowski nie znał niemieckiego, więc na poszukiwanie pracy zabrał tłumacza. Pokazał swoje rysunki w biurze architektonicznym RWK w Düsseldorfie. Zachwycony szef Helmut Rohde przyjął go natychmiast, informując, że jest pierwszym od lat 50. obcokrajowcem zatrudnionym w tej firmie. Gdy runął mur berliński, Grabianowski zaczął tworzyć również we wschodniej Europie. Tu powstał jego sztandarowy projekt – gdańska Bursztynowa Arena. I wreszcie po upadku komunizmu Polak z urodzenia, Niemiec z przypadku mógł w końcu odwiedzać ojczyznę. Z ochotą wraca do Polski, z ochotą powraca do Düsseldorfu, w którym mieszka już 47 lat. Mówi, że przyzwyczaił się do życia w dwóch światach i nie czuje żadnego dyskomfortu z powodu faktu, iż w Polsce nazywany jest Niemcem, a w Niemczech zawsze będzie Polakiem. W biurze, w którym był pierwszym cudzoziemcem, a którego teraz jest właścicielem zarządzającym, pracuje obecnie prawie 400 architektów (...) z 35 krajów. Zarówno on, jak i jego polska drużyna nie stanowią więc już żadnej egzotyki. Żartuje czasem, że biuro RKW trochę przypomina Wieżę Babel, i że spełniły się w nim biblijne architektoniczne marzenia, ponieważ pracuje tu wielu przedstawicieli różnych narodów, którzy mówią różnymi językami, a czasem budują także wieże.
75-letni Grabianowski jest dziś wielkim bossem, ale swoim pracownikom nie daje odczuć dystansu. Zwracają się do niego poufale per „Grabi”. Jeden z członków polskiego zespołu w RWK Leszek Strauss mówi o nim z podziwem: – Jest architektem o wrażliwości artysty, człowiekiem z duszą, bezgranicznie zaangażowanym w to, co robi. Jednocześnie ma dla każdego czas. Przyjmuje ludzi do pracy według oryginalnej metody. – Muszą mieć dobre wykształcenie, jednak najważniejsza jest dla mnie rodzina, z jakiej pochodzą. Pytam o nią bardzo dokładnie. I powstający na tej podstawie obraz osoby, którą mam zatrudnić, jest dla mnie ważniejszy niż teczka z pracami. Zawsze serdeczny, uśmiechnięty, życzliwy, kieruje się w życiu maksymą swojego poznańskiego nauczyciela akademickiego prof. Stanisława Zamecznika: Zostać dobrym architektem jest stosunkowo łatwo, ale dobrym człowiekiem – to już wyższa szkoła jazdy. (EW)