Energetyka jądrowa znów wraca do łask (Rzeczpospolita)
Rozmowa z MICHAŁEM SOŁOWOWEM*, właścicielem Synthosu
Rozmowa z Michałem Sołowowem.
– Podpisał pan umowę w formie protokołu uzgodnień ze spółką GE Hitachi Electric. Będzie pan budował reaktor jądrowy?
– Projekty w tym obszarze są bardzo długoterminowe. To oznacza, że za 4 – 6 lat powinniśmy zacząć konstrukcję takiej elektrowni. Duża część tego czasu to okres potrzebny na licencjonowanie technologii na świecie. GE Hitachi aplikuje o taką licencję w USA i Kanadzie. Mamy nadzieję, że regulacje zarówno europejskie, jak i polskie pozwolą na potwierdzenie licencji amerykańskiej w Polsce.
– Mówimy o małym reaktorze jądrowym, tzw. SMR. To jest technologia pionierska czy już sprawdzona biznesowo?
– Ona już jest szeroko stosowana szczególnie na użytek wojska; np. łodzie atomowe czy lotniskowce są napędzane małymi reaktorami. To jest pomniejszenie istniejących już dużych tradycyjnych reaktorów przy użyciu tego samego paliwa, tych samych technologii, tylko z o wiele większą wiedzą inżynierską i nowszymi technologiami zarządzania procesami. Kiedyś nie budowało się mniejszych reaktorów z powodu ekonomii skali, dziś rozwój technologii w obszarach towarzyszących, jak również ich dostępność ekonomiczna, pozwalają uzyskać mniejszy, a jednocześnie ekonomicznie uzasadniony projekt.
– Intuicyjnie te większe reaktory powinny być bardziej opłacalne. Rozumiem na łodzi podwodnej. Ale w czym te małe miałyby być teraz lepsze od dużych?
– Ekonomia skali przekroczyła pewien poziom. Proces ich realizacji (większych reaktorów – red.) jest długi, co wpływa na zwrot z kapitału, a potem na cenę produkowanego prądu. Budowało się je nawet 10 lat, zazwyczaj zresztą założony termin był przekraczany. Ich skala uniemożliwiała finansowanie przez prywatne instytucje, musiało w dużej mierze włączyć się państwo. Albo poprzez bezpośrednie finansowanie, albo udzielone gwarancje. Siłą rzeczy przedłuża to i utrudnia proces inwestycyjny.
–O ile szybciej da się postawić mały reaktor?
– Cykl inwestycyjny to nie więcej niż trzy lata. To radykalna różnica w porównaniu z tradycyjnymi elektrowniami. Mówimy o takim okresie realizacji, jak w dużym projekcie deweloperskim.
– Małe reaktory mają uzupełnić czy zastąpić duże?
– Zdecydowanie uzupełnić. To nie jest alternatywa, ale projekt wchodzący w określoną niszę. Dekarbonizacja zmusza wszystkie państwa do zmiany miksu energetycznego i same źródła OZE nie wystarczą. Po pierwsze,
konsumujemy coraz więcej energii. Po drugie, dziś te źródła odnawialne mają charakter mocno sezonowy, w kategoriach dnia, tygodnia, miesiąca i roku. Wieje albo nie wieje, świeci albo nie świeci. Poza tym muszą być uzupełniane przez energetykę gazową, czyli źródła, które mogą być szybko włączane i wyłączane, a więc powodują dalsze uzależnianie się od gazu. Polska stała się hubem produkcyjnym dla Europy, głównie ze względu na tanią siłę roboczą. To się kończy, robocizna drożeje. Zmuszeni jesteśmy trwale inwestować w nowe technologie, w automatyzację, podnosić efektywność, żeby móc sprostać oczekiwaniom naszych pracowników. Konsekwencją jest to, że komponent energetyczny w koszcie produktu będzie miał coraz większy udział. Tym bardziej jeśli energia elektryczna w Polsce będzie drożała, a na to się zanosi. Jeżeli Polska będzie dużym importerem netto energii elektrycznej, to przestaniemy być konkurencyjni w całym zakresie produkcyjnym. Więc musimy być konkurencyjni w cenie energii, warto też być niezależnym. Atom jest jedyną racjonalną alternatywą dla produkowania ekologicznie i bezpiecznie taniej energii. W cenie porównywalnej z ceną energii z węgla.
– Czy pana reaktor powstanie wcześniej niż elektrownia planowana przez rząd?
– Niekoniecznie. Rząd jest już dość zaawansowany, planuje jeden lub dwa reaktory. Jeszcze raz podkreślę, że nasz reaktor nie jest konkurencją. Potrzeby energetyczne Polski są ogromne, większość energetyki węglowej mamy zapisaną w derogacji. Moje motywacje są całkowicie komercyjne. Ja sam produkuję dziś energię głównie z węgla, w niedużej mierze z gazu, inwestujemy teraz w gaz, ale to nie wystarczy do zbudowania prawidłowego miksu energetycznego. Na dodatek niektóre nasze źródła musimy wyłączyć w 2024 r., a niektóre w 2028, w pozostałe kotły węglowe po prostu przestanie nam się opłacać inwestować. Niezależnie od przepisów czy motywacji ekologicznych zmusi nas do tego ekonomia. W przyszłości pozwolenia na emisję CO będą jeszcze drożały.
– Jest pan przedsiębiorcą, musiał pan stwierdzić, że ten biznes się opłaca. A przecież te reaktory nie są rozpowszechnione w zastosowaniach cywilnych.
– To są technologie sprawdzone od dekad, nie budzą wątpliwości. Chcemy produkować energię elektryczną i ciepło na nasze potrzeby. Ponieważ jednak taki reaktor wytworzy więcej energii, to po prostu będziemy ją sprzedawać na rynku. Dlaczego w to wierzę? Mamy doskonałego amerykańskiego partnera, sprawdzonego przez dekady producenta reaktorów jądrowych. Technologia zostanie dodatkowo sprawdzona przez amerykańską i kanadyjską agencję energii jądrowej, to są najwyższe standardy światowe. Bezpieczeństwo dostaw w przyszłości z najlepszego możliwego kierunku. Amerykański partner, amerykańska technologia, wsparcie amerykańskiej administracji, a z drugiej strony prawdziwe potrzeby rynku, nie konkurencyjność w stosunku do projektu dużej energetyki jądrowej w Polsce. – Nie boi się pan protestów? – Dookoła nas energetyka jądrowa funkcjonuje od lat i nigdy nic się nie stało. Z wyjątkiem Czarnobyla. To jest przełomowy moment. Teraz energetyka jądrowa wraca do łask. Otwarcie się na małe reaktory zmienia całkowicie obraz gry.