Szukamy ciągu dalszego – Nie czułam się szczęśliwa
Aleksandra Jabłonka była laureatką wielu festiwali.
Szybko wzbiła się na wyżyny show-biznesu i równie szybko z nich spadła. Na początku występowała pod pseudonimem Alexandra. Laureatka wielu festiwali, zaśpiewała w opolskich „Debiutach”. Była jedną z wokalistek w programie „Jaka to melodia”. Później rozpoczęła solową karierę. Pierwszy singiel „Popłyniemy daleko” okazał się wielkim szlagierem. I chociaż wydawało się, że kolejne płyty i sukcesy to tylko kwestia czasu, stało się inaczej. Dziś pracuje już w innej branży – zajmuje się produkcją reklam filmowych.
Mieszka w Poznaniu. Pracuje w Domu Produkcyjnym w Swadzimiu. – Przygotowujemy i realizujemy reklamy dla całej Europy. Dla największych marek. Najczęściej są to ubrania, ale też branża spożywcza. Jest jednym z producentów. – Kiedy poczułam, że moja wokalna droga się zatrzymała, uznałam, że nie można się łudzić i czekać na telefon, że czas poszukać innego zajęcia. To była moja pierwsza rozmowa o pracę. Czułam, że ją dostanę, mimo że wcześniej z realizacją filmową niewiele miałam wspólnego. Miałam jednak doświadczenie, bo pracowałam na estradzie i przy powstawaniu teledysków. Na początek dostałam do zrobienia produkt ogrodniczy. Wyszło całkiem dobrze, klient był zadowolony, ja zresztą też. Spośród reklamowych spotów, które realizowała, wspomina z uśmiechem ten o wolno opadającej klapie sedesu. – To było straszne, bo jak można zrobić z deski do kibla ładną reklamę? Ale się udało. Przez rok w Domu Produkcyjnym zrealizowała sporo reklam. Na początku dwie produkcje w tygodniu. Teraz jest ich mniej ze względu na większą rangę i stopień trudności. Podoba mi się robota zespołowa. Ludzie, wyzwania, wspólne działania. Świat muzyki pozostał z boku, chociaż wciąż jest obecny w jej życiu. Zapraszana jest na kameralne koncerty. – Śpiewam odnowione covery. Przeplatam je zmienionymi piosenkami z mojej płyty.
Urodziła się w Kętrzynie. Studiowała na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Po zdobyciu licencjatu studiowała w Szkole Bankowej na kierunku marketing. Nie było jej łatwo. – Obowiązywał mnie wtedy kontrakt, z którego nie mogłabym się wywiązać, uczęszczając na dzienne zajęcia. Na piątym roku odeszłam z uczelni. Muzykę kocha od zawsze. – To taka rodzinna tradycja – moja mama jest nauczycielem muzyki. Śpiewała, gdzie tylko się dało. – Robię tak zresztą do tej pory. Daję małe recitale w moim biurze. Na scenie zadebiutowała w wieku czterech lat. – To był jakiś festyn wojskowy. Brałam udział w konkursie muzycznym dla dzieci. Wygrałam wtedy loda na patyku. Dwukrotnie była laureatką w Międzyszkolnym Festiwalu Muzyki Krzysztofa Klenczona. – Zaśpiewałam „Latawce z moich stron” i zajęłam pierwsze miejsce. Popłakałam się ze szczęścia. W gimnazjum śpiewałam w poznańskim girlsbandzie Cool Girls. Uczestniczyłam w wielu konkursach. Zaśpiewałam na Festiwalu Agnieszki Osieckiej. Wzięłam udział w eliminacjach do Opola. Niestety, odpadłam. Miałam wtedy szesnaście lat, może było jeszcze za wcześnie...
Wystąpiła podczas koncertu „Debiuty” na 46. Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. – Zaśpiewałam utwór z repertuaru Heleny Majdaniec „Zakochani są wśród nas”. To był jeden z najbardziej stresujących momentów w moim życiu. Do dziś nie mogę zdobyć się na odwagę, by obejrzeć, a raczej odsłuchać to wykonanie. Może jestem zbyt krytyczna wobec siebie. Nagrody nie zdobyłam, i mnie to nie zdziwiło, ale zostałam zauważona przez Roberta Janowskiego. Zaprosił mnie do udziału w programie „Jaka to melodia”. Byłam jedną z wokalistek. Bardzo mi się spodobało. Nie miałam ciśnienia na ekstrakarierę. Zarabiałam dobre pieniądze, robiłam to, co kocham, więcej nie potrzebowałam.
Później pojawili się DJ-e Kalwi i Remi. – Nagrałam z nimi piosenki „Kiss” oraz „Girls” na ich album DJ Kalwi & Remi zatytułowany „Kiss Me Girl”. Piosenkę „Kiss” wykonałam podczas Hit Festiwalu, który odbywał się wtedy w Bydgoszczy. Zajęłam piąte miejsce. Potem różni ludzie proponowali mi współpracę, ale nie byłam zainteresowana. Wkrótce dowiedziała się, że zespół Łzy szuka wokalistki. – Nigdy nie byłam fanką tej grupy. Ale mama mnie zmotywowała. Powiedziała: idź, spróbuj. Spodobałam się liderowi zespołu, kompozytorowi i autorowi tekstów Adamowi Konkolowi. Stwierdził, że chce zrobić ze mnie piosenkarkę.
Nie do końca przypadły mi do gustu piosenki, które mi zaproponowano. Niestety, było już za późno. Kontrakt z wytwórnią został podpisany.
Powstał album „Popłyniemy daleko”, który szybko zyskał status Złotej Płyty. – Komercyjny sukces mi się spodobał, ale muzycznie nie byłam usatysfakcjonowana. To nie była moja bajka. Było potem sporo koncertów, choć mogłoby być więcej. Obce jest mi bowiem lansowanie się w świetle jupiterów, bywanie i fotografowanie się na ściankach czy ustawki dla paparazzich. Również pojawianie się w programach śniadaniowych było dla mnie stresujące, nie czułam żadnej przyjemności. Miałam dystans zarówno do muzyki, którą śpiewałam, a która mnie nie pociągała, jak i do świata, który mnie otaczał. Nie czułam się szczęśliwa. Może wynikało to z faktu, że nie czułam się wolna i jednocześnie trochę wykorzystywana jak niewolnica. Poza tym współpraca z menedżerami, którzy działali w amatorski sposób, była bardzo trudna. Brakowało mi wsparcia, a potem już zaufania. I to tak naprawdę skłoniło mnie do zerwania kontraktu. Ta decyzja niosła skutki prawne. – Trwający sześć lat proces skończył się rok temu, wygrałam go. Niedawno uprawomocnił się wyrok Sądu Apelacyjnego w tej sprawie.
Nie widziała przyszłości w świecie show-biznesu. – Mimo że muzyka i śpiewanie to były i ciągle są wielką cząstką mnie. Chciałam śpiewać coś, co pochodzi ze mnie, z głębi, z mojego serca. W tym bowiem, co przekazywałam, nie było mojej wrażliwości. Od kiedy nagrała płytę i wyśpiewała przebój „Popłyniemy daleko”, minęło już siedem lat... Potem podpisała z wytwórnią Universal kontrakt na nową płytę. – Miałam już występować nie jako Alexandra, ale pod własnym imieniem i nazwiskiem. Niestety, nic z tego projektu nie wyszło, mimo że pojawiło się kilka singli. Powstały nawet dwa teledyski. Ale sukcesu nie odnieśliśmy. Czy uznała to za kolejną porażkę? – Ależ skąd! – odpowiada krótko. – Moje życie w większości składa się z sukcesów. Ale w muzyce nie zawsze udało mi się te sukcesy osiągać.
Chociaż jest osobą pogodną, ma w sobie sporo nostalgii. – W szufladzie mam sto napisanych przez siebie utworów. I są właśnie takie. Niestety, nikomu z show-biznesu nie przypadły do gustu. Czasem prezentuję te piosenki w zamkniętym gronie, dla przyjaciół. Czeka jednak cierpliwie na moment, kiedy ktoś zaciekawi się jej muzyką. – I kiedy znowu w pełni zaistnieję muzycznie, ale już w zupełnie innej odsłonie. I popłynę naprawdę daleko, we właściwym już kierunku.
Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowania „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczących tego, o czym chcielibyście przeczytać.