Szukamy ciągu dalszego – Bez lodu nie umiałbym żyć Jeden z najlepszych bramkarzy polskiego hokeja – Walery Kosyl.
Fenomen pisarski Daviesa przyniósł mu zasłużony sukces. Niewielu uniwersyteckich badaczy dzieli dziś jego status. „W Wielkiej Brytanii zaledwie pięć procent autorów jest w stanie utrzymać się wyłącznie z pisania i aby dołączyć do tego grona, musiałem czekać ponad dwadzieścia lat. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych podstawowym źródłem dochodów była dla mnie pensja uniwersytecka, którą uzupełniałem honorariami za książki”. Mając 57 lat, Davies, dziesięć lat przed emeryturą, zrezygnował z pracy na uczelni i poświęcił się pisaniu książek, jakby – po długiej drodze akademickiego badacza – wrócił do rady swego tutora z lat studiów Alana Johna Percivala Taylora, co na zawsze utkwiło mu w pamięci: „Doktorat jest dla miernot, to nie dla ciebie. Zajmij się pisaniem książki”. Decydując się już tylko na pracę pisarską, zburzył prestiżową akademicką stabilizację i został... słynnym pisarzem.
Dwukrotnie żonaty z Polkami, mimo że odżegnuje się od szczególnej miłości do Polski, Norman Davies stał się polską dumą. Jego zasługi dla upowszechnienia historii i kultury polskiej, dla Krakowa, Warszawy, Wrocławia są nieprzecenione. „Premier Marek Belka sprawił mi przyjemność słowami: Pańskie książki przyniosły więcej dobrego niż działalność niejednej agencji promującej nasz kraj”, a cenniejszą pochwałę, bo z ust kolegi historyka prof. Andrzeja Garlickiego, Davies usłyszał w doktorskiej laudacji: „Wydaje mi się jednak, że nie w pełni doceniałem olbrzymie znaczenie Bożego igrzyska w tworzeniu zagranicznego wizerunku Polski. Dla bardzo licznych czytelników książki stawaliśmy się państwem – można powiedzieć – znajomym. Myślę, że w tej dziedzinie Norman Davies wykonał pracę nie mniejszą niż cała nasza służba zagraniczna”. Ale może to kibice Legii, w podziękowaniu za tom „Powstanie ‘44”, swą wdzięczność wyrazili najszczerzej, pisząc na stadionowym transparencie: „Norman Davies – dziękujemy za prawdę o Powstaniu”.
Epilog
„Pewnego letniego dnia w Krakowie, czekając na żonę, stałem w cieniu drzewa na ulicy Grodzkiej. Od strony Rynku zbliżała się grupa turystów z przewodnikiem. Wyraźnie słyszałem jego słowa: Widzieli już państwo jedenastowieczny kościół Świętego Wojciecha na Rynku. Tu, po lewej stronie, stoi barokowy, siedemnastowieczny kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła, a tam dalej jedenastowieczny, romański kościół Świętego Andrzeja. A tu, pod drzewem, stoi dwudziestowieczny zabytek Krakowa, pan profesor Norman Davies”.