Samotnej matce biada
Anna wstaje o 4 rano, żeby zawieźć swoje dziecko do przedszkola, a potem zdążyć do pracy w sklepie. Zarabia minimalną krajową. Mąż bił ją. Uciekła. Próbowała wynajmować mieszkanie, ale za minimalną płacę w Warszawie trudno jest wyżyć, a co dopiero mówić o wynajmowaniu na wolnym rynku, więc w końcu trafiła do przytułku dla samotnych matek. Ale zanim tam trafiła, Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie wystosowało do niej pismo, w którym odmawiało jej umieszczenia w tym ośrodku. Uzasadniono to faktem, że po ucieczce od męża wynajęła mieszkanie o powierzchni 27 m kw. i że pracuje na pełny etat. Wskazywano też, że sąd zasądził wysokie alimenty. Jednak mąż ani razu ich nie zapłacił, a mieszkanie musiała wynająć, mimo że nie było jej na to stać, bo tuż po ucieczce gdzieś musiała się z dzieckiem podziać. Miasto stosuje długie upokarzające procedury, zanim pozwoli takiej osobie zamieszkać w jakimś ośrodku. Nawet zasiłku 500 plus nie otrzymuje, bo w urzędzie wojewody wciąż sprawdzają, czy przypadkiem mąż, który wyjechał za granicę, tego świadczenia nie pobiera. Podobno takie sprawdzanie potrafi trwać latami, choć wystarczy sprawdzić, czy te 500 zł jest gdziekolwiek wysyłane, by kobieta choć te grosze otrzymała. Po licznych odwołaniach udało się jej dostać do przytułku przy ul. Chlubnej, ale już pod koniec listopada kazano jej ośrodek opuścić, bo w takich miejscach wolno przebywać tylko określony czas. Szukamy więc innego miejsca, ale wszystkie są przepełnione. Alimentów z Funduszu Alimentacyjnego też nie dostaje, bo ponoć ze swoim minimalnym wynagrodzeniem przekracza kryterium dochodowe. Tymczasem jej starania o lokal socjalny od miasta napotkały niespodziewaną przeszkodę. Jeden z warszawskich burmistrzów wysunął argument, że przecież rodzice pani Ani mieszkający na Kujawach dysponują lokalem o powierzchni „aż” 40 mkw. Tyle tylko, że tam nie ma pracy, a Anna nie chce tam wrócić, by żyć wyłącznie z zasiłków. W Warszawie ma pracę, dziecko chodzi do przedszkola, tu jest osobą czynną zawodowo, a w rodzinnym mieście musiałaby pozostać bierna. A dziewczyna jest ambitna i nie chce żyć na koszt budżetu. Na szczęście ma wsparcie nie tylko nasze, ale i bardzo dobrej osoby, pracownicy socjalnej, która wspiera ją w jej staraniach o mieszkanie, i która pomogła jej uzyskać miejsce w przytułku.