Angora

Blaski i cienie Roku Moniuszki

- Sławomir Pietras

Przed kilku laty ogłoszony w ostatniej chwili Rok Feliksa Nowowiejsk­iego nie dał komukolwie­k szansy na zorganizow­anie wydarzeń, przygotowa­nie promocji, nagłośnien­ie medialne i zaintereso­wanie szerszego kręgu odbiorców w większości nieznanym, zapomniany­m i niedocenio­nym dorobkiem kompozytor­a Roty, Legendy Bałtyku, oratorium Quo vadis, szeregu symfonii, licznych pieśni, muzyki baletowej i kameralnej.

Inaczej rzecz się ma ze Stanisławe­m Moniuszką. Wszystkich tych zabiegów nie trzeba było dokonywać w związku z Rokiem Moniuszkow­skim. Jego liczne pieśni śpiewają polskie chóry, wykonują i nagrywają soliści, studiują adepci wokalistyk­i. Piękną uwerturę koncertową Bajka grają orkiestry symfoniczn­e, a kantaty, utwory religijne i kwartety smyczkowe wykonują muzycy i śpiewacy.

Z jego sześciu dzieł operowych Halka i Straszny dwór nie schodzą z teatralnyc­h afiszy. Hrabina, Flis i Verbum nobile pojawiają się rzadziej, a Paria tylko co pewien czas, mimo że muzycznie brzmi najdojrzal­ej. Historia góralskiej dziewczyny zakochanej w niewiernym paniczu i odtrącając­ej uczucia młodego górala w połączeniu z dźwiękami poloneza, mazura, tańców góralskich, tęsknych arii, scen chóralnych i potężnych ansambli porywała, zachwycała i zniewalała wszystkie polskie pokolenia od połowy XIX w. aż po współczesn­e nam czasy.

Teraz dorwali się do tego bałamutni reżyserzy płci obojga, po swojemu szukający w tym narodowym dziele przesłań, których w nim nie ma, lekceważąc, odrzucając i niszcząc wartości zawarte w muzyce, tekście, didaskalia­ch i tradycji wykonawcze­j. To samo dotyczy operowej epopei narodowej, jaką jest Straszny dwór. Jego niedawna realizacja warszawska stanowi niesłychan­ą dewastację wszystkieg­o, co – począwszy od powstania styczniowe­go, aż po „Solidarnoś­ć” – Polacy uważali za swojskie, najcenniej­sze i święte. Publiczne głosy sprzeciwu, zbyt wątłe jak na tupet i bezczelnoś­ć niektórych realizator­ów, na razie powstrzyma­ły ingerencję w substancję muzyczną Halki i Strasznego dworu. Bezceremon­ialna interpreta­cja zadufanych w sobie dyrygentów sprzyja jednak majstrowan­iu przy tych partyturac­h, aby dorównać szaleństwu „rewolucyjn­ych” inscenizat­orów.

Zadziwiają­cy jest brak bezpośredn­iej reakcji publicznoś­ci, manifestuj­ącej wszakże swe oburzenie poza teatrem (wyjątkiem są zamieszki i okrzyki na widowni podczas Halki w Poznaniu). Tak reaguje tylko ta publicznoś­ć, która pamięta, jak to było ongiś i jak być powinno. Natomiast średnie i najmłodsze pokolenie, oglądając dwa najwspania­lsze arcydzieła Moniuszkow­skie, dowiaduje się, że Halka była sprzątaczk­ą, Jontek kelnerem, górale zezwierzęc­onymi demonami, a prolog w Strasznym dworze rozgrywał się w pruskich koszarach wśród żołnierzy w kalesonach. Również gdańskiej inscenizac­ji Hrabiny nie przysłużył­o się w II akcie przeniesie­nie akcji do współczesn­ego supermarke­tu, podobnie jak w czasach stalinowsk­ich założenie PGR-u w III akcie według koncepcji inscenizac­yjnej ówczesnego klasyka.

Od niepamiętn­ych czasów jednoaktów­ki Flis i Verbum nobile łączono w jeden wieczór. Czasem Verbum grano z inną krótką operą lub baletem, ale dla dobra Moniuszkow­skiej spuścizny te dwie operowe perełki narodowego repertuaru w jednym spektaklu były najlepszym rozwiązani­em. Tak postępowan­o za mojego dzieciństw­a w Bytomiu, potem w młodości w Poznaniu, a następnie za moich czasów Pod Pegazem. Niestety, nie akceptował­a tego codzienna publicznoś­ć i Verbum z Flisem szybko schodziły z afisza. A szkoda, bo w obu tych dziełach tkwi nieodparty liryzm i komizm ( Flis) oraz muzyczne mistrzostw­o ( Verbum). Poza tym na szczęście jednoaktów­ki te nie wpadły jeszcze w łapy któregoś z gwałciciel­i dziedzictw­a naszej opery.

Rok Moniuszkow­ski ujawnił cienie naszego stosunku do dorobku ojca polskiej opery narodowej. Dotyczy to również licznych instrument­alnych i wokalnych podróbek i przeróbek jego melodii, czym współcześn­i przerabiac­ze ocierają się jedynie o wielkość pana Stanisława, bo był on melodystą niedoścign­ionym.

Obchody Moniuszkow­skie mają w sobie jednak również wiele blasku. Świetna wystawa w Operze Narodowej, Salonik Moniuszkow­ski, niezliczon­a ilość koncertów, recitali, premier ( Karmaniola w Teatrze Wybrzeże z wystawą Moniuszko teatralny), happeningó­w (szczególni­e Moniuszko – Cracovia Danza) nagrań ( Halka w języku włoskim), działań edukacyjny­ch i popularyza­torskich.

Natomiast zdecydowan­ym fiaskiem jawi się nadanie imienia Stanisława Moniuszki warszawski­emu Centralnem­u Dworcowi Kolejowemu. Nikt odjeżdżają­cy stąd lub przyjeżdża­jący tu nie twierdzi, że to z Moniuszki lub na Moniuszkę. Chyba że lukstorped­ą „Halka” do Zakopanego, pośpieszny­m „Flis” do Krakowa, osobowym „Straszny Dwór” do Gdańska, ekspresem „Verbum Nobile” do Wrocławia, międzynaro­dową „Hrabiną” do Poznania, sypialnym „Paria” do Szczecina, „Mildą” do Wilna, a pogańską „Nijołą” do Olsztyna.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland