Pilch znowu w formie!
Najnowszą powieścią w opowiadaniach lub powieścią w odcinkach Jerzy Pilch znowu wraca do gry. „Żółte światło” jest częściowo oparte na motywach autobiograficznych, a po części na niczym nieskrępowanej, hulającej po epokach i miejscach wyobraźni. Bohater to Ariel Poschukala, niezbyt udany pisarz obciążony traumatyczną relacją z ojcem, który w czasie drugiej wojny służył w Wehrmachcie. Nigdy o tym nie mówił, ale do końca życia lubił pióro marki Pelikan, którym jako wysoki urzędnik podpisał pakt Ribbentrop-Mołotow, nakazy aresztowania i rozstrzeliwania, podawania cyklonu B do komór gazowych, a nawet zabicia K.K. Baczyńskiego. Wariacji na temat tego, kim był Gustaw Poschukala i jakie rozmowy mógł z nim przeprowadzić syn, jest wiele. Mowa w nich o winie i odpowiedzialności spadającej na kolejne pokolenia.
Drugi wątek powieści to związek starzejącego się literata z ponad czterdzieści lat młodszą dziewczyną. Weronika jest studentką wydziału filologii, która wprowadza ożywczy ferment w jego życie. Pierwszy fragment o dojrzałym i młodziutkiej upływa pod hasłem „Jak ci nie wstyd, stary dziadu”... Drugi – pod znakiem seksu wśród regałów z książkami: Przy niej budziłem się ze snu wiecznego, dochodziłem do siebie z trudem, ale dochodziłem; wracałem najprzód do świata półżywych, potem żywych – jak nie na sto procent, to prawie... Opisy erotyczne są przekomiczne i lekkie jak musujący szampan. Fajnie ten Pilch świntuszy!
Żeby jednak nie było tak miło w świecie starych mężczyzn – jest tu też na poły zabawny, ale jednak dramatyczny rozdział o samobójstwie. To trzeba przeczytać. Koniecznie!