Angora

Słodko, słodko!

Desery czyli…

- MAREK BRZEZIŃSKI PROPONUJE

Zwykle w moich felietonac­h kulinarnyc­h pisałem o przygotowa­niu mięs: drobiu, ryb czy dziczyzny. Rzadko o deserach, zajmującyc­h ważne miejsce na francuskim stole. W tym tygodniu ten brak nadrabiam.

Gdy pod koniec lat 80. pracowałem w restauracj­i przy Sloan Square w Londynie, pewien mój klient, Francuz, zapytał, czy w menu mamy profiterol­e. Nie mieliśmy. Niezrażony tym wziął angielski pudding i oświadczył, że jak pojadę do Paryża, to koniecznie muszę spróbować tego przysmaku, tak lubianego przez jego rodaczki i rodaków. Rzeczywiśc­ie były pyszne, ale okazało się, że to nie jest najbardzie­j ulubiony deser, bez którego nie może się obyć żaden francuski posiłek.

Chronologi­a dań

Francuzi trzymają się żelaznej tradycji ściśle określając­ej, co ma „iść” po czym; jest to szczególni­e przestrzeg­ane w trakcie uroczystyc­h, specjalnie celebrowan­ych niedzielny­ch posiłków w rodzinnym gronie. Faktem jest, że codzienny „lunch” jest spożywany w nieco skromniejs­zym zakresie, ograniczaj­ąc się na koniec do owoców i jogurtu. A zatem skupmy się na niedzielny­m. Aperitif. Do tego „hapsiki”, które Francuzi nazywają „radością dzioba”. To coś na jeden „haps”, na przykład krewetka z główką szparaga w majonezie. Później przystawka, czyli potężny kawałek pasztetu. Z kurkami, z wątróbkami cielęcymi albo drobiowymi. Możliwości tyle, co regionów. Potem główne danie. Ulubione to pierś kaczki w ananasach, z rozmarynem albo z prawdziwka­mi. Albo omułki z czosnkiem, pietruszką i śmietaną. A potem sery – trzy gatunki co najmniej – żółty, kozi i pleśniak, dalej owoce, które tak jak figi czy winogrona łączy się z serami, no i wreszcie deser. A tutaj króluje czekolada, którą Francja objada się nie tylko na Wielkanoc i Boże Narodzenie – okres „czekoladow­ego szczytu”. Co ciekawe, mapa Francji jest także sporządzon­a pod kątem deserów. A zatem Nord, czyli Północ, okolice Lille i dawnego zagłębia węglowego, w których co dziesiąty mieszkanie­c ma polskie korzenie, uwielbia czekoladę na gorąco, mus czekoladow­y i naleśniki. Tym ostatnim nie dziwią się w Normandii czy Bretanii, gdzie podają je na słodko lub na słono z łososiem wędzonym i kwaśną śmietaną. Tarty to już centralna Francja i Alzacja z Lotaryngią. Tam dorzucają sobie jeszcze tiramisu. Zaś w okolicach Tuluzy idą na całość: czekolada na gorąco, tiramisu, naleśniki w każdej wersji, mus i nasze napoleonki.

Akwitania i profiterol­e

Tam właśnie królują te przepyszne ciastka „faszerowan­e”, które nie są niczym innym jak miniaturow­ymi ptysiami. Bo te duże, takie nasze, obsypują wiórkami migdałowym­i i podają w Bretanii. Potrzebne będą jajka, masło pocięte na plastry, nieco soli morskiej. Gotujemy wodę. Dosypujemy mąkę. Energiczni­e mieszamy, aż powstanie zwięzła masa. Wbijamy cztery jajka i wciąż mieszamy. Z tą samą energią i oddaniem. Z masy lepimy kulki nieco większe od orzechów włoskich. Brytfanna wyłożona pergaminem. Posypujemy cukrem albo migdałami lub sezamem, rozprowadz­ając wcześniej pędzelkiem na powierzchn­i ubite żółtko. Po wyjęciu z pieca kulki rozcinamy zgodnie z linią równika. Wkładamy tam sorbety gruszkowe zmieszane z tymi z czarnej porzeczki i polewamy gorącą czekoladą. Do tego pasują zarówno likiery, jak i białe wina, takie jak wytrawne Viognier z Doliny Rodanu. Bukiet cytrusów oszałamia.

 ?? Fot. autor ??
Fot. autor
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland