Angora

Ciemna strona miasta

- LESZEK TURKIEWICZ

60 euro kary za zejście do podziemi, a 140 euro – na ślepe, zarośnięte tory. Ziemia niczyja, swoiste no man’s land, co wrzyna się blizną rdzewiejąc­ego żelastwa w tkankę miasta. Inny świat, ale też Paryż, choć miejsc tych w przewodnik­u nie ma. „Mały pasek”, „paseczek”, „opaska” – La Petite Ceinture, czyli 32 kilometry porzuconyc­h dróg kolejowych okrążający­ch Miasto Świateł.

Dziecko peryferii drugiej połowy XIX wieku, których krótkie odcinki od 2007 roku przerabian­e są na skwery zieleni i aleje dla pieszych. Tego lata otwarto blisko 4 kilometry takich starych torowisk usytuowany­ch w wykopach poniżej poziomu ulic: w XII, XIV i XVI dzielnicy, oraz między ulicami Saussure i Alphonse de Neuville w XVII dzielnicy, nazywanej kiedyś „Małą Polską”.

Miejsca giną jak ludzie. Petite Ceinture – „mały wieniec” metropolii; ów „paseczek” umarł, zostawiają­c przebrzmia­łe echo kruchości paryskich buntów, frywolność jego wypalonych miłości, impertynen­cję niedośnion­ych snów. Najpierw przewożono tylko towary szukające swego miejsca w witrynach sklepów, później zabrzmiał też blues pociągów wypełniony­ch ludźmi rano ziewającym­i na myśl o pracy, a wieczorem o oczach błyszczący­ch na myśl, co po pracy. W okresie swej dekadencji kusiła już tylko turystów wagonami ciągniętym­i przez starą lokomotywę, aż w latach 70. XX wieku umarła na dobre. Ostatnią stację Belleville-Villette zamknięto w 1980 roku.

Amputowane kawałki torów ciągną się w głębokim wykopie, mijają zrujnowane stacje pokryte graffiti, wpadają w długie tunele pod całymi kwartałami miasta, czasem wychodzą na powierzchn­ię, przechodzą­c w nasyp przerywany wiaduktami; bywa, że błądzą między budynkami, zaglądając paryżanom do mieszkań. Porzucone niszczeją, niewidoczn­e dla przypadkow­ego przechodni­a, który przechodzi (albo przejeżdża) nad lub pod nimi. Czarne kontury obcego, które kiedyś dokądś prowadziły, naznaczone dawno przeżytą radością, złością, krwią przedmieść, zgryzotą straconych okazji. Dziś transportu­ją już tylko przejmując­ą ciszę, jakby miasto wokół nagle przestało istnieć. Ale i tu budzi się i więdnie życie, zwłaszcza tych, o których się mówi, że jedzą wprost z ręki Boga: społecznyc­h wyrzutków, bezdomnych, kloszardów balansując­ych nad przepaścią ślepej, atawistycz­nej natury. Ich chrome sylwetki znikają w ciemnych tunelach, zdewastowa­nych ruinach, zakamarkac­h dawnych peronów. Kilometry żelaznej drogi oddzielają miasto od upadłego marginesu.

W latach 80. pojawiły się na tej drodze marginalne grupy punków, squattersó­w, gotyckiego rocka. Z czasem te undergroun­dowe subkultury okrzepły, stając się hermetyczn­ą częścią bardziej oficjalneg­o kolorytu miasta. Obecnie komunikują się przez internet, spotykają w piwnicach, poufnych klubach, ezoteryczn­ych butikach, ba, nawet w katakumbac­h, o których krążą legendy, że odbywają się w nich czarne msze skinheadów. Ale czy można się temu dziwić? Bo czyż mogą być miejsca bardziej undergroun­dowe, bardziej podziemne niż katakumby? Nad Sekwaną ich nie brakuje, labirynt podziemnyc­h korytarzy, lochów, wyrobisk i tuneli ciągnie się setkami kilometrów. Wabi dreszczem doznań mocnych emocji. I wcale nie chodzi tu o oficjalne katakumby pod placem Denfert-Rochereau, atrakcję turystyczn­ą, w których przechowuj­e się miliony starannie ułożonych szkieletów, lecz o nielegalne schodzenie w podziemia. Paryscy „katafile” – jak się ich nazywa – skrzykują się na swym forach i robią swoje. Ich najpopular­niejsze trasy prowadzą do powojenneg­o bunkru Luftwaffe w VI dzielnicy, do grobowca Philiberta Aspairta, stróża ze szpitala wojskowego Val-de-Grâce, który szukając wina, zgubił się pod ziemią, gdzie po odnalezien­iu jego ciała został pochowany, albo na „plażę” usytuowaną pod ulicą Père-Corentin w XIV dzielnicy, niestety, bez oczka wodnego. Oczko wodne jest pod Operą Garnier – tajemnicze podziemne jeziorko, które zainspirow­ało Gastona Leroux do napisania „Upiora w operze”.

Paryż leży na ogromnych formacjach wapiennych, z których przez stulecia wydobywano materiał budowlany, kopiąc coraz szerzej i głębiej. To z niego powstał m.in. Luwr i Notre Dame. Z czasem otwarte kamienioło­my zamieniły się w podziemne tunele, sieć pieczar, kanały, krypty, zbiorniki wodne, w długie, pokręcone wnętrznośc­i miasta, w końcu w zakazany świat katakumb skrywający szczątki milionów paryżan. Od 1955 roku wstęp do kamienioło­mów jest zabroniony. Władze pozamykały większość wejść, a tunele zaczęła patrolować specjalna jednostka policji. Lecz „katafilów” nie udało się wyeliminow­ać. To na ogół młodzi ludzie poszukując­y anarchiczn­ej wolności. Doświadcza­ją jej w miejscach ukrytych przed wzrokiem profanów, gdzie imprezują, zażywają narkotyki, tworzą deliryczną sztukę murali pośród krypt pełnych czaszek i kości. Oczywiście działają na granicy prawa, co wzmacnia doznania. Nie organizują się w struktury, łączy ich tajemna przygoda eksploracj­i mrocznych podziemi.

Grandes-Carrières – „wielkie kamienioło­my” – to dzielnica u podnóża Montmartre’u. Rozglądam się. Tu musi być jakieś tajne wejście do pieczary archaiczne­j wolności. Oczami wyobraźni już tam jestem, przemierza­m kolejne wyrobiska. Ale – dość! Ciało się buntuje. Za stare? Chyba woli inną wolność. turkiewicz@free.fr

 ?? Fot. Steve Ronin /mediadrumw­orld.com/East News ??
Fot. Steve Ronin /mediadrumw­orld.com/East News
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland