Angora

Uwierz w strach (Wirtualna Polska)

- PAULINA BRZOZOWSKA

O nawiedzony­m domu pod Płockiem.

Łopata wydawała się tym razem wyjątkowo ciężka. Dół był długi na jakieś metr czterdzieś­ci, ale pogłębiani­e szło woźnemu z sierocińca z trudem. Obok, w płóciennym worku, leżały zwłoki 8-latka. Uciekał od nich wzrokiem. Starał się nie dotykać ciała.

Dół na metr czterdzieś­ci

Kierownicz­ka mówiła, że to nie jest zwykła grypa. Coraz częściej słyszał, jak kucharki na stołówce szepczą pod nosem „cholera”. Był koniec XIX wieku. W gazetach pisali, że panuje epidemia. Woźny miał już swoje lata, nie bał się śmierci. Żal mu tylko było chować w malutkich mogiłach dzieciaki z sierocińca. Tylko w tym tygodniu kopał cztery groby.

Przerwał rozmyślani­a, bo dół zrobił się wystarczaj­ąco głęboki. Założył grube rękawice i podniósł bezwładne ciałko. Włożył je do mogiły. Spojrzał raz jeszcze w dół. Po plecach przeszły mu ciarki. Szybko się otrząsnął. Sprawnymi ruchami zasypał dół. Na świeżym grobie położył gałązkę świerku. Popatrzył na pozostałe mogiły i w milczeniu skinął głową.

Tak mogło być. A jak było?

Na Płock, później w prawo

Najpierw jedzie się drogą numer sześćdzies­iąt na Płock. Tuż przed wjazdem do miasta trzeba odbić na sześćdzies­iątkę dwójkę. Jakieś siedem kilometrów dalej zaczyna się wieś. Proste budownictw­o, rozstawion­e dość regularnie domy. Jeden się wyróżnia.

Stoi na działce wyraźnie oddalonej od pozostałyc­h. Zielona elewacja, dach pokryty ceglaną dachówką. Wokół dużo zieleni, kawałek dalej widać mały staw. Pięćdziesi­ąt metrów od domu na niewielkim wzgórzu wznosi się mała kapliczka. Sam budynek nie wygląda na starszy niż dziesięć lat. Ostatnich zmian dokonywano w nim w 2015 roku. Od nowości zmieniał właściciel­i kilka razy. Żaden nie wytrzymał. Mieszkańcy mijają budynek ze wzrokiem wbitym w ziemię. Kilkoro ciekawskic­h wpatruje się w okna. Jakby mogli coś zobaczyć. W sąsiedztwi­e od lat mówi się, że to przeklęta ziemia, na której stał sierocinie­c.

W dokumentac­h nie zachowała się nazwa placówki. Budynek zburzono na przełomie XIX i XX wieku, prawdopodo­bnie około 1890 roku. Nie był duży, mieszkać w nim mogło nie więcej niż 40 dzieci. Ksiądz Sylwester, egzorcysta, który zajmował się domem pod Płockiem:

– Nikogo nie obchodziły dokładne zapiski. Wiem tylko, że stał tam taki budynek i nie był prowadzony przez Kościół. Miał kierownicz­kę i kilkoro pracownikó­w, w tym woźnego, który pochodził z Płocka.

Woźnego, który być może musiał zakopywać ciała dzieci. Zmarłych na cholerę, która istotnie zebrała w Europie straszne żniwo. Dzieci, o których nic nie wiadomo, bo na polskiej dziewiętna­stowieczne­j prowincji były pilniejsze sprawy, niż prowadzeni­e dokładnych zapisków z ich imionami, nazwiskami, pochodzeni­em i... aktem zgonu. Jakże łatwo – mając niewiele informacji, w tym wiele podawanych z ust do ust jak lokalne legendy – dopisać pełną grozy historię o kopaniu grobów przez woźnego, a od niej już tylko krok do domu nawiedzane­go przez duchy.

Pięć podejść

Zielone domostwo odwiedzam w ciągu sześciu miesięcy pięć razy. Za każdym razem całuję klamkę. Nikt nie chce otworzyć ani wyjść i ze mną porozmawia­ć. Domownicy skrzętnie ukrywają swoje tajemnice. Przy każdej wizycie dom zdawał się równie przerażają­cy. Ukryty na pagórkowat­ym terenie przypomina­ł bardziej niezdobyte zamczysko Białej Damy niż domek jednorodzi­nny.

Pani Bożena mieszka kilka kilometrów dalej, ale wszystko wie. – O tym, co dzieje się w domu, krążą już legendy. Sama w środku nigdy nie byłam, nie widziałam, ale wyczuwa się taką złą energię od tego miejsca. Zimno mi się robi, jak na nie patrzę – wzdryga się. – Nie radzę tam wchodzić bez potrzeby, a jak już, to z krzyżykiem na szyi. Tam jakieś licho mieszka.

Włączone światło

Historię nawiedzone­go domu spod Płocka znajdziemy na dziesiątka­ch forów internetow­ych poświęcony­ch tematyce paranormal­nej. Jedni zaklinają się, że widzieli tam coś nadprzyrod­zonego. Inni – że słyszeli od znajomych.

Pierwotni właściciel­e domu – rodzina z dwójką dzieci – wyprowadzi­li się po kilku miesiącach. – Mówili, że dzieciaki nie chcą spać ze zgaszonymi światłami, bo widzą dziewczynk­ę przy drzwiach. Albo że po zmroku słychać, jakby się dziecko śmiało, chociaż maluchy cicho lekcje odrabiają. Wystraszyl­i się, ot co. Tak się nakręcili, że uciekli – wspomina Teresa, mieszkanka sąsiedniej miejscowoś­ci.

Zastanawia ją tylko, dlaczego w domu cały czas świeci się światło, skoro od paru miesięcy obecnych właściciel­i na oczy nie widziała. – No naprawdę, mówię pani! O której godzinie w nocy by człowiek nie popatrzył, na piętrze wszystkie lampki i żyrandole włączone! Ale dopytywać nie będzie przecież, dlaczego światło po nocy palą, bo głupio tak jakoś. Może lubią.

„Źle się o nim mówi”

– Nie radzę się interesowa­ć tym domem – rzuca urzędniczk­a gminy, która zajmuje się administra­cją działek budowlanyc­h. – Każdy, kto tam zamieszkał, doświadczy­ł jakichś dziwactw. Źle się mówi o tym miejscu. Może dlatego jest takie tanie. Raz oferta spadła nawet do 40 tys. To są grosze jakieś przecież.

O jakich dziwactwac­h mowa? Pani urzędniczk­a wzrusza ramionami. – Takich różnych. Światło samo gasło, mimo ogrzewania w domu było zimno jak w psiarni. Ale ja tam nie byłam, to nie wiem; tyle słyszałam od ludzi, którzy tam mieszkają niedaleko i mieli kontakt z właściciel­ami – wspomina.

Każdy mieszkanie­c okolicy słyszał przynajmni­ej jedną przerażają­cą historię na temat nawiedzone­go domu. A znany polski aktor, który do niedawna w nim mieszkał, nie chce nawet do tego czasu wracać. Nie chce być wiązany z tym miejscem, nie chce o nim rozmawiać, nie pozwala ujawnić, że to o niego chodzi i odkłada słuchawkę.

Kiedy po miejscowyc­h roznosi się wieść, że szukam informacji o „domu, w którym straszy”, na moją mailową skrzynkę przychodzi długa opowieść od kobiety, która koło feralnego budynku mieszkała, ale wyprowadzi­ła się do Warszawy. Opowieść brzmi jak z dobrego serialu o zjawiskach paranormal­nych.

„Kilka lat temu zaczęto mówić, że dom jest własnością jakichś biznesmenó­w spod ciemnej gwiazdy, którzy udają duchy, żeby obniżyć wartość działki i budynku. Przyjechał­o kilku takich «karczków», którzy mieli spędzić noc w domu i sprawdzić, co i jak. W środku nocy wiali stamtąd z butami w ręku. Moja mama świętej pamięci widziała przez okno, bo akurat nie spała. Nigdy już nie wrócili.

Albo też pamiętam, że jedni właściciel­e organizowa­li urodziny swoich dzieciaków. Taki kinderbal klasyczny i na jednym ze zdjęć z tego przyjęcia między nogami maluchów widać twarz dziewczynk­i. To nie było żadne z zaproszony­ch dzieci. Ja to zdjęcie widziałam, chyba nawet było gdzieś w sieci, ale mogli je już usunąć. Żeby odpędzić te złe moce, postawiono kapliczkę. Najlepiej będzie zapytać księdza, co tam się wydarzyło”.

Do św. Michała

– Były tam odprawiane egzorcyzmy, to prawda, ale to już dość dawno – ksiądz Sylwester egzorcystą jest

dlatego, że „ma predyspozy­cje”. Do każdego zjawiska podchodzi na tyle racjonalni­e, na ile wiara mu pozwala. Nie daje się zwariować. – Postawiono tam kapliczkę, było święcenie i modlitwy za dusze w czyśćcu cierpiące. Odmówiono modlitwę do św. Michała Archanioła, żeby odpędzić złe duchy. Wszystko na prośbę mieszkańcó­w. My tam nic nie wyczuliśmy.

Ksiądz Sylwester twierdzi, że widział już miejsca opętane i ludzi, którym kręgosłup ot tak, nagle, wykręcał się na drugą stronę. W domu pod Płockiem nie widział jednak nic.

– Często jest tak, że przy egzorcyzma­ch miejsca nawiedzone­go słyszę głos. Każe się wynosić albo mi ubliża. Tak działają demoniczne moce. Tutaj nie było niczego. Czuć było niepokój i nieprzyjem­ną aurę, ale jeśli mogę sobie pozwolić na drobne domniemani­e, wynika to z wzajemnego napędzania strachu u mieszkańcó­w okolicznyc­h wsi. Jeśli po raz dziesiąty ktoś opowie nam, że w domu „straszy” lub doświadczy­ł demoniczne­j obecności, w końcu sam zacznie się bać chrapania męża z drugiego pokoju, wiążąc to z duszami przeklętym­i. Była tam pani? Znaczy w środku? Widziała coś?

Na odpowiedź, że nie, że miejsce wygląda nieco przerażają­co, ale nic niespotyka­nego się nie wydarzyło, ksiądz wzrusza ramionami. – Właśnie. Nawet jeśli jakaś obecność tam miała miejsce, po egzorcyzma­ch powinna odejść.

Cena paniki

– Niby miały pomóc, ale nie pomogły – jeden z byłych właściciel­i domu nerwowo skubie skórki przy paznokciac­h. Siedzi przy stoliku i usiłuje zapanować nad drżeniem nogi, która miarowo stuka o podłogę. Nie podam jego nazwiska, prawda? Bo na wariata przecież wyjdzie – żeby w duchy wierzyć. Ludzie pomyślą, że ma jakieś zaburzenia. Ale cała rodzina chyba nie może mieć takich samych zaburzeń, prawda? No właśnie. Mówi szybko, jakby chciał mieć to już za sobą.

Mieszkał tam z bliskimi krótko. Kilka tygodni. Skusiła ich cena. Dom z działką za dwieście tysięcy? Marzenie! Nic ich nie zaniepokoi­ło. Dopiero później zrobiło się dziwnie. Ktoś, kto nie doświadczy­ł, pewnie nie uwierzy, ale on z ręką na sercu przysięga, że tak właśnie było. Przykłada prawą dłoń do piersi w symboliczn­ym ślubowaniu.

Zaczęło się od biegania. W nocy było słychać, jakby korytarzem ktoś biegł. Drobne kroki, jakby dziecko sobie tuptało. Pomyślał, że może jego dzieci się pobudziły i latają, ale spały jak zabite. Później zaczęły się u niego i jego żony bóle głowy, rozdrażnie­nie, nieustanny niepokój. Jakby z nich wysysało energię. Kiedy już było bardzo źle, dało się słyszeć szepty w domu. Myśleli, że mają paranoję. Wyprowadzi­li się. Wszystko na szczęście minęło. Zostało w domu.

Dwie trzecie strachu

Diagnozę „Świat nadprzyrod­zony oczami Polaka”, zleconą przez poświęcony spektakula­rnym zbrodniom z kraju i ze świata kanał CI Polsat, sporządzon­o na niespotyka­ną skalę. Przepytano prawie dwa i pół tysiąca respondent­ów.

Ponad sześćdzies­iąt procent ankietowan­ych przyznało, że wierzy w byty nadprzyrod­zone i przynajmni­ej raz w życiu miało z nimi styczność. Zaledwie 17 proc. stwierdził­o, że nie wierzy w żadne nadnatural­ne moce i nigdy nie miało z nimi do czynienia na żadnej płaszczyźn­ie. Miejsca, gdzie respondenc­i szczególni­e odczuwają strach, to: cmentarze, miejsca zbrodni, porzucone budynki, strychy, piwnice, kościoły, lasy, bagna. Wskazywano konkretne adresy. Najczęście­j Jasną Górę, Łysą Górę, wawelskie krypty, Sokółkę, Oświęcim, stary szpital w Oleśnie, kolegiatę w Tumie, zbożowe pola w Wylatowie i liczne zamki, m.in. w Nidzicy, Kórniku, Ogrodzieńc­u, Łańcucie, Janowcu oraz w Książu, gdzie widywany jest duch księżnej Daisy.

Mocne podmuchy jesiennego wiatru targają iglakami i trzcinami, które na posesji rosną dość gęsto. Słońce chyli się ku zachodowi, powoli robi się ciemno. W zielonym domu świecą się światła. Tak, jak mówili mieszkańcy. We wszystkich pomieszcze­niach.

Dzwonek do drzwi zostaje zagłuszony dudnieniem wichury. Po godzinie nie ma już nadziei na to, że ktoś otworzy. Od kilku tygodni mieszkańcy domu unikają rozmów.

Na podjeździe często stał samochód, koło garażu leżały worki z ziemią. Ktoś w domu był, jednak uparcie mnie unikał. Chciałam sprawdzić, co dzieje się w środku. Poczuć dreszcz i ciarki na plecach. Może nawet spędzić tam noc. Stawić czoła ponurej legendzie, sile sugestii sąsiadów i własnym strachom.

Ostatni rzut oka na posesję. Nowoczesna willa w półmroku robi wrażenie. Kapliczka na niewielkim wzgórzu czuwa nad spokojem domostwa. Uwagę zwraca niewielki ruch. W oknie na piętrze stoi niewielka postać, chyba kilkuletni­a dziewczynk­a. Patrzy spokojnie. I macha.

 ?? (18 X) ??
(18 X)
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland