Wypadek czy zabójstwo?
Fajbusiewicz na tropie
Kiedyś stacje benzynowe były celem napadów specjalistów od szybkiego zdobywania gotówki. Dziś co prawda napad na stację benzynową jest dużo trudniejszy, bo i monitoring, i sejfy wrzutowe na gotówkę, i nowoczesne systemy alarmowe powiadamiające grupy szybkiego reagowania, ale od czasu do czasu jednak także teraz policja odnotowuje takie napady.
Teraz chcę powrócić do niewykrytej zbrodni, której dokonano w 1996 roku na stacji benzynowej w Niebylcu w pobliżu Strzyżowa. To była prywatna stacja benzynowa, której właściciel prowadził rozległe interesy – między innymi organizował kursy nauki jazdy. Jej obsługą zajmował się także 40-letni Zbigniew Z., przykładny ojciec i małżonek. Był tu pracownikiem – ajentem, a jednocześnie kierowcą cysterny. W nocy z 10 na 11 kwietnia pan Zbigniew miał nocny dyżur. Ruch na stacji był niewielki, a w hotelu położonym nieopodal stacji nocowały dwie osoby.
Rano miał się pojawić kolega, zmiennik, gdyż Z. miał pojechać cysterną po paliwo do rafinerii Jedlicze. Wykorzystując brak klientów, ajent zajął się porządkowaniem różnych rachunków i dokumentów. Co ważne, w szafie pancernej była gotówka – 130 tysięcy złotych. Około 5 rano pojawił się zmiennik pana Zbigniewa. Zobaczył zakrwawiony stół na zapleczu, a za nim zwłoki ajenta. Bandyci strzelili mu w głowę.
W tej sprawie jest wiele pytań. Na stacji był alarm, przycisk ustawiony na start, ale syrena nie zawyła. Prawdopodobnie ajent nie był zaskoczony pojawieniem się ani zachowaniem tej osoby i nie próbował się bronić. Po strzale upadł głową na stół i tam właśnie było sporo krwi. Później zabójca ułożył – nie zepchnął, lecz ułożył! – ciało na podłodze, o czym świadczy fakt, że na podłodze śladów krwi nie było. Z szuflady stołu sprawca zabrał niewielką sumę pieniędzy oraz pojemnik na drobne. Nie zajrzał natomiast do pancernej szafy, w której było 130 tysięcy złotych, a klucze od niej wisiały na ścianie. Z dokumentów zginął jeden jedyny rachunek...
Jak twierdził lekarz, około godz. 3.30 ktoś strzelił do Z. z małokalibrowego pistoletu kal. 5,6 mm. W tył głowy. Śmierć nastąpiła natychmiast. Zbrodnia została wykryta półtorej godziny później.
Późniejszy komendant wojewódzki policji podkarpackiej w jednej z hipotez założył dość zaskakującą wersję zdarzeń, że mógł to być... nieszczęśliwy wypadek – ktoś przyszedł i dla żartów przyłożył koledze do głowy pistolet, a ten przypadkiem wypalił i doszło do tragedii.
W tej wersji założono, że rabunek został upozorowany, bo gdyby to był rzeczywisty napad, napastnik otworzyłby szafę pancerną i zabrał pieniądze.
Druga wersja zakłada, że zabójcą mógł być jakiś osobnik, który zjawił się tu w nocy, aby kupić paliwo (nie stwierdzono bowiem zakupu paliwa w nocy). Ostatni zapis w kasie świadczył o tym, że dokonano zakupu za 15 złotych. Mógł też zbrodni dokonać jakiś kierowca, który podjechał na stację, ale nie tankował paliwa. Jak wiemy, obok stacji spało dwóch gości. Oni jednak niczego nie słyszeli.
W „Magazynie kryminalnym 997” (TVP2) zajmowałem się tą sprawą dwukrotnie: w 2003 i 2007 roku – niestety, do dzisiaj policja nie zatrzymała mordercy.
Wiesz coś o tej zbrodni, napisz: rzecznik@rz.policja.gov.pl