PLATFORMA KOGO?
Kolejne wybory przeszły do historii. Wiadomo, kto je wygrał, a kto przegrał. Wyklarowała się polityczna scena. Szable w partiach policzone, pole bitwy wytyczone. Karty rozdane, gra rozpoczęta i toczyć się będzie do następnych wyborów. Politolodzy, dziennikarze, komentatorzy usilnie zastanawiają się, co wyniknie z tej nowej parlamentarnej układanki. Jaką politykę będą prowadziły poszczególne ugrupowania. Czy cała opozycja rzuci się huzia na Józia, czy któraś z partii wyłamie się z owego antypisowskiego bloku i będzie wspierała myślą, mową i uczynkiem kaczystów. Mnie te przetasowania na razie mniej interesują. Nie chcę spekulować, wdawać się w teoretyczne rozważania. Bardziej skupiony jestem na Platformie i jej polityce. Bacznie śledziłem wybory, wsłuchiwałem się w buńczuczne, wojownicze zapowiedzi Schetyny i jego sztabowców. Czegóż to oni nie mieli zrobić dla zwycięstwa w wyborach. Na konwencjach zapowiadali, że pójdą w lud, odzyskają zaufanie rodaków i zachęcą ich do głosowania na Platformę. Im więcej padało takich deklaracji, tym mniej w nie wierzyłem. Wielka mobilizacja drużyny Schetyny była śmiechu warta. Bojowe nastawienie okazało się czczą gadaniną. Nie było w Platformie autentycznej woli walki, nieprzejednanej chęci zwycięstwa, toteż wynik wyborów nie jest zaskoczeniem. Patrząc jednak na to wszystko z drugiej strony, może to i dobrze, że Platforma nie stoi teraz przed możliwością utworzenia koalicyjnego rządu. Nie musi z nikim rozmawiać ani dogadywać się. Wszak nic nie sprawia tylu kłopotów, jak tworzenie koalicyjnego rządu. Im więcej partii zasiada przy korycie, tym bardziej wszystko się komplikuje. Schody zaczęłyby się już pierwszego dnia konstruowania koalicji. Szybko okazałoby się, że sama niechęć do kaczystów nie wystarczy, żeby stworzyć wspólny rząd. Jak znam życie i naszych polityków, z pewnością górę wzięłyby interesy poszczególnych ugrupowań, spory i kłótnie towarzyszące obsadzaniu stanowisk, tudzież ośli upór i niezaspokojone ambicje partyjnych liderów. Z zaistniałej patowej sytuacji, ewidentnego politycznego chaosu – a po prawdzie należałoby powiedzieć doszczętnej kompromitacji antypisowskich partii – skorzystałby wyłącznie Kaczyński. Podgrzałby jeszcze atmosferę, odmówił utworzenia rządu mniejszościowego, co skutkowałoby rozpisaniem kolejnych wyborów, które tym razem wygrałby w cuglach! Tak sądzę. Załóżmy jednak, że nie doszłoby do zrealizowania naszkicowanego przeze mnie czarnego scenariusza. Przywódcy antypisowskich partii dogadaliby się i utworzyli koalicyjny rząd. I co dalej? Z jakim programem wyszliby do ludzi?! Co byłoby wspólnym mianownikiem dla lewicy, ludowców-kukizowców i bezideowej Platformy? No, co? Bo przecież nie „szóstka Schetyny”, o której już sam Grzesiu zapomniał. Nie przypuszczam też, że powołany do życia koalicyjny rząd skorzystałby z dorobku „gabinetu cieni”, który onegdaj z wielkim hukiem i zadęciem powołał do życia lider totalnej opozycji. To właśnie w tym GABINECIE miało co rusz dochodzić do burzy mózgów CIENI. Miało, ale się skichało! Jak wszystko, czego dotknie się Grzesiu. Platforma pod wodzą Schetyny skończy jak Unia Wolności!
ANTONI SZPAK PS Platforma miała być OBYWATELSKA, a jest nie wiadomo KOGO!