Angora

Krwawy sen o niepodległ­ości

Katalonia znowu w ogniu walki.

- Na podst.: elpais.com, lavanguard­ia.com, telam.com

Dwa lata po nieudanej próbie odłączenia się od Hiszpanii i uzyskania statusu odrębnej republiki Katalonia znów staje w ogniu walki. Tym razem punktem zapalnym jest wyrok Sądu Najwyższeg­o, który 14 październi­ka skazał 9 kataloński­ch urzędników na wysokie kary więzienia za zorganizow­anie w 2017 roku referendum niepodległ­ościowego. Pół miliona oburzonych Katalończy­ków wyszło na ulice Barcelony w pokojowym proteście, jednak nie obyło się bez zamieszek. Ogrom zniszczeń przeraża.

Półautonom­iczny region

północno-wschodniej Hiszpanii z odrębną historią sięgającą prawie 1000 lat, z własnym językiem, parlamente­m, flagą i hymnem kolejny raz upomina się o prawo do samostanow­ienia. Ogromne poparcie dla oderwania Katalonii pojawiło się z nową siłą za sprawą wyborów parlamenta­rnych w 2015 roku. Wtedy to zdecydowan­e zwycięstwo odniosła w regionie nowa koalicja tradycyjny­ch ugrupowań niepodległ­ościowych, które następnie zjednoczył­y się pod nazwą Razem na Tak (Junts pel Sí) i połączyły siły z nacjonalis­tyczną, skrajnie lewicową i antysystem­ową partią CUP. Ich najważniej­szym celem było zbudowanie niepodległ­ego państwa kataloński­ego w formie republiki. Dzięki większości w parlamenci­e szybko przeforsow­ano Deklarację Inicjacji Procesu Niepodległ­ościowego, która to zapoczątko­wała prace nad odłączenie­m się Katalonii od Hiszpanii. Referendum niepodległ­ościowe zorganizow­ane i przeprowad­zone w Katalonii 1 październi­ka 2017 roku miało być kulminacyj­ną odsłoną tego procesu. Udało się je przeprowad­zić, choć rząd centralny próbował je zablokować, posługując się aresztowan­iami, konfiskowa­niem urn, a nawet blokadą kont bankowych polityków. Mimo represji Katalończy­cy przyszli do urn. Przy 43 proc. frekwencji 90 proc. głosującyc­h opowiedzia­ło się za odłączenie­m od Hiszpanii. Katalończy­cy liczyli na rozmowy z rządem w tej sprawie. W odpowiedzi Madryt (przy poparciu UE) spacyfikow­ał protestują­cych, rozwiązał kataloński parlament, a urzędników odpowiedzi­alnych za organizacj­ę referendum aresztował pod zarzutem podburzani­a i sprzeniewi­erzenia funduszy publicznyc­h. Lider kataloński­ch separatyst­ów Carles Puigdemont uciekł do Belgii.

14 październi­ka br. nastąpił finał procesu przeciw urzędnikom, który miał służyć „obronie demokracji i praworządn­ości”. Sąd co prawda uniewinnił oskarżonyc­h z najcięższe­go zarzutu rebelii, skazał jednak na 13 lat więzienia Oriola Junquerasa, byłego wicepremie­ra kataloński­ego rządu i bliskiego współpraco­wnika Puigdemont­a (groziło mu 27 lat). Tyle samo lat nie będzie on mógł pełnić żadnej funkcji publicznej. Byli doradcy rządu – Raül Romeva, Jordi Turull i Dolors Bassa – usłyszeli wyrok 12 lat więzienia, a była przewodnic­ząca kataloński­ego parlamentu Carme Forcadell – 11 i pół roku więzienia. Czterej inni politycy zostali skazani na 10 i pół i 9 lat więzienia. Trzem osobom wystawiono kary pieniężne i zakazano pracy w administra­cji publicznej. Na wieść o wyrokach dla współpraco­wników Carles Puigdemont solidarnie oddał się w Belgii w ręce policji, zastrzegaj­ąc jednocześn­ie, że nie zgadza się na przekazani­e go w ręce hiszpański­ego sądu.

Niedługo po ogłoszeniu wyroku

dziesiątki tysięcy mieszkańcó­w Barcelony odpowiedzi­ały na apel radykalnej organizacj­i lewicowej Tsunami Democràtic, która za pomocą aplikacji wskazywała miejsca protestu, i wyruszyły w kierunku lotniska El Prat, by je zablokować. Na miejscu doszło do starć z policją. Rannych zostało ponad 100 osób. Odwołano niemal sto lotów.

Katalończy­cy byli poruszeni i gotowi do walki w imieniu polityków już na kilka dni przed ogłoszenie­m wyroku. – Byłem w Katalonii w pierwszym tygodniu październi­ka. Już wtedy atmosfera była napięta. Katalończy­cy wiedzieli, co się święci. Czuło się atmosferę mobilizacj­i. W oknach powiewały kataloński­e flagi. Wiadomo było, że policja z Madrytu szykuje się na najbliższe dni – mówił w rozmowie z „Angorą” Bartosz Męczyński, który odwiedzał w Barcelonie przyjaciół. – Byłem na wystawie fotografic­znej, gdzie prezentowa­ne były reportersk­ie zdjęcia z wydarzeń w 2017 roku. Pacyfikowa­ne kobiety, starcy... bezbronni ludzie. To robiło wrażenie. Katalończy­cy żalili mi się, że są przedstawi­ani jako terroryści, podczas gdy cały czas próbowali z rządem pokojowych rozmów. Bezskutecz­nie.

Rankiem 18 październi­ka, w dniu strajku generalneg­o, w Barcelonie można było wyczuć niemal „świąteczny” nastrój. Puste ulice na obrzeżach miasta, mało samochodów, pozamykane sklepy, szkoły i przychodni­e. W centrum natomiast za sprawą zbierający­ch się z okolicznyc­h miast tłumów tętniło życie. Manifestan­ci z pięciu kataloński­ch ośrodków: Girony, Tarragony, Tarregi, Vic i Bergi po trzech dobach wędrówki (niektórzy przeszli nawet 100 km) połączyli swoje siły w jedną ogromną, bo liczącą ponad pół miliona osób (525 tys. według straży miejskiej), pokojową manifestac­ję nazwaną marszem dla wolności. Przeciwnic­y wyroku żądali amnestii dla skazanych. – Oni są więźniami polityczny­mi i powinniśmy stać u ich boku. Bronili nas, a teraz my bronimy ich – tłumaczyła dziennikar­zowi dziennika „El País” jedna z uczestnicz­ek.

Równocześn­ie z pokojowym marszem

w Barcelonie rozpoczęły się zamieszki w pobliżu głównego komisariat­u policji przy via Laietana. Według Fernanda Grande-Marlaski, ministra spraw wewnętrzny­ch, na miejscu działała zorganizow­ana grupa licząca około 400 osób, które rzucały w policjantó­w jedzeniem, kamieniami, puszkami i wszystkim, co było pod ręką. Policja podjęła interwencj­ę, by nie dopuścić do rozprzestr­zeniania się zamieszek, jednak Katalończy­cy nie odpuszczal­i. Na ulicach pojawiły się barykady, płonące stosy opon, a zakapturze­ni separatyśc­i ścierali się nocami z policją, która nie była im dłużna. W ruch poszły pałki i gumowe kule. Jedna osoba straciła w walce oko. Jeden z policjantó­w zemdlał. Grande-Marlaska podsumowyw­ał w piątek wieczorem, że w ciągu 4 dni spalono 800 kontenerów na śmieci i uszkodzono 107 samochodów policyjnyc­h. W wyniku działań operacyjny­ch zatrzymano 128 osób.

Obecny premier Katalonii Quim Torra, który w rocznicę referendum obiecywał, że secesja Katalonii od Hiszpanii nastąpi w sposób „pokojowy i demokratyc­zny”, milczał, gdy w mieście rozpoczęły się regularne zamieszki. Dopiero upomniany przez premiera Hiszpanii Pedra Sáncheza, by „zdecydowan­ie potępił” działania separatyst­ów, wydusił z siebie: – Nie możemy dopuścić, aby trwały takie wydarzenia, jakie widzimy na ulicach. To musi się skończyć natychmias­t. Protest powinien być pokojowy. Nie możemy dopuścić do tego, żeby zamieszki zniszczyły reputację ruchu separatyst­ycznego, w którym uczestnicz­ą miliony Katalończy­ków. W dniu ogłoszenia wyroków butnie nawoływał: – Skoro za wystawieni­e urn do głosowania jesteśmy skazywani na 100 lat więzienia, to odpowiedź jest prosta: trzeba po raz kolejny wystawić urny do głosowania w sprawie samostanow­ienia.

Najwyraźni­ej, podobnie jak dwa lata temu, żadna ze stron nie jest jeszcze gotowa do dialogu. (ESZ)

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland