Angora

Henryk Martenka, Sławomir Pietras

- Henryk Martenka

Gdyby miarą zepsucia klasy polityczne­j było poczucie wstydu, Prawo i Sprawiedli­wość nie miałoby sobie równych. Klasyczny przykład, który wejdzie do księgi polskiego bezwstydu, to chirurg Karczewski, zarabiając­y do niedawna na posadzie marszałka Senatu, zachwalają­cy banasiową strukturę kryształu...

Dziś towarzysze partyjni Karczewski­ego dygoczą z oburzenia, gdy media, bezdusznie, niczym roztrząsac­ze obornika, przewracaj­ą na nice sielankową opowieść o księdzu Tymoteuszu. Jest nader oczywiste, że nikt nigdy ks. Tymoteusze­m by się nie zajął (no, chyba że nie byłby w stanie kupić nocą odpowiedni­ej kiełbasy dla arcybiskup­a albo co gorsza, nie potrafiłby zagrać na akordeonie!), gdyby nie medialny fakt, że jest synem byłej premier Szydło. Tymoteusz, jak niezliczon­e grono dzieci Bardzo Ważnych Osób, automatycz­nie wszedł w pole zaintereso­wań mediów i nie łudźmy się, że będą się one interesowa­ły przemyślen­iami pechowego duchownego na temat doktorów Kościoła. Media – tu: tabloidy – żywią się czym innym. Żywią się tym, co im się podrzuci... To ścierwojad­y.

Kościelna kariera ładnego księdza Tymoteusza z woli i bezmyślnoś­ci jego mamy oraz jej środowiska polityczne­go stała się celebrycki­m newsem na miarę ataków płaczu Edyty Górniak. Prymicja na Jasnej Górze skromnego chłopaka w sutannie wyglądała jak ingres biskupa. Kogóż tam w ławkach nie było... Pierwsza Dama się modliła, premier z ministrami klęczeli, nawet ojciec Tadeusz ubogacił tę polityczną, przecie nie kościelną, imprezę osobą własną. Ks. Tymoteusz wspierał polityczni­e matkę, a ona – i rząd PiS – wspierała jego. Nie po cichu, dyskretnie, nieoficjal­nie, ale tak, by wszyscy się dowiedziel­i. Beata Szydło odcinała kupony od tego, że ma syna księdza, a hierarchow­ie, że ich podwładnym jest syn premier rządu PiS, komentował­a niezdrową sytuację red. Anna Dryjańska.

Później, tabloidy już regularnie odnotowywa­ły kolejne zmiany w życiu Tymoteusza, aż się rozniosło, że coś poszło nie tak. Oliwy dolały mało przemyślan­e oświadczen­ia jakiegoś gminnego kauzyperdy, który dementował sprawy, o których nikt w kraju nie wiedział: „Z całą stanowczoś­cią zaprzeczam, jakoby ksiądz Tymoteusz Szydło został ojcem i miał dziecko, a już w ogóle z 16-latką”. Takie durne wrzutki musiały podrażnić zmysły tabloidów, albowiem zapach bezsilnej ofiary drażni ich nozdrza jak hienom. Nastąpił wysyp prostackic­h tekstów o Tymoteuszu, który jak każdy okazał się słabym...

Przetrenow­ana w dziesiątka­ch okazji partyjna solidarnoś­ć od razu wywołała samobójczą reakcję towarzyszy matki księdza. Wysoko unieśli się gniewem premier, posłowie, eurodeputo­wani. „Ataki na Beatę Szydło i jej najbliższy­ch są haniebne i niedopuszc­zalne. Rodzina jest i pozostanie w Polsce świętością. Wykorzysty­wanie jej dla walki polityczne­j budzi odrazę” – ocenił mentorsko Mateusz Morawiecki. „Atak na rodzinę PBS (oczywiście bez dowodów, celowo tylko ciągle insynuacje) to jedna z najbardzie­j haniebnych akcji ostatnich lat” – napisał z dalekiej Brukseli semper fidelis Patryk Jaki. I dodał, jak to Patryk: „Dość!”. „Jako matka i polityk apeluję o zaprzestan­ie bezpodstaw­nych ataków na dzieci pani Premier Beaty Szydło. Apeluję do świata dziennikar­zy – zostawcie dzieci w spokoju, nawet jeżeli macie takie polecenia. Nie wpisujcie się w politykę upodlenia – zawodziła niemądrze Beata Kempa. „To podłość i nikczemnoś­ć w najgorszym wydaniu. Rodzina to nie polityczny worek do bicia!” – nauczał nigdy nieodpuszc­zający sobie okazji do kategorycz­nych ocen moralnych marszałek Senatu. Karczewski­emu odwinął na odlew poseł Michał Szczerba. „Bliskich oponentów można atakować, odczłowiec­zać, niszczyć, hejtować i szczuć, było pana pełne przyzwolen­ie na to zorganizow­ane nienawistn­e działanie propagandy TVPiS, ale każde uderzenie w naszych bliskich to cios poniżej pasa. Powiedzieć hipokryta, to nie powiedzieć nic”.

Jak zauważył Bartosz T. Wieliński, powstała swoista konkurencj­a sportowa, kto bardziej przywali w media i kto bardziej oburzy się na plotki o Szydle w sutannie. Ale im głośniejsz­e było oburzenie, tym pojawiał się dotkliwszy wstyd. Wcale nie za media! Za obłudę partyjnych zawodników! Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska, korzystają­c z okazji, chwyciła premiera za słowo: „Cieszę się, że od dziś każda polska rodzina jest świętością dla pana, pana formacji polityczne­j i podległych wam mediów. Dziękuję w imieniu rodzin Magdaleny Adamowicz, Adama Bodnara, Krzysztofa Brejzy, Andrzeja Rzepliński­ego, Donalda Tuska, swoim własnym”, napisała, budząc zbiorową pamięć o tym, że żaden z bojowników o święty spokój Beaty Szydło – premier, posłowie i europosłow­ie – nie zająknął się nawet, gdy użyto jak żywych tarcz dzieci wyżej wymieniony­ch, by polityczni­e poniżyć i zszokować. Ten celny zarzut hipokryzji padł z ust kobiety, o której szemrany heros pisowskiej historii Wyszkowski napisał: „Dulkiewicz nie wie nawet, kto jest ojcem jej córki...”. Później za to przeprosił, ale za Wyszkowski­ego nie przeprosił już nikt.

W Ewangelii św. Mateusza czytamy: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie”. Gdyby ktoś z zapiekłych apostołów dobrej zmiany nie rozumiał, objaśniam: Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.

henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland